Mam dosyć ostrzeżeń, by nagie fotki zachować dla siebie. Każda z nas je robi i to żaden wstyd

Agnieszka Miastowska
Ostatnio na twitterowym profilu polityka PIS-u Marka Suskiego pojawiły się nagie zdjęcia, mające przedstawiać Ewę Szarzyńską. Sytuacja ta stała się pretekstem do wypowiadania się na temat robienia sobie przez kobiety nagich zdjęć i pouczania ich na ten temat. To kolejna historia, która pokazuje jedno: nieważne kto jest winny, najlepszą bronią jest przywłaszczenie sobie ciała kobiety. Co możemy zrobić, by tak nie było? Przestać traktować nudesy jako powód do wstydu.
Robienie nagich zdjęć to nie wstyd. Nie dajmy się nimi zawstydzić Pexels.com @kuzen.photo

Znana ofiara i nieznany sprawca

Sytuacja, która spotkała Ewę Szarzyńską, jest tylko jedną z wielu tego typu historii. Regularnie słyszymy o tym, że czyjeś nagie zdjęcia wyciekły do sieci. Hejt spotyka ofiarę jednak wtedy, gdy jest ona kobietą.
Zdarzają się także historie, w których ofiarą kradzieży nagich zdjęć jest mężczyzna, jak było to w przypadku aktora Jacka Poniedziałka. Cyberprzemoc seksualna może oczywiście spotkać każdego, jednak w przypadku kobiet odbija się to największym echem.


W przypadku kobiety od razu zaczynamy zadawać pytania. I to pytania dotyczące jej winy. Czy była rozsądna? Czy wiedziała komu to wysyła? Czego się spodziewała? Ciekawe ilu ma partnerów seksualnych... A może jest puszczalska i jej się należało? Co i komu chciała udowodnić?

Zapominamy zupełnie o jednym najważniejszym pytaniu: kto jest winny w tej całej sytuacji? Kobieta, która zrobiła sobie zdjęcie i chciała je komuś pokazać, czy złodziej, który podał je dalej? Sprawca zazwyczaj pozostaje anonimowy, a kobieta nie tylko jest naga, ale nierzadko znana z imienia i nazwiska społeczności, która zaczyna ją niszczyć.

Po tym, jak zdjęcia Ewy Szarzyńskiej pojawiły się w sieci, kolejne portale zaczęły przekazywać je dalej. Nawet te, które wypowiadały się o wycieku zdjęć z empatią dla ofiary, nie omieszkały wrzucić jej zdjęcia na stronę główną albo opatrzyć linkiem pod tytułem [ZOBACZ ZDJĘCIA].

Kiedy ciało kobiety można szanować?


Komentujący rechoczą, nakręcają sytuację do granic możliwości, a wszystko to wokół czegoś tak zwykłego, jak ciało. Tylko dokładnie ciało, które nagle stało się przedmiotem, więc można je ocenić, wyśmiać, skrytykować.

Paradoksalnie często zdjęcia, które wyciekają do Internetu to fotografie w bieliźnie, odsłaniające te same partie ciała, które u tysięcy kobiet komentujący mężczyźni widzieli, chociażby w czasie spaceru na plaży.

Wtedy jednak nie wskazywali na nie palcem, zastanawiając się na głos czy kobieta, której ciało widzą, jest rozwiązła, puszczalska, ilu partnerów miała i czy sami chcieliby być jednym z nich. Dlaczego to samo ciało uprawnione do bycia własnością kobiety na plaży, w staniku i majtkach, na zdjęciach, które zrobiła sobie sama w domu, staje się obiektem, który każdy może wyśmiać?

Bo w patriarchalnej kulturze kobietę możemy upokorzyć jej seksualnością. Samym faktem tego, że jej ciało należy do niej i swoją pozą, gestem czy zachowaniem pokazuje, że jest istotą seksualną, ale na własnych zasadach. Nie dla zaspokajania potrzeb mężczyzn.

Kobieta, która łamie konstrukt matki, żony, synowej, teściowej, przyjaciółki, bo pokazuje, że poza tymi rolami jest po prostu świadomą swojej seksualności istotą, jest nie do zniesienia w kulturze, w której mówimy kobietom, kiedy dokładnie ich ciało należy lub nie należy do nich.

Po zdjęciu, na którym jej jedynym "przewinieniem" jest jej własne ciało, słyszy obelgi, które mają jedną podstawę. Rozwiązła, puszczalska, dziwka, szmata, kurwa — bo najgorsze, co można powiedzieć o kobiecie to dosłownie to, że lubi seks.

Obrażamy i zawstydzamy kobiety ich seksualnością, a jednocześnie podniecamy tą wymuszoną nagością, sprzedaną bez ich zgody. Porządniejsza jest więc przemoc seksualna niż kobieca pewność siebie?

Nagie ciało kobiety należy do jej partnera


Pod zdjęciami Ewy Szarzyńskiej nie brak także komentarzy podkreślających, że w takich zdjęciach nie ma nic złego, o ile są przeznaczone dla jej męża czy partnera.

Pomijając fakt, że tego typu fotografie zostały opublikowane bez jej zgody, to kolejny argument za dyscyplinowaniem kobiet. "No niech ma sobie to ciało, nawet i seksowne, ale dla męża, partnera, chłopaka". Dla jakiegoś mężczyzny, który do jej ciała ma prawo.
Za każdym razem, gdy nagie zdjęcie zostaje wrzucone do sieci, skupiamy się na intencjach osoby, która to zdjęcie wykonała, zapominając o sprawcy, który bez jej zgody je opublikował.

Jeśli kobieta jest aktorką czy celebrytką słyszy, że zrobiła to by zwrócić na siebie uwagę, jest atencyjna, sprzedaje swoje ciało, próbuje na nim zarobić.

Jeśli jest zwykłą dziewczyną, słyszy, że powinna być rozsądna, ostrożna, że sama zapracowała na taką sytuację, wysyłając komuś nagie zdjęcia. Że mogła się tego spodziewać i wykazała się naiwnością.

Wylewa się na nią wiadro pomyj, jest publicznie wyszydzana, a ludzie czują się uprawnieni do oceniania czy powinna sobie takie zdjęcie zrobić, komu i kiedy je wysłać, by móc od niego wymagać, że zachowa takie fotografie dla siebie.

Pouczamy ofiary i zapominamy o sprawcach


Przypomina mi to wszystkie rady, według których kobieta, by nie zostać zgwałconą, powinna odpowiednio się ubierać czy zachowywać, a jeśli tych zasad nie dotrzymała to widocznie "sama jest sobie winna".

Maja Staśko przywołuje sytuacje, w których nagie zdjęcia są używane przez sprawców jako narzędzie do zniszczenia ofiarom życia:

"Czasem nie opuszcza ich lęk, że dowie się rodzina lub pracodawcy. Sprawcy wykorzystują to do szantażowania, a nawet gwałcenia ofiar. Niedawno 20-letni mężczyzna, który szantażował 16-latkę udostępnieniem jej intymnych zdjęć i w ten sposób wymuszał stosunki, został aresztowany pod zarzutem zgwałcenia. Grozi mu 12 lat więzienia" — pisze na swoim Instagramie.
Zamiast uczyć kobiety jak nie zostać zgwałconymi, może zacznijmy uczyć mężczyzn jak nie być gwałcicielami? Podobnie jest w sytuacji wysyłania komuś nagich zdjęć.

Osoba, która dostaje nagie zdjęcia, jest zobligowana do zachowania ich dla siebie. Przesyłanie i publikowanie tego typu treści jest przemocą seksualną.

Nudesy to nie powód do wstydu


Każda z nas choć raz w życiu zrobiła sobie takie zdjęcie. Jako nastolatka, która chciała lepiej przyjrzeć się swojemu ciału. Jako przyjaciółka, która nowym zakupem bielizny chciała się pochwalić koleżankom. W czasie sekstingu ze swoim mężem, partnerem albo chłopakiem, który nam się podobał.

To mogło być zdjęcie, na którym zdejmujesz ramiączko stanika. Albo zupełnie naga seksowna poza przed lustrem. Wyobraź sobie, że każde zdjęcie, jakie kiedykolwiek zrobiłaś sobie dla siebie lub dla kogoś wyjątkowego trafia do sieci.

Czy nagle stajesz się innym człowiekiem? Przestajesz zasługiwać na szacunek? Obcy mężczyźni mają prawo oceniać twoje ciało, rozsądek i postępowanie? NIE.

Podziwianie własnego ciała i umieszczanie go nawet w najbardziej seksualnym kontekście jest naszym prawem. Trzymanie takich zdjęć na telefonie nie jest powodem do wstydu, a wysyłanie ich czy to swojemu partnerowi, czy każdej innej osobie, której chcemy, nie jest żadnym powodem do zdejmowania z niej odpowiedzialności, jeśli takie zdjęcia bez naszej zgody przekaże dalej.

Nie brak kampanii i porad na bezpieczne sekstingowanie czy wysyłanie nudesów. "Wysyłaj zdjęcia osobom zaufanym, wybieraj aplikacje, które umożliwią wysłanie znikającej fotografii, wykonuj zdjęcia, na których nie ma twojej twarzy czy znaków szczególnych".

Rady te są rozsądne, ale działają na takim samym poziomie, jak przekonywanie dziewczyn, by w czasie imprezy "pilnowały drinka". Skupiają się wyłącznie na winie i odpowiedzialności kobiet.

Czy jest więc jakiś sposób, by znormalizować to, że ciało kobiet należy do nich, nawet na najbardziej seksualnych fotografiach? Nawet wtedy, gdy ktoś inny wstawił je gdzieś bez ich zgody? Zabrzmi to pewnie naiwnie, ale ostatecznie każdy nawet najbardziej erotyczny nudes przedstawia po prostu... nasze ciało.

Opublikowany bez naszej zgody jest przejawem przemocy seksualnej, sytuacją, w której sprawca ma być ukarany, a ofiara jest zupełnie niewinna. Nasze ciało nie przestanie być wyłącznie nasze, tylko dlatego, że zostało wykorzystane.