Zamiast wyjść na dwór, kisną przed telewizorem. Pani włącza bajki, bo "boli ją głowa"

List czytelniczki
Historia, którą opisała Kasia wydaje się być trudna do uwierzenia, ale nie sposób jej przemilczeć. "Julka to bardzo wrażliwe dziecko, w domu nauczona pewnych zasad, nie zawsze umie odnaleźć się w przedszkolnej rzeczywistości." Zaczyna swoją opowieść.
Bajki w telewizji zamiast spacerów? To niestety się zdarza. 123RF
Kobieta bardzo cieszyła się, kiedy jej córka dostała się do przedszkola, zlokalizowanego dosłownie dwie minuty od pięknego parku. Nowoczesna placówka z bezpiecznym placem zabaw, zdrowe menu i ta piękna okolica wydawały się idealnym miejscem dla dziecka. "Zimą Julka sporo chorowała, więc nie była częstym gościem w placówce, ale kiedy tylko pogoda się poprawiła i dziecko wróciło na zajęcia, zaczęły się kłopoty" - pisze Kasia.

Mamo, dziś była bajeczka

O tym, że w przedszkolu dzieci oglądały bajki, Kasia dowiedziała się od mamy innego dziecka z grupy. "Podeszła do mnie w szatni i zapytała, jak się miewa Jula, bo jej syn opowiadał, że bardzo płakała poprzedniego dnia. Dopiero odbierając córkę dowiedziałam się, że dzień wcześniej pani włączyła dzieciom bajkę. Nie ukrywam, że zdenerwowałam się samym faktem oglądania telewizji, bo u nas w domu nie ma telewizora, to nasza świadoma decyzja" - tłumaczy mama czteroletniej Julki.


Ale dobór bajki i reakcja pani na strach dzieci przelały czarę goryczy. Julka nie oglądała wcześniej "Krainy lodu", przestraszyła się lodowych potworów i zaczęła płakać. "Nauczycielka, widząc, że płacze, kazała jej odwrócić się tyłem i zająć zabawą...bo przeszkadza innym dzieciom" - opowiada Kasia i zwraca uwagę, że bajkę włączono dzieciom zaraz po obiedzie, a pogoda tego dnia była piękna i ona sama z dwumiesięcznym synem spędziła ten czas na spacerze. Jednak dzieci nie poszły do parku.

Rozmowa z wychowawcą

"Nie jestem jakaś nawiedzona" — pisze kobieta. "Zdaję sobie sprawę z tego, że większość kolegów mojej córki spędza sporo czasu z ekranem, ale uważam, że przedszkole nie jest do tego miejscem. Można włączyć dzieciom bajkę jesienią, kiedy leje, a dzieci chodzą po ścianach, ale w marcu, piękną pogodę można chyba wykorzystać inaczej."

Kasia pisze, że jeszcze tego samego dnia poszła do wychowawczyni córki. Ta tłumaczyła, że bolała ją głowa, więc wybrała bajkę dla dzieci, która je zainteresuje. Wszystkim dzieciom się podobało, poza Julką, więc nie ma problemu. Kobieta stanowczo poprosiła nauczycielkę, żeby egzekwowała przepisy i kiedy pogoda na to pozwala, zabierała dzieci na dwór. "Nie mogłam się powstrzymać od uszczypliwości i powiedziałam, że na ból głowy spacer też pomaga." - dodaje.

Kasi wydawało się, że sprawa została załatwiona. Następnego dnia pogoda znów sprzyjała spacerom. "Gdyby minął tydzień, miesiąc, może łatwiej byłoby mi to pojąć, ale już następnego dnia, po rozmowie z nauczycielką, córka powiedziała, że znów oglądali bajki, tym razem się nie bała, bo roboty nie były straszne" - kobieta przyznaje, że nogi się pod nią ugięły. Poczuła się zignorowana, nauczycielka zabawiała się jej kosztem. "Jakby chciała powiedzieć: i co mi zrobisz?"

Musiałam się upewnić

Kasia przyznaje, że trudno jej było uwierzyć w słowa córki, zadzwoniła więc do innej mamy, której dziecko chodziło do grupy z Julką. "Poprosiłam ją, żeby zapytała syna, co robili po obiedzie" - relacjonuje kobieta. Chłopiec potwierdził słowa Julki, kolejna rozmowa z panią wydawała się zupełnie bez sensu." Razem ze znajomą ustaliły, że czas zadzwonić do dyrekcji.

Pani dyrektor z zaskoczeniem przyjęła informację, bo polityka przedszkola jest taka, że telewizor, który jest zainstalowany w każdej sali ma służyć do pokazywania dzieciom materiałów dotyczących aktualnie omawianych tematów. Ewentualne bajki miały być włączane tylko późnym popołudniem, kiedy zostaje garstka zmęczonych dzieci.

Nie skończyło się przyjemnie

"Kolejnego dnia pogoda była do niczego, ale bajki już nie było, za to nauczycielka córki nie omieszkała skomentować mojego donosu. Powiedziała, że powinnam była przyjść do niej, a nie do dyrektorki. Zatkało mnie, jakby tej pierwszej rozmowy nigdy nie było."

Kasia przyznaje, że nauczycielka dłuższy czas jej unikała, dziecko jednak nie poczuło konsekwencji tego cichego konfliktu. "Plus jest taki, że przynajmniej kiedy Julka jest w przedszkolu, dzieci w jej grupie nie oglądają bajek" - kończy swoją opowieść.

Bajki mogą być dobre

Tak samo, jak smartphon czy tablet. Najważniejsze jest zachowanie odpowiedniego balansu, między zabawą, ruchem, przede wszystkim na świeżym powietrzu i technologią. Sadzanie dzieci przed pełnometrażową bajką, tylko po to, żeby je czymś zająć, nie jest najlepszym wyjściem, zwłaszcza że pogoda nas nie rozpieszcza i rozsądnym jest wykorzystywanie każdego momentu, kiedy można wyjść na spacer.

Fakt, że nauczycielka kazała odwrócić się płaczącemu dziecku tyłem do telewizora wydaje się być najsmutniejszym aspektem tej historii. O ile można zrozumieć, że nauczyciel też człowiek i może mieć gorszy dzień, tak takiej sytuacji nie sposób pojąć.