Krzyczą, biegają po domu i rozrzucając zabawki. Nie lubię obcych dzieci w domu - oto powody

Magdalena Konczal
"Kiedy obce dziecko w moim domu setny raz pyta mnie o to, co robię, czuję że zaraz wybuchnę. Chcę, żeby Tomek miał kolegów i koleżanki, ale ich długa obecność w naszym mieszkaniu sprawia, że mam ochotę uciec. Czy naprawdę jestem złą matką?" – napisała do nas czytelniczka.
Nie zapraszam obcych dzieci do mojego domu. Czy powinnam się z tym czuć źle? reshot/ ina.pashkina

"Przychodzi rano i siedzi do wieczora"


Niektórzy żyją w wyidealizowanym świecie. To właśnie tam "wszystkie dzieci nasze są" i nie sprawiają żadnych problemów. Ale rzeczywistość wygląda inaczej. Możemy nie lubić znajomej z pracy naszego męża, ale możemy także nie przepadać za kolegą czy koleżanką naszego dziecka. Właśnie z taką sytuacją spotkała się nasza czytelniczka.
– Odkąd mój syn zaczął nawiązywać bliższe kontakty z dziećmi sąsiadów, czuję, że nie mam własnego życia. To nie jest tak, że nie lubię wszystkich dzieci, ale jeden z kolegów Tomka naprawdę doprowadza mnie do szału. Zaczyna się od tego, że przychodzi do nas w sobotę rano, mówi, że przysłała go mama, mój syn się cieszy, a ja od razu czuję się zmęczona – żali się Agata w liście.


Zupełnie naturalne jest to, że każdy człowiek potrzebuje odpoczynku, a w swoim domu powinien czuć się swobodnie. W sytuacji, w której znalazła się Agata oczywiście można porozmawiać z rodzicami "męczącego" dziecka, jednak nie zawsze to najlepsze rozwiązanie. W końcu kontakt z rówieśnikami jest bardzo ważny...

– Sobota to jedyny dzień, w którym mogę odpocząć od pracy. Jak to wygląda w praktyce? Słyszę, jak chłopcy się kłócą, ciągle ktoś krzyczy "Ciociu!". Nie mogę znieść tego, że kolega Tomka mówi donośnym głosem. Mam wrażenie, jakby nieustannie krzyczał. Ale co mam zrobić? Powiedzieć mu, że nie może spotkać się z moim synem? – pisze dalej.

Agata nie raz i nie dwa biła się z myślami, jak zadbać jednocześnie o swoje potrzeby, nie lekceważąc znajomości ważnych dla syna. Zauważa też, że problem znacząco nasilił się teraz, w pandemii.

– Kiedyś chłopcy latali po podwórku, teraz są jedynie wizyty domowe. Mam dosyć pytań i krzyków obcych dzieci, nie jestem nianią, żeby nieustannie się nimi zajmować. Podczas urodzin mojego syna zauważyłam, że jedna z jego koleżanek weszła do innego pokoju i grzebała w moich kosmetykach! To już naprawdę była przesada... Od tego momentu staram się łagodnie, ale konkretnie mówić rodzicom, że wolę, by syn szedł do koleżanki czy kolegi – napisała Agata.

Własne granice a dobro dziecka


Z takim problemem boryka się naprawdę wiele mam. Kiedy i w jaki sposób najlepiej jest postawić granicę? Odpowiedź nie jest oczywista. Nie powinniśmy ograniczać dziecku kontaktu z rówieśnikami. Bardzo ważne jest to, by niezależnie od własnych sympatii i antypatii spojrzeć na potrzeby dziecka i akceptować jego przyjaźnie.

Niektóre matki wprost dają swoim dzieciom do zrozumienia, że nie powinny się przyjaźnić z konkretnymi dziećmi. To może mieć opłakane skutki. Sama znam osoby, które przez długi czas nie mogły z nikim nawiązać trwałej znajomości, bo rodzice mieli zastrzeżenia do kolegi czy koleżanki. Takie zachowanie finalnie okazuje się bardzo szkodliwe.

Z drugiej strony nie możemy całkowicie lekceważyć własnych granic. Każdy z nas ma prawo do odpoczynku i czucia się we własnym domu komfortowo. Jeśli dziecko narusza naszą prywatność, to warto jest postawić sprawę jasno, np. poprosić malucha, by nieco ciszej mówił.

W niektórych sytuacjach dobrze jest też delikatnie i z wyczuciem porozmawiać z rodzicami dziecka, które przekracza nasze granice komfortu. Wyjaśnienie konkretnej sytuacji i przedstawienie swojej perspektywy może okazać się pierwszym krokiem do rozwiązania problemu.

Oczywiście dla niektórych osób będzie to lekcja asertywności, która wymaga dużej odwagi i powiedzenia sobie: "Hej, moje potrzeby też są ważne!". Ale warto. Mama, która mądrze zatroszczy się o swoje potrzeby, ma siłę, by zadbać o całą rodzinę.