Wcale nie chciałam kochać nowej siebie! Walczyłam o ciało po ciąży, bo chciałam znów być sobą

Marta Lewandowska
Ile przytyłaś w ciąży? - to jedno z tych pytań, które często zadają nam koleżanki. Dla wielu z jest bardzo niewygodne, zwłaszcza jeśli wiesz, że zostało ci kilka nadprogramowych kilogramów. Na forach internetowych można znaleźć dwa obozy. Jeden to sprinterki, które trzy tygodnie po porodzie chcą wchodzić w jeansy z liceum i drugi, który mówi, że ich ciało dało życie dziecku i kochają swoje fałdki ponad wszystko.
Akceptacja ciała tak, ale nie wbrew sobie! www.instagram.com/celestbarber/

Smarowałam brzuch i jadłam liście


W pierwszej ciąży pracowałam w magazynie poświęconym tematyce urodowej. Moje redakcyjne koleżanki prześcigały się w podrzucaniu mi kolejnych kosmetyków, które miały ujędrnić skórę, zapobiegać rozstępom i sprawić, że będę zgrabną i powabną ciężarną. Jadłam bardzo rozsądnie, dla dwojga, a nie za dwoje. Piłam mnóstwo wody i rosłam.


Moje ciało zaczęło się zmieniać bardzo szybko, dbałam o nie jak o świątynię i mimo że przytyłam 17 kg, było cudnie. Do czasu. Pod koniec ósmego miesiąca ciąży wyszłam spod prysznica, smarowałam się jakimś drogim mazidłem, a pod moją ręką zaczęły się pojawiać rozstępy i to wcale nie na brzuchu, tylko na udach. Jeden po drugim. Wiedziałam, że coś zmieniło się bezpowrotnie. Wszelkie starania psu na budę.

Figura instant


Po porodzie, kiedy moje czterokilogramowe dziecko spało w łóżeczku, stanęłam na wadze i rozpłakałam się, dziecko, woda i cała reszta, a mi „zeszło" raptem 7 kg. Czułam się oszukana, patrzyłam na Nataszę Urbańską, która skakała po scenie kilka tygodni po porodzie i nie widziałam u niej rozstępów, ani wiszącego brzucha. O sobie nie mogłam tego powiedzieć.

Kilka tygodni po porodzie nadal chodziłam w spodniach ciążowych, miałam pucołowatą twarz i mimo zapewnień mojego otoczenia wcale nie czułam się piękna. Wszyscy mówili, jak to można pokochać swoje fałdki i rozstępy, a ja wcale nie miałam ochoty tego robić.

Nie chciałam polubić nowej siebie. Nie podobałam się sobie w lustrze, nie chciałam kupować większych ubrań. Chciałam odzyskać moje ciało. Bo ani rozciągnięta skóra, ani tłuszczyk wcale mi się nie podobały.

Masz prawo wyglądać dobrze


Nie wiem, skąd w ludziach bierze się przekonanie, że matka, a już szczególnie świeżo upieczona, nie może się przejmować tym, że jej się przytyło. Masz się cieszyć, że dziecko zdrowe, że poród bez komplikacji. Zupełnie, jakbyś w chwili wydania na świat nowego życia miała przestać być sobą. Helloł! Jestem tu! Jasne, że się cieszę, że dzieci śliczne i zdrowe, ale czy to jest powód, żebym zapomniała o sobie?

Gadanie, że na powrót do formy przyjdzie jeszcze czas, doprowadzało mnie raczej do furii, niż pocieszało. Doskonale pamiętałam mój płaski brzuch, umięśnione nogi i szczupłe ramiona. Wiedziałam, że gdzieś tam pod spodem nadal są i nie chciałam czekać, aż dziecko podrośnie, żeby ich szukać. Chciałam teraz! Bo hormonalne szaleństwo w mojej głowie robiło straszne zamieszanie.

Potrzebowałam czegoś, nad czym przejmę kontrolę i czegoś, co pozwoli mi pokazać światu, że mimo posiadania dziecka, nadal jestem sobą. Zrobiłam więc plan, dałam sobie 4 miesiące, na zrzucenie tych 10 kg. Bez szaleństw.

Zaczęłam działać rozsądnie


Zdecydowanie nie dla mnie głodówki i mordercze ćwiczenia na siłowni. Szukałam innych rozwiązań. Bo tak, jak nie lubię być gruba, tak też nie lubię skakać ze słynnymi trenerkami, irytuje mnie głos, który mówi do mnie z ekranu „dawaj, dawaj, jeszcze tylko X powtórzeń". Sama sobie skacz! Ja tego robić nie zamierzam.

Z dzieckiem i tak trzeba chodzić na spacer, wybrałam więc wózek na dużych pompowanych kołach, taki do jazdy terenowej. Zamiast snuć się z innymi mamami po parkowych alejkach nóżka za nóżką i użalać się nad swoją grubą... no wiecie, ruszyłam w teren. Zabierałam syna na dwugodzinne spacery, najchętniej po lesie, zawsze szybkim krokiem, często po wybojach.

Jemu podobało się bujanie, ja czułam kolejne kilometry w nogach, bywało, że chodziliśmy dwa razy dziennie, krokomierz pokazywał często i 25 tysięcy kroków. Waga zaczęła spadać, spodnie zaczęły spadać. Nogi zaczęły odzyskiwać swój kształt. Pasowało mi to bardzo.

Karmisz — musisz jeść!



Zwykle, jak potrzebuję stracić na wadze, to pierwsze, o czym myślę, to dieta. Ale karmiąc piersią, nie mogłam sobie pozwolić na radykalne ograniczenie kalorii. Mały ssak, jednak pomaga, bo produkcja mleka to nawet 500 spalonych kcal. Więc jadłam. Rozsądnie, zdrowo, 4-5 razy dziennie.

Szkoda mi było pieniędzy na catering dietetyczny, więc kiedy mąż wracał z pracy i przejmował pieczę nad młodym człowiekiem, robiłam posiłki dla niego i dla siebie na kolejny dzień, nic skomplikowanego, jakiś indyk, warzywa na parze. Zawsze miałam w domu owocei orzechy.

Nie kontrolowałam


Od tego dramatycznego ważenia nie weszłam na wagę, nie stanęłam nago przed lustrem. Mogłam założyć jeansy, to mi wystarczało. Różnicę widziałam na twarzy, przestała sprawiać wrażenie opuchniętej. Znalazłam kości policzkowe. Było wyraźnie lepiej. Po czterech miesiącach mąż zapytał, ile schudłam.

Weszłam na wagę i byłam w szoku. 2 kg mniej niż przed ciążą. Bez katowania, obwiniania, głodówek. Moje ciało jest inne niż przed dziećmi. Piersi mają inny kształt, Mam kilka cm więcej w talii i biodrach. Rozstępy zbledły, ale nie znikną. Zostaną ze mną na zawsze.

Masz prawo zadbać o siebie



Nie będę opowiadać bajek, że trzeba pokochać siebie w każdym wydaniu, bo można, ale wale nie trzeba, trzeba natomiast walczyć o siebie. Bo niezależnie od tego, jak widzą cię inni ważne, żebyś to ty czuła się dobrze w swoim ciele. To, że chcesz wrócić do formy po ciąży, nie oznacza, że jesteś złą matką, że jesteś egoistką. Oznacza, że chcesz zrobić coś dla siebie, a do tego masz prawo.

Nie musisz zgadzać się na dodatkowe kilogramy. To, że ktoś ci powie, że tak się zmienia ciało, to nie znaczy, że ty nie możesz pomóc mu zmienić się znowu. Skóra w ciąży się rozciągnęła, żeby pomieścić dziecko, kiedy spełniła swoją rolę potrzebuje czasu, żeby wrócić na miejsce, nie musisz czekać, aż zrobi to sama.