"Szczęśliwy rodzic, szczęśliwe dziecko". Skończcie powtarzać to zdanie, robi nam wszystkim krzywdę

Ewa Bukowiecka-Janik
Niby wszyscy wiemy, o co chodzi. Rodzic wyluzowany, spełniony, radosny to rodzic gotowy do kontaktu z małym człowiekiem, bardziej niż rodzic wkurzony i sfrustrowany. Ale czy na pewno osobiste szczęście jest gwarancją, że wychowamy szczęśliwe dziecko? Czy nasze osobiste szczęście wystarczy, by dać dziecku narzędzia do budowania jego własnego osobistego szczęścia? Oczywiście, że nie. I co więcej, tym zdaniem wywieramy presję, która wcale do szczęścia nas nie prowadzi.
Szczęśliwy rodzic to szczęśliwe dziecko. Czy to prawda? fot. Unsplash
Mieć kompleksy, słabe dni, depresję, podejmować złe decyzje: wstyd. Mówcie, co chcecie, ale nadal tak jest. Choć niektórzy z nas wychodzą z cienia, to nadal żyjemy w dobie narracji sukcesu. "Możesz być kim chcesz", "szczęście jest w twoich rękach". Setki postów i zdjęć o idealnym życiu zalewają nas każdego dnia. Często czujemy, że nie mamy nic fajnego do pokazania.

Szczęśliwy rodzic, czyli jaki

Każdy z nas szczęście definiuje inaczej. Ja jestem szczęśliwa, lecz nie wydaje mi się, by dzięki temu szczęśliwe było moje dziecko. Mam nadzieję, że tak jest, jednak z moich doświadczeń wynika, że szczęśliwe jest ono wtedy, gdy dostaje to, czego potrzebuje. Nie zawsze jest to kompatybilne z moimi potrzebami i z tym, co sprawia, że ja czuję się szczęśliwa.
Poczucie szczęścia w życiu zdecydowanie jednak pozwala mi cieszyć się z drobiazgów, dostrzegać je i pokazywać mojemu dziecku. Wyzwala we mnie nowe pokłady miłości i empatii. Tak, to na pewno pomaga mi budować relację z synem, która uszczęśliwia także jego.


Jednak bywa, że poczucie szczęścia to za mało. Aby wychować dziecko na szczęśliwego człowieka trzeba umieć w komunikację, w szczerość, w asertywność. Trzeba być wytrwałym i cierpliwym. To kompetencje, które nie wynikają z bycia szczęśliwym. Lecz dojrzałym.

Owszem, dojrzałość w szczęściu pomaga. Jednak wracając do punktu wyjścia - człowiek szczęśliwy niekoniecznie będzie potrafił dać szczęście drugiemu. Po prostu.

Tytułowe zdanie jest mylące. Upraszcza zagadnienie, spłaszcza je. Tym, którzy szczęście utożsamiają z sukcesem zdanie to niewyobrażalnie podnosi poprzeczkę. I przysparza zmartwień. Czy ja zmęczona, sfrustrowana i samotna sprowadzę na moje dziecko fatum nieszczęścia? Nie. Jeśli tylko nie obciążę go swoimi problemami, będzie dobrze.

Czy ja zadowolona z siebie i ze swojego życia sprawię ot tak, że moje dziecko będzie szczęśliwe? Nie. Jeśli nie pokażę mu, jak walczyć o siebie, jak szukać własnej drogi do szczęścia, nic z tego nie będzie.

Zacznij od siebie

Tym zdaniem powinniśmy zastąpić felerne powiedzenie "szczęśliwy rodzic, szczęśliwe dziecko". Jeśli chcemy, by nasze dziecko wiedziało dokąd zmierza, co sprawia mu radość i co podpowiada mu serce, sami podążajmy tą drogą.

Wysłuchajmy siebie, swoich obaw, kompleksów, emocji, uszanujmy siebie i na tej podstawie podejmujmy życiowe decyzje. To będzie dla naszego dziecka prawdziwa lekcja. Bo zasady, które stosujemy wobec siebie, tak naprawdę stosujemy też wobec innych.

Podchodzisz krytycznie do siebie? Może to objawiać się krytykowaniem innych, w tym dziecka. Masz wysokie wymagania? Przyjrzyj się, czy to nie są twoje wymagania wobec siebie samego. I tak dalej.

Czy wsłuchanie się w siebie i uszanowanie tego, co usłyszymy wystarczy do szczęścia? Jednemu tak, drugiemu nie. Dla wielu to będzie dopiero pierwszy krok ku osobistemu szczęściu. Ale ten krok nauczy nasze dzieci więcej, niż wiara, że jeśli będziemy emanować szczęściem, schowamy smutki do kieszeni, uszczęśliwimy innych.