"Płakałam ze zmęczenia". Wtedy usłyszałam najcenniejszą radę, którą chcę przekazać każdej mamie
Gdy w wieku dwudziestu paru lat urodziłam swoje pierwsze dziecko, byłam bardzo podekscytowana. Wydawało mi się, że jestem na macierzyństwo gotowa, a jednak pierwsze miesiące opieki nad moją córką bardzo dały mi się we znaki. Nieprzespane noce, problemy z karmieniem, kolki, częsty płacz maluszka spowodował, że często czułam się bez sił. Wtedy usłyszałam od przyjaciółki radę, która zmieniła moje podejście.
- Wiele mam na początku macierzyńskiej drogi odczuwa zmęczenie, przytłoczenie, frustrację.
- Jak poradzić sobie, pomimo nieprzespanych nocy, problemów z karmieniem dziecka, kolek czy jego ciągłego płaczu?
- Ta rada mojej przyjaciółki pozwoliła mi zmienić podejście do macierzyństwa.
Współczesne macierzyństwo nie dla wszystkich jest proste – często żyjemy pod presją cudzych, ale też swoich oczekiwań. Uważamy, że powinniśmy dawać sobie świetnie radę ze wszystkim, a zmęczenie, stres, frustrację, zniecierpliwienie traktujemy jak naszą słabość, a nie sygnał do zmiany.
Macierzyństwo nie jest proste
Któregoś dnia, po kolejnej nieprzespanej nocy, z podkrążonymi oczami, włosami w nieładzie, z plamą na t-shircie od mleka powitałam w drzwiach moją przyjaciółkę. Prawie z miejsca poskarżyłam się jej, że miałam nadzieję, iż macierzyństwo będzie prostsze i mniej wymagające.
I wtedy usłyszałam od niej zdanie, które zapamiętam na całe życie. "Podobnie jak opiekujesz się swoją córeczką, zaopiekuj się też sobą. Prawie tak samo jak niemowlakiem”. Może dla kogoś brzmi to banalnie, może są kobiety, które zawsze są świadome swoich potrzeb i nie ma dla nich w tym zdaniu nic odkrywczego.
Ale dla mnie w tamtym czasie, gdy byłam w 100 proc. skoncentrowana na mojej córce, to było jak odkrycie Ameryki. Lekceważyłam, a raczej chyba w ogóle nie zdawałam sobie sprawy z tego, że powinnam myśleć o sobie.
Zachowywałam się jak każda mama – gdy moje dziecko potrzebowało kilkugodzinnego noszenia, bujania, przytulania, gdy karmienie piersią traktowało nie tylko jak posiłek, ale też sposób na uspokojenie lub zaśnięcie, po prostu jej to dawałam. Oczywiście, że to wyczerpywało moje wewnętrzne zasoby i czułam się coraz bardziej przemęczona, ale wtedy nawet nie przyszło mi do głowy, żeby coś z tym zrobić.
Odpuszczam wszystko inne
Jak zadbałam o samą siebie? Zwyczajnie, po prostu zaczęłam jak najczęściej myśleć jak o tym, czego potrzebuje mój "wewnętrzny niemowlak”, jak to zabawnie ujęła moja przyjaciółka. Jeśli snu, starałam się nadrabiać zaległości podczas drzemki córki. Kładłam się razem z nią, a nie jak wcześniej rzucałam się do sprzątania czy gotowania obiadu.
Otoczyłam się zdrowymi przekąskami (np. orzechami), by korzystać z nich wtedy, gdy nie mam czasu zjeść pełnowartościowego posiłku, zamiast "pożerać” batonik. Wprowadziłam zasadę "30 minut na zewnątrz”, czyli codziennie starałam się wyjść SAMA na spacer (zwykle wtedy, gdy mój partner wracał z pracy lub odwiedzała mnie mama). To był mój krótki, ale bardzo potrzebny codzienny czas na reset.
Oczywiście było jeszcze wiele innych drobniejszych rzeczy, które wprowadziłam w życie, pewnie każda mama wie, co ją odpręża lub zwiększa jej poziom energii. Przede wszystkim jednak, gdy córka miała gorszy dzień – była bardziej płaczliwa, wymagała więcej uwagi – odpuszczałam wszystko inne. Nawet jeśli na liście zadań nie odhaczyłam połowy punktów, trudno. Mojej córki i mój dobrostan stawiałam i stawiam nadal na pierwszym miejscu.
Może cię zainteresować także: Chciałabyś odpuścić, ale nie wiesz, od czego zacząć? Powiedz sobie te 7 zdań – działają jak zaklęcie