Podałam pizzę na świątecznej zastawie i stała się magia. Zdradzę ci, dlaczego to takie ważne

Marta Lewandowska
Pewnego jesiennego wieczoru, kiedy siedziałam sama z trójką moich dzieci i już naprawdę nie wiedziałam czym ich zająć, wpadłam na pomysł zrobienia kolacji, innej niż wszystkie. Nie, żebym miała serwować wykwintne dania, których nie zechcą zjeść. Podałam to, co lubią najbardziej, ale na najlepszej zastawie, przy świecach. To był strzał w dziesiątkę.
Rodzinne biesiadowanie sprzyja budowaniu relacji. 123RF

Element zaskoczenia


Chłopcy weszli do jadalni i zapytali, co świętujemy. Biały obrus, świece, porcelana, byli trochę zbici z tropu. - Jak to co? Nasz wspólny piątkowy wieczór. Zapraszam, usiądźcie i częstujcie się — powiedziałam. Na tych półmiskach z zakamarków szafek, które zwykle wyciągam tylko na święta, leżały pizza, frytki, jakaś surówka. Nic szczególnego — to, co wiedziałam, że chętnie zjedzą.


Sok przelałam do karafki i serwowałam do wysokich szklanek, których zwykle nie pozwalamy im używać, żeby nie zbili. Sama przed sobą przyznaję, że to strasznie głupie, bo trzymamy te wszystkie piękne rzeczy, żeby użyć ich dwa razy do roku, a na co dzień jadamy na talerzach z sieciówki.

Dzieci, choć nie narzuciłam żadnych zasad, same usiadły wyjątkowo prosto i kulturalnie przy stole, zamiast wyrywać sobie keczup, kulturalnie prosiły o podanie go. Stał się cud. „Proszę", „dziękuję" rozbrzmiewało co chwilę. Nagle wszystko i smakowało, chętnie opowiadali o tym, jak spędzili dzień. Było po prostu miło. Na koniec, kiedy posprzątaliśmy, zapytali, czy możemy robić wspólne „romantyczne kolacje" częściej.

Wspólne posiłki

W naszym domu przynajmniej raz dziennie siadamy razem do posiłku, tak nauczono mnie w domu rodzinnym i staramy się tego przestrzegać. Ale zazwyczaj i tak robimy to w jakimś pędzie, my robimy sobie pół godziny przerwy w pracy, dzieciaki mają przerwę obiadową. Ogranicza nas czas, więc nikt nie ma głowy do pięknego podania posiłku. Od tamtego jesiennego wieczoru, raz w tygodniu szykujemy wyjątkową kolację.

Mimo że od tej pierwszej minęło już półtora roku, dzieciom nadal się nie znudziło, nadal zachowują się, jak trzeba, bardziej zwracają uwagę na odpowiednie używanie sztućców i ogólną kulturę przy stole. A co najważniejsze spokojnie i chętnie opowiadają o tym, co ich zachwyciło, czy zasmuciło w ostatnim czasie. O tym wszystkim, co dla nich ważne. Uczą się czekania na swoją kolej w czasie rozmowy. Jeśli ktoś ma problem, razem szukamy rozwiązania.

Wspólny posiłek rozwija elokwencję

Oczywiście to nie może być zjedzony w pędzie obiad, przy którym nie pada nawet słowo. Mówimy tu o wspólnym biesiadowaniu, kiedy jedzenie jest tylko pretekstem do tego, by razem zasiąść do stołu. Ważniejsza od tego, co znajduje się na talerzach, jest cała otoczka. Odświętne nakrycie stołu, brak pośpiechu, rozmowa i bezwzględnie wyłączone ekrany, żadnej bajki, telefonów na stole.

Naukowcy z Uniwersytetu Harvarda przeprowadzili badanie, w którym dowiedli, że znacznie większy wpływ na rozwój mowy i zasobu słownictwa mają rozmowy przy stole, niż czytanie dzieciom książek. Naukowcy w Columbia University udowodnili natomiast, że uczniowie, którzy mają okazję jeść wspólny posiłek z rodziną pięć razy w tygodniu, jaką zauważalnie lepsze wyniki w nauce.

Nie oszukujmy się, nie zawsze się da, ale nawet jeśli zaczniecie od jednego w tygodniu, to i tak dobrze. Wspólne jedzenie, a właściwie wspólne celebrowanie posiłków wzmacnia więzi i uczy, że jedzenie to nie tylko biologiczna potrzeba, ale też okazja do zatrzymania się w codziennym pędzie i doceniania najbliższych.

Daj spokój z tym obrusem!

Siadając do posiłku z dziećmi, trzeba się liczyć z tym, że któraś z tych świątecznych szklanek może się zbić, obrus zaplamić. Ale moment, kiedy płoną świece, jest przytulnie i rodzinnie, nie jest najlepszym, na strofowanie dzieci i robienie dramatów. Wspólne biesiadowanie da wam więcej korzyści, niż warta jest ta szklanka.

Jeśli uważasz, że dziecko źle trzyma widelec, też powstrzymaj się od komentowania, lepiej zaproponować, żeby chwyciło go właściwie i sprawdziło, czy tak nie będzie wygodniej, nie naciskaj, pokazuj, proponuj. Z czasem dobre nawyki się zakorzenią.

Dodatkowe korzyści

W moim domu w czasie tych kolacji zrodziła się jeszcze jedna piękna tradycja. Wyszło to naturalnie, żeby było szybciej. Jeden z synów zawsze pomaga nakrywać do stołu i przygotowywać posiłek, dwaj pozostali pomagają sprzątać, sami prowadzą tu rotację, więc zyskujemy dodatkowe chwile „sam na sam" na rozmowę.

Bardzo polecam wam wypróbowanie tego pomysłu w swoich domach, bo zapewniam, że to będzie jedno z tych doświadczeń, które zostanie z wami na długo, również w pamięci waszych dzieci. A po kolacji w piątkowe wieczory wybieramy razem film, na rodzinny seans filmowy. Ta domowa restauracja i kino dają namiastkę życia przed pandemią, a może po prostu tworzą nową rzeczywistość?