"Wyszło? Wyszło, a co za różnica, którędy?". Cesarskie cięcie oczami czytelniczek

Marta Lewandowska
 "Wyszło? Wyszło, a co za różnica, którędy?". Pod moim artykułem opisującym historie dziewczyn, które spotkały się z oceniającymi komentarzami po tym, jak, z różnych powodów, na cesarskie cięcie posypały się komentarze. Nie mogłam przejść obok nich obojętnie, bo temat nadal wzbudza wiele emocji.
Cesarskie cięcie, nie jest gorszym, ani lepszym porodem. unsplash.com

Dlaczego się nas ocenia

Większość komentarzy, które pojawiły się pod artykułem, to dowód na to, że wiele kobiet, które poddają się cesarskiemu cięciu, niezależnie od statystyk nie ma wyjścia. "Chciałam rodzić  siłami natury, ale nie wyszło. 2 cesarki Nienawidzę swojego ciała zawsze robi inaczej, niż bym chciała. Po 5 i 2.5 roku od cesarki zaczynam to akceptować, ale żal wciąż mam" - pisze Wioleta.


Wtóruje jej Natalia, która pierwsze dziecko urodziła naturalnie, przy drugim nie miała wyjścia "Nigdy przenigdy nie zdecydowałabym się z własnej nieprzymuszonej woli na CC. Po pierwszej rok dochodziłam do siebie... Coś strasznego... Nie wspominam tego miło... Potem zaszłam w 3 ciążę i absolutnie nie chciałam CC, niestety nie udało się".

Wiele z czytelniczek zwraca uwagę na to, że najwięcej nieprzyjemnych komentarzy doświadczają od kobiet z bliskiego otoczenia. Jak Gosia, jedna z bohaterek tamtego artykułu. "Mam koleżanki, które potrafią rozmawiać o porodach, a kiedy ja się chce wypowiedzieć, stwierdzają ze nie rodziłam naprawdę, to co ja mogę wiedzieć - przyznaje Kate.

Gloryfikacja cierpienia


Justyna z kolei zwraca uwagę, że wywyższanie porodu naturalnego, który w sposób oczywisty wiąże się z bólem, ma prawdopodobnie swoje umocowanie w naszej kulturze. "Myślę, że takie podejście to gloryfikowanie cierpienia wynikające ze starotestamentowego chrześcijaństwa..." - pisze.

Trudno jednak z nią się nie zgodzić, kiedy podkreśla, że czasy się zmieniają i możliwości medyczne należy wykorzystywać. "Dziś jedynym przyzwoitym, katolickim czy innym, po prostu humanitarnym podejściem jest redukowanie tego trudnego do opisania bólu, jeśli tylko jest to możliwe. Piętnowanie kobiet po CC jest zwyczajnie podłe" - podsumowuje.

Paulina, która urodziła troje dzieci przez cesarskie cięcie, choć  żadnego z nich nie planowała, przyznaje, że sama miała problem z używaniem określenia "urodziłam". "Po cięciach sama długo nie umiałam powiedzieć, że urodziłam. Mówiłam, że mi dzieci wyjęli. Ale później stwierdziłam, że ból jest taki sam, tylko po prostu w innym czasie jest jego większe natężenie..."

Dziś szykuje się do kolejnego porodu, liczy, że uda jej się uniknąć cięcia. 

Najgorzej jest na oddziałach

Wiele kobiet z brakiem zrozumienia spotkało się już w szpitalu. Kiedy obolałe nie miały siły wstać do dziecka i potrzebowały największego wsparcia, nie otrzymały go tam, gdzie teoretycznie każdy powinien rozumieć sytuację. 

"Nawet na porodówce usłyszałam, jak jedna z pań twierdziła, że CC to nie poród. Ale osobiście się tym nie przejmuje. Dzieci są zdrowe, szczęśliwe i to jest dla mnie najważniejsze" - wspomina Iga. Swoją historię opowiada też Joanna, która miała dwa cięcia. Pierwsze, po 10 godzinach wywoływania porodu. Zna obydwa rodzaje bólu.

Przyznaje, że za pierwszym razem położnik spisał się na medal, stwierdził, że nie ma sensu przedłużać jej cierpienia i zdecydował o cesarskim cięciu. Po narodzinach  córki, kiedy trafiła na oddział, nie było już tak pięknie. 

"Po CC traktowana byłam bardzo źle i bałam się, że kiedyś mogę tam wrócić...". Przyznaje, że kiedy zaszła w drugą ciążę, chciała spróbować rodzić siłami natury. "Po pierwszym wywołaniu, 2 dni zero postępu, więc prośba o CC, bo się po prostu już bałam o siebie i dziecko, nie chciałam przechodzić tego raz drugi". 

Usłyszała od lekarza, że z "z takimi, jak ona zawsze są problemy". "Więcej opowiadać nawet mi się nie chce" - kończy smutno.

Przestańcie nas oceniać!

Większość czytelniczej podkreśla jednak, że w XXI wieku, nie są w stanie zrozumieć, dlaczego ich porody przez cięcie, niezależnie od tego, czy są ze wskazań medycznych, czy też na żądanie, są przedmiotem jakiejkolwiek dyskusji. 

Najtrafniej podsumowała to Ewelina, która jak sama przyznaje, marzyła o cesarskim cięciu, jednak żartuje, że życie zrobiło jej psikusa i musiała urodzić siłami natury. "Dla mnie każda mama, która nawet nie koniecznie rodziła, a wychowuje to 100 proc. mama. Nie ważne jak rodziła i czy rodziła, czy karmiła piersią, czy może mm. Mama jest mamą i koniec kropka, a stygmatyzowanie kobiet ze względu na rodzaj porodu jest chore. Kobieta kobiecie wrogiem! Straszne i przykre."

Jesteście bohaterkami

Co ciekawe w obronie mam, których dzieci przyszły na świat przez cesarskie cięcie stanęło wiele kobiet, które same rodziły naturalnie, ale były w sali poporodowej z dziewczynami po cesarce. 

"Jak zobaczyłam na sali dziewczynę po cesarce, leżącą, źle znosząca gojenie się blizny, współczułam jej.  Nosiłyśmy jej dziecko, bo nie mogła, nosiłyśmy jej herbatę, a ona w ciszy zwyczajnie cierpiała. Faktycznie łatwizna..." - pisze autorka bloga Łysa Mówi.

Doskonale wiem, co ma na myśli. Kiedy rodziłam drugie dziecko, po pierwsze bardzo żałowałam, że nie miałam cesarki, bo dziecko urodziło się sine, okręcone ciasno pępowiną, a po drugie na sali byłam z Dorotą. Dziewczyna przed ciążą ważyła 45 kg. 

Urodziła bliźniaczki, mniejsza z dziewczynek ważyła 2,6 kg, większa 3 kg. Dorota miała cesarkę ze względu na stan przedrzucawkowy. Po porodzie nie była w stanie pójść do toalety. Dopiero w drugiej dobie okazało się, że ktoś zapomniał zapisać w jej karcie leki przeciwbólowe. Cierpiała bardzo. Znacznie bardziej, niż ja po 13-godzinnym, ciężkim porodzie.

Nie ma powodu do wsydu

Niezależnie od tego, jak przyszło na świat twoje dziecko, najważniejsze, że jest zdrowe, że je kochasz. Nie ważne, czy cesarskie cięcie było podyktowane przez wskazania medyczne, czy odbyło się na żądanie mamy. 

"Kiedy idę do nowego ginekologa, czuję, że muszę się tłumaczyć, czemu miałam dwa razy CC. Myślę, ze to jest w moje głowie, bo lekarzy wybieram raczej sensownych, a ich pytania mają, są logiczne. Jednak w społeczeństwie jest wciąż stygmatyzacja CC i to robi robotę niestety...." - pisze smutno Bernadeta.

Dziękujemy Wam za wszystkie osobiste opowieści, którymi chcecie się z nami dzielić. Jesteśmy dla was i wierzymy, że razem możemy wiele zmienić.
Jeśli chcesz opowiedzieć swoją historię, pisz śmiało, chętnie cię wysłucham.
marta.lewandowska@mamadu.pl