"Rozpieścisz ją”, "to mała terrorystka”. Nosiłam moją córkę na rękach i powiem wam, co się stało

Iza Orlicz
Nosić na rękach niemowlaka czy nie nosić – to dylemat wielu młodych mam. Z jednej strony, gdy dziecko zaczyna płakać, chcemy je jak najszybciej utulić i uspokoić, z drugiej zastanawiamy się, czy nie przyzwyczai się do takiej formy wyciszania i noszenie na rękach nigdy się nie skończy. Kiedy zostałam pierwszy raz mamą, od razu podjęłam decyzję w tej kwestii i nie żałuję.
Noszenie na rękach dziecka wywołuje wiele obaw młodych mam unsplash.com

Gdy 17 lat temu urodziłam moje pierwsze dziecko, wszyscy służyli mi swoimi dobrymi radami. Były one mniej lub bardziej trafione, z niektórych rzeczywiście skorzystałam, inne puściłam mimo uszu.

Nosisz dziecko = źle robisz


W jednej sprawie byłam nieugięta, choć kosztowało mnie to sporo nerwów i frustracji – w kwestii noszenia na rękach. Pamiętam sytuację, gdy odwiedziła mnie koleżanka, mama dwójki dzieci. Moja kilkumiesięczna córka zaczęła akurat płakać, coraz głośniej i głośniej.


Wzięłam ją na ręce, przytuliłam, powoli uspokajała się, a ja kontynuowałam rozmowę z koleżanką, spacerując po pokoju. "Źle robisz” – usłyszałam od niej nagle.

"Przyzwyczaisz do noszenia na rękach i tak będziesz ją nosić do 3 roku życia”. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, bo to nie było pytanie, nawet delikatna sugestia, ale totalna ocena mojego sposobu wychowywania. Odpowiedziałam coś w stylu, że robię to, co dla mojego dziecka najlepsze i ucięłam dyskusję na ten temat.

Wychowujesz małego terrorystę


Nie ja pierwsza spotkałam się z podobnymi reakcjami, gdy nosiłam na rękach swoje dziecko. Pewnie każda z was słyszała choć raz: "Po co je tyle nosisz?”, "Wychowujesz małego terrorystę, przyzwyczai się do noszenia i będzie wymuszać”, "Ale rozpieściłaś. Płacze, bo chce na ręce”, "Teraz masz za swoje, cierp i noś cały czas, skoro je do tego przyzwyczaiłaś”.

A prawda jest taka, że nosiłam moją córkę na rękach nie dlatego, że chciałam ją mieć cały czas przy sobie, ale instynktownie czułam, że tego potrzebuje. Cierpiała na bolesne kolki, szybko zaczął jej się wyrzynać pierwszy ząbek, zanim skończyła 12 miesięcy często się budziła w nocy i gdy nawet po karmieniu nadal płakała – tuliłam ją w ramionach, bo co innego miałabym zrobić?

Nie zapytam przecież kilkumiesięcznego dziecka, czy może przyśniło mu się coś złego, jedyne co mogłam jej dać to poczucie bliskości. Oczywiście, że byłam często zmęczona, czasem miałam dość, bolały mnie ręce i kręgosłup, ale nie wyobrażałam sobie sytuacji, że odkładam płaczące dziecko i czekam aż samo się uspokoi.

Posłuchałam instynktu
Wtedy o tym nie wiedziałam, teraz znam wyniki badań m.in. naukowców z Japonii. Sprawdzili oni, dlaczego niemowlęta przestają płakać, kiedy bierze się je na ręce. Dzieciom w wieku 1-6 miesięcy podłączono czujniki, dzięki którym mogli monitorować ich pracę serca, ruchliwość, natężenie płaczu.

Następnie podzielono mamy z niemowlakami na dwie grupy – jedne siedziały i trzymały swoje dzieci, inne nosiły dzieci na rękach po pokoju. Okazało się, że w tym drugim przypadku maluszki bardzo szybko uspokajały się, zmniejszała się liczba wykonywanych przez nie ruchów, stabilizowała się też praca serca. To, co podpowiadał mi macierzyński instynkt, znalazło potwierdzenie w badaniach naukowych.

Czy moja córka jest rozpieszczona i wyrosła na terrorystkę? Otóż, zaskoczę was – nie. Gdy miała około roku sama coraz rzadziej chciała być noszona na rękach. Gdy nawet zaczynała płakać, to szybko zaciekawiała się czymś, co akurat zobaczyła.

Gdy nauczyła się chodzić, a czegoś się wystraszyła lub uderzyła się podczas zabawy, przybiegała tylko na pocieszającego przytulasa i buziaka. Można powiedzieć, że "wyrosła” z noszenia na rękach.

Teraz ma 17 lat i nie widzę żadnych skutków ubocznych tego, że gdy miała kilka miesięcy tuliłam ją i nosiłam na rękach. Jeśli już, to same pozytywne.