Obudził mnie i powiedział: "Pomóż mi, nie chcę już żyć". Wołania tych dzieci rząd nie chce usłyszeć

Marta Lewandowska
- Obudził mnie o 2 w nocy i powiedział "pomóż mi, bo nie wytrzymam, nie chcę żyć" - kiedy Monika opowiada historię swojego syna, 17-letniego Tomka, nie jest w stanie powstrzymać łez. Tu nie było wyjścia, chłopak musiał poddać się leczeniu w szpitalu psychiatrycznym. Jednak zarówno warunki w nim, jak i dostęp dzieci i młodzieży do pomocy psychologicznej i psychiatrycznej nie jest łatwy. Nigdy nie był ,a w ciągu ostatniego roku ta sytuacja dramatycznie się pogorszyła.
Dzieci z problemami czekają miesiącami na pomoc specjalisty unsplash.com

Tomek doszedł do siebie

Monika stara się ciągle być przy synu albo wypychać go do znajomych. Chłopak wyszedł ze szpitala dwa miesiące temu, na terapię chodzi prywatnie, bo doraźne spotkania mu nie wystarczają.

- Bardziej niż pandemii, boję się izolacji. Wysyłam syna do przyjaciół, bo może ja czegoś nie zauważę, a oni tak. Na oddział nie chce wracać, łóżko na korytarzu, totalny brak intymności, to nie jest miejsce na leczenie depresji — mówi moja rozmówczyni.


Przed tą pamiętną listopadową nocą, kiedy Tomek obudził mamę, ta zdążyła zapisać go do poradni psychologicznej, bo chłopak bardzo źle znosił odcięcie od przyjaciół.

- Umówiłam go w październiku, wizyta była wyznaczona na grudzień, jak rozmawiałam z innymi rodzicami w podobnej sytuacji, to i tak było szybko. Ale w grudniu nie dotarliśmy do psychologa, syn był wtedy w szpitalu.

Sytuacja nigdy nie była prosta


Psychiatria dziecięca w Polsce kuleje od lat. Brakuje specjalistów, brakuje oddziałów, a na tych, które istnieją, na każdym kroku brakuje pieniędzy. Począwszy od obskurnych sal po łóżka stojące na korytarzach, co nie sprzyja dochodzeniu do siebie po próbie samobójczej czy w walce z depresją.

- WHO zaleca, żeby na 10 tys. osób poniżej 18. roku życia przypadał jeden psychiatra. W Polsce jest ich w tej chwili 461, czyli połowa — mówiła w rozmowie z Polityką Renata Szredzińska, członkini zarządu Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.

To bardzo obciążająca specjalizacja, nie da się wyjść z pracy i zostawić problemów pacjentów za drzwiami, a te problemy są różne. Lekarze często obawiają się, że ich pacjenci podejmą kolejną próbę samobójczą w szpitalu, a tej ciężko zapobiec, kiedy oddziały są przeciążone i nie da się pilnować wszystkich.

Mimo próby stworzenia 33 kolejnych miejsc pracy dla rezydentów psychiatrii dziecięcej, w Polsce nie ma chętnych. Lekarze obawiają się, że bez odpowiednio przeszkolonych terapeutów i pielęgniarek sami nie udźwigną tego problemu.

Teraz jest jeszcze gorzej


W czasie konferencji Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, specjaliści byli zgodni — ostatni rok postawił życie młodych ludzi do góry nogami. Dzieci, które potrzebują pomocy, jest coraz więcej. Eksperci zauważają, że rok temu, kiedy cały świat przeszedł do życia w sieci dzieci i młodzież były tym bardzo zafascynowane, jednak z czasem sytuacja znacznie się pogorszyła. Fascynacja ustąpiła miejsca zmęczeniu, przewlekłemu stresowi oraz zaburzeniom lękowym i depresyjnym.

Dr Iga Kazimierczyk, doktor nauk pedagogicznych, prezeska Fundacji "Przestrzeń dla edukacji", zwróciła uwagę na to, że ważnym elementem funkcjonowania dziecka w szkole są nauczyciele, którzy są pierwszym ogniwem pomocy dziecku. 75 proc. nauczycieli deklaruje gotowość pomocy dzieciom, ale w systemie szkolnictwa pozostawieni są całkowicie sami sobie – nie otrzymują żadnej superwizji ani wsparcia psychologicznego.

- W gabinecie coraz częściej słyszę, że dzieci nie widzą sensu w edukacji w staraniu się o kontakt z rówieśnikami, kiedyś takie słowa padały tylko z ust dzieci, które zmagały się z depresją, dziś praktycznie nie ma pacjentów, którzy by tego nie mówili — dodaje Agnieszka Dąbrowska, psychiatra dziecięcy.

Liczby są bezlitosne


Według danych zebranych przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę, liczba samobójstw wśród dzieci i młodzieży od 2013 roku do 2019 roku wzrosła dwu i pół krotnie, w 2020 roku samobójstw nieletnich odnotowano o blisko 20 procent więcej niż rok wcześniej. Najmłodsze dziecko, które targnęło się na życie, w ubiegłym roku miało 8 lat...

Dane te bazują na policyjnych statystykach, a te najprawdopodobniej są niedoszacowane. Telefony wsparcia dla dzieci i młodzieży odbierają zaledwie kilkanaście procent połączeń, brakuje ludzi, wiele osób pozostaje więc bez pomocy. Nie lepiej jest w przychodniach.

Kuba chodzi do szkoły specjalnej, a właściwie chodził, przed zamknięciem. Od kilku miesięcy uczy się zdalnie. Ma 12 lat, 186 cm wzrostu i waży ponad 80 kg. Ma autyzm. Nie mówi. Mama Kuby bardzo dba o to, żeby mimo braku terapii, którą miał w szkole, dostał jak najlepszą opiekę, pomaga mu, jak potrafi. To drobna kobieta, ma poważne problemy z kręgosłupem.

To kochane dziecko


- Kuba nigdy nie był agresywny — opowiada Basia. - Ale ma swoje problemy, wynikające z zaburzenia, kiedy chodzi do szkoły, jest lepiej, ale ostatnich kilka miesięcy nie jest dobrze. Mama chłopca widząc, że syn jest coraz bardziej rozdrażniony, zadzwoniła do Poradni Zdrowia Psychicznego Dzieci i Młodzieży, pod opieką, której Kuba jest od diagnozy.

Kuba nie zdaje sobie sprawy z tego, że uderzając głową w ścianę, może zrobić sobie krzywdę. Biega po domu, nie zwraca uwagi na meble i młodszą siostrę. - Wiele razy wcześniej zdarzało się, że coś sobie złamał lub zwichnął. Bywają dni, że ja muszę na nim usiąść, a mąż trzyma mu nogi, inaczej zrobiłby sobie krzywdę — opowiada Basia.

Kontakt z przychodnią

Rodzice Kuby zadzwonili do przychodni, która opiekuje się ich synem. Poinformowali o pogorszeniu stanu dziecka i poprosili o najbliższy termin do psychiatry. Wizytę wyznaczono w kwietniu. Przychodnia poinformowała, że nie ma możliwości odbycia nawet teleporady, bo pani doktor nie ma terminów.

- Zapytałam, czy wobec tego mam przyjechać pod przychodnię i czekać — mówi Basia. Ale recepcjonistka powiedziała, że to nic nie da, bo lekarka nigdy nie przyjmuje pacjentów spoza zapisów.

Porada, jaką uzyskała kobieta, było zabranie dziecka na izbę przyjęć do szpitala psychiatrycznego, tyle że Kuba w tym stanie nie usiedzi w poczekalni, w obcym otoczeniu zagraża sobie jeszcze bardziej. Mama chłopca przez ostatnie dwa tygodnie nie spuszcza go z oka. - Nie mam wyjścia, jeszcze miesiąc... - mówi smutno.

Reforma ma przynieść zmianę

W 2019 roku rząd przygotował projekt, dzięki któremu dostępność specjalistycznej opieki psychiatrów i psychologów ma się znacznie poprawić. Zgodnie z założeniem, w każdym powiecie ma się znaleźć tzw. placówka pierwszego poziomu, do której dzieci będą mogły się zgłosić w pierwszej kolejności.

- Badania i doświadczenia innych systemów pokazują, że kluczem jest praca środowiskowa, a tak naprawdę wczesna interwencja. Od tego chcieliśmy zacząć, budując podstawę nowego systemu, czyli ośrodki pierwszego, drugiego i trzeciego poziomu – mówił dr Tomasz Rowiński, psycholog, członek zespołu ds. zdrowia psychicznego w MZ przygotowującego reformę psychiatrii w czasie niedawnej konferencji.

- Na pierwszym poziomie powstało ponad 200 placówek, są one w każdym powiecie, nawet tam, gdzie były tzw. białe plamy, a na tym nam zależało – dodaje dr Rowiński.

- Reforma, która się dokonuje, daje niezwykłe szanse i to już widać. W Krakowie przed reformą było 15 poradni zdrowia psychicznego dla dzieci i młodzieży, z tego 5 poza Krakowem. W ramach reformy powstało 21 ośrodków pierwszego poziomu, w tym 16 poza miastem. To jest trzy razy więcej, niż było wcześniej. To radykalna i realna zmiana – podsumował dr Krzysztof Szwajca.

Realia są jednak inne

Niezależnie od ilości poradni okazuje się, że terminy nadal są odległe. W dużych miastach jest bardzo źle, bo świadomość problemów dzieci zdaje się większa, więc i pacjentów zgłasza się dużo. Poradnie nie są w stanie pomóc wszystkim.

Na specjalne traktowanie nie mogą liczyć dzieci z orzeczeniami o niepełnosprawności, bo, nawet jeśli lekarze chcieliby ich przyjąć poza kolejnością, to stworzyłaby się kolejka w kolejce. A ci, którzy zmagają się z depresją czy lękami na wizytę czekaliby jeszcze dłużej. A oni czekać nie mogą.

Zadzwoniłam do trzech przychodni zdrowia psychicznego, w żadnej nie ma możliwości zapisania dziecka na wizytę szybciej niż za dwa trzy miesiące, mówią, że trzeba dzwonić, może coś się zwolni.

Jak poinformował mnie anonimowo pracownik jednej z poradni w Warszawie, obecnie prowadzą zapisy do psychiatrów na grudzień. W kwestii nowopowstałych poradni — Wyraźnie poprawiła się dostępność wizyt u psychologa, dziś to kwestia 3-4 tygodni, ale psychiatrów nie ma — mówi.

Zdaniem mojego rozmówcy, pandemia to dopiero początek przeciążenia tej dziedziny medycyny. - Problemy się zaczną, jak te dzieci będą musiały wrócić — dodaje. Znaczna część pacjentów to dzieci, które zmagają się z różnego rodzaju fobiami szkolnymi, dziś one czują się świetnie. Ale ich powrót będzie bardzo trudny, a w wielu przypadkach niemożliwy.

- Nawet jeśli dziś zawieziemy dziecko z myślami samobójczymi na izbę przyjęć, nie mamy pewności, że zostanie przyjęte, bo nie ma miejsc — usłyszałam. - Czasem, choć przyznaję to ze smutkiem, warto zapisać się na ten grudzień, a na szybko udać się na wizytę prywatną, żeby jakoś doczekać — kończy smutno mój rozmówca.