Na środku Ikei nakarmiła dziecko piersią. Zgadniecie, co się stało potem?
Na temat korzyści karmienia piersią zarówno dla dziecka, jak i matki powiedziano już wiele. Nie powinno być więc wątpliwości, że to najlepszy sposób na zapewnienie maluchowi zdrowia i budowanie z nim relacji. Jednak, gdy pierś zostanie odsłonięta w miejscu publicznym zaczyna się piekło. Tak było gdy jedna z mam zaczęła karmić w Ikei.
Publiczne karmienie piersią w Ikei
Wciąż mamy, które odkrywają pierś, by nakarmić swoje dziecko w miejscu publicznym, spotykają się z szeptami, śmiechami, nieprzychylnymi spojrzeniami i nawet niemiłymi głośnymi komentarzami – zupełnie bez sensu.Tak było w przypadku jednej z mam, gdy zaczęła karmić piersią w Ikei. Jenny Tamas jest influencerką, która promuje publiczne karmienie piersią i często porusza kontrowersyjne wątki macierzyństwa.
Jej córka Lily poprosiła o karmienie podczas zakupów w Ikei, a Jenny się zgodziła. Napisała w poście, że wydawało jej się, że jeżeli chodzi o ten wątek, to jest nietykalna. Jednak zachowanie rodziny przechodzącej obok ją przeraziło.
— Przeszła pięcio-, sześcioosobowa rodzina i nie przestawali patrzeć i szeptać. A potem zaczęli się śmiać. Byłam przerażona — wyznała na Instagramie Jenny.
Jenny zaznacza, że sytuację tę w głowie odtwarzała jeszcze setki razy, zastanawiając się, co mogła wtedy powiedzieć, nie tylko tym ludziom, ale przede wszystkim swojej córce, która też obserwowała zachowania natrętnych gapiów.
Gdy ktoś zwróci karmiącej publicznie kobiecie uwagę, zaśmieje się, bądź rzuci tylko "niewinne" krzywe spojrzenie, myśl o tym, co się stało czasami naprawdę nie daje spokoju cały dzień.
Zastanawiamy się: dlaczego społeczeństwo nie toleruje widoku karmiącej mamy w miejscu publicznym, co możemy zrobić, czy powinnyśmy się tym przejmować, czy następnym razem może lepiej się ukryć? To jak psychiczna tortura.
Może cię zainteresować: Nakarmiła dziecko piersią na środku sklepowej alejki. Za tym zdjęciem kryje się ważna historia