"Córka będzie wyklęta, bo dostanie tylko medalik i Biblię". Ten list to dowód na skalę komunijnych obłędów
List do redakcji
30 kwietnia 2019, 15:47·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 30 kwietnia 2019, 15:47
Dzisiaj komunia rzadko kiedy przypomina kameralne spotkanie rodzinne. Nastała moda na coś większego, bardziej wystawnego. Większe przyjęcia, kolorowe torty, atrakcje, drogie prezenty, szerokie przygotowania i wizyty u kosmetyczki. To wszystko czasem przypomina pole bitwy, rodzic bierze L4 i wchodzi w rolę nerwowego wojskowego lub wodzireja. Na szczęście nie wszyscy ulegają modzie i nie chcą iść w tym kierunku. Poznajcie zdanie jednej z mam, 9-letniej Zuzy.
Reklama.
Mama Zuzi swoje obserwacje dotyczące przygotowań do Pierwszej Komunii opisała w liście do redakcji MamaDu. Jego treść publikujemy poniżej.
"Chcę, żeby w dniu komunii naszego dziecka było rodzinnie, miło, spontanicznie. Może będzie skromnie, ale nie oznacza to, że gorzej. Obiad przygotuję sama, w ciastach pomoże mi sąsiadka, która jest moją dobrą znajomą. Wspieramy się zawsze w swoich zadaniach.
Tymczasem moje koleżanki i mamy dzieci z Zuzi klasy biegają, jak szalone. Lista spraw do załatwienia. Terminy. Jeden wielki bieg i chaos. W szkole, w pracy, w sklepie, u kosmetyczki – na każdym kroku słyszę podobne dyskusje o tym, jaki wianek, czy gotowa lista gości, gdzie komunia, jakie menu, czy już wszystko zamówione. To niesłychane, ile kobiet komplikuje sobie życie na własne życzenie.
Milion ustaleń, jeszcze więcej pytań, nacisk, walka, czyli jedna wielka nerwówka. Dlatego wybrałam inną drogę od początku, nie chciałam brać udziału w 'magii' blasku i festiwalu przechwałek.
Cenię sobie prostotę i dlatego chcę ugościć swoją rodziną w domu. Fakt, nie jest ona duża i bez problemu wszyscy zmieszczą się w naszym domu. Zresztą próbą większych spotkań jest Boże Narodzenie. Tworzyliśmy z mężem nasz dom, po to, aby przeżywać w nim najpiękniejsze chwile.
Oczywiście słyszę komentarze od innych: 'Ale jak to w domu?'. Nie wiem, dlaczego dzisiaj każdy rodzic MUSI zorganizować komunię dziecka w wynajętej sali bądź restauracji. Ja wolę skromną uroczystość, która nie zakryje głównego wątku, czyli przeżycia dziecka.
Na moim stole nie zmieści się trzypiętrowy tort z cukierni. Nie będzie pięciu, lecz dwa dania. Nie będzie ogromnych wydatków, które ciężko udźwignąć. Tort dla mojej córki zostanie zrobiony przez mistrzynię cukiernictwa, moją siostrę, która uwielbia piec i przystrajać torty. Robi to z niezwykłą precyzją i pasją. Do stołu nie będą podawać kelnerki, lecz ja wraz z mężem.
W niedzielę nie będziemy pędzić do salonu, żeby upiąć strojny kok. Nie robimy też dla gości listy prezentów, nie wymagamy też od nich pieniędzy. Dadzą to, co chcą i za kwotę, jaką uważają.
Nie bawi mnie ten cały zamęt, w którym ginie duchowy wymiar sakramentu. Nie chcę być w tym czasie zaganianą matką, a moje dziecko roztargnionym 9-latkiem, który nie wie, po co to całe zamieszanie, tylko czeka na prezenty.
Nie chcę, żeby komunia była małym weselem mojego dziecka. Nie o to przecież tu chodzi. Chcę, żeby było rodzinnie, spontanicznie, żywiołowe i przede wszystkim z naszym wkładem, bo według mnie gestami, czynami budujemy atmosferę miłości.
Martwi mnie to, że w klasie mojej córki, zresztą pewnie w każdej szkole, dzieci się porównują kto więcej, bardziej i lepiej. Rozmawiałam z nią o tym. Ona wie, że jej nie zawiodę i postaramy się, aby było to wyjątkowe przeżycie.
Rozumie, że zamawianie kamerzysty i fotografa, wybranie sali i robienie strojnego przyjęcia jest nie na miejscu. Bo to moim zdaniem jest właśnie nie na miejscu. Żeby z duchowego przeżycia robić taki cyrk? Ja rozumiem, że taka jest moda, ale obawiam się, że moja córka zostanie przez rówieśników wyklęta, bo dostała 'tylko' medalik, zegarek i Biblię."