18 stycznia najmłodsi wracają do szkół. Wirusolog mówi wprost, dla kogo to największe zagrożenie

Agnieszka Miastowska
Uczniowie klas I-III wracają do szkół już 18 stycznia. Pozostałe klasy nadal będą uczyły się zdalnie. Pojawia się pytanie, dlaczego najmłodsze dzieci mają wrócić do szkoły w środku epidemii, mimo tego, że wszelkie obostrzenia trwają do 31 stycznia, a nauczyciele nie zostali zaszczepieni na Covid-19. Pytamy wirusologa Tomasz Dzieciątkowskiego i Jolantę Okuniewską, nominowaną jako jedną z 50 najlepszych nauczycieli świata, co może się stać, gdy dzieci powrócą do szkół w środku pandemii.
Uczniowie klas I-III wracają do szkół. Nauczyciele narażeni na covid-19 Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta

Powrót dzieci do szkół

Rząd zdecydował o powrocie najmłodszych dzieci do szkół. Swoją decyzję motywował tym, że to uczniowie najniższych klas są najbardziej pokrzywdzeni przez odizolowanie od grupy rówieśniczej.
— Szkody związane z nieprzebywaniem dzieci klas I-III w normalnej grupie rówieśniczej, uczestniczenie w normalnym tradycyjnym trybie edukacyjnym. To jest koszt, który nie równoważyłby w tej chwili tego ryzyka — tłumaczył podczas konferencji minister zdrowia Adam Niedzielski.


Wielu rodziców i nauczycieli popiera sam fakt powrotu dzieci do nauki stacjonarnej. Mieli jednak nadzieję, że stanie się to w momencie, gdy liczba dziennych zachorowań na Covid-19 zmniejszy się, a przede wszystkim, gdy nauczyciele zostaną zaszczepieni.

Wirusolog ostrzega, że obecny plan powrotu może doprowadzić do podobnych skutków, jakie obserwowaliśmy na przełomie sierpnia i września, czyli gwałtownego skoku zachorowań.

— Nie mamy racjonalnego planu powrotu do szkół. Mamy przykłady wielu krajów, które zdecydowały się na powrót dzieci do szkół, a skończyło się to dla nich całkowitym lockdownem. Obecny plan powrotu sprawia, że mogę powiedzieć tylko jedno: liczbę zachorowań poznamy za dwa tygodnie od 18 stycznia — komentuje wirusolog Tomasz Dzieciątkowski.

Szczepienia nauczycieli przełożone

Decyzja o powrocie do szkół została podjęta nagle i sprawiła, że zarówno rodzice, jak i nauczyciele są zdezorientowani. Ci ostatni obawiają się o swoje zdrowie i podkreślają, że początkowo nauczyciele byli wymieniani jako jedna z grup zawodowych, która będzie mogła zaszczepić się w pierwszym terminie.

Związek Nauczycielstwa Polskiego apeluje do Rządu o rozpoczęcie szczepień nauczycieli przed wznowieniem stacjonarnych zajęć. "Dzięki szczepieniom możemy uniknąć tego, co działo się jesienią ubiegłego roku" — pisze na Twitterze prezes ZNP Sławomir Broniarz. Zapisy na szczepienia dla nauczycieli ruszą jednak dopiero na przełomie marca i kwietnia. Jak podkreśla Sławomir Broniarz, rząd zupełnie nie wziął pod uwagę nauczycielskiego kalendarza pracy.

— Wyobraźmy sobie scenariusz, że oto my nagle w kwietniu zaczynamy masowe szczepienia tej grupy osób, a przecież lada moment jest matura. Co stanie się wtedy, kiedy te szczepienia "nie wypalą". Bądź też nie zdążymy tego zrobić w odniesieniu do tysięcy nauczycieli, którzy uczą w klasach szkół średnich czy klasach szkół podstawowych, a w zasadzie w kwietniu kończy się edukacja w liceach i szkołach kończących się egzaminem maturalnym — mówił Broniarz w rozmowie z TOK FM.

Testowanie nauczycieli

W bieżącym tygodniu rząd ruszył z programem testowania nauczycieli na obecność koronawirusa. Prezes ZNP podkreśla jednak, że testowanie nauczycieli, które potrwa do piątku, to wyrzucanie pieniędzy w błoto.

– Należałoby zgrać działania. Dziś wynik ujemny testu, jutro powinien oznaczać zaszczepienie. Poza tym kupno szczepionki jest dwa razy tańsze niż testowanie —
przekonywał w rozmowie z Money.pl

Nauczyciele podważają pomysł zbiorowego testowania szczególnie po tym, jak sami spędzili miesiące na domowej edukacji.


— Nie bardzo rozumiem sens testowania nauczycieli. Mieliśmy tak niewiele kontaktów podczas nauki zdalnej, że większość z nas będzie miała wynik negatywny. Bardzo mnie niepokoi tak powolne tempo szczepień — dodaje nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej i angielskiego klas I-III Jolanta Okuniewska.

Wirusolog Tomasz Dzieciątkowski podkreśla, że jednorazowy test nie jest żadnym zabezpieczeniem dla powracających do szkół nauczycieli.

— Jednorazowe badanie nauczycieli pozwoli stwierdzić, czy są oni w momencie
badania zakażeni wirusem, czy też nie. Te badania nie będą powtarzane cyklicznie, więc nie dadzą żadnej pewności na to, czy do pracy nie chodzi zakażony nauczyciel — wyjaśnia w rozmowie z Mamadu.

Dodaje również, że testowanie za pomocą testów antygenowych sprawdza się wyłącznie w sytuacji, gdy pacjent ma objawy koronawirusa.

— Nie możemy oczekiwać wiarygodnego wyniku testu w przypadku takiego sposobu badania osób bezobjawowych — tłumaczy.

Zagrożenie epidemiologiczne w szkole

18 stycznia do szkół powróci 1,2 mln uczniów oraz ponad 100 tysięcy nauczycieli i pracowników oświaty. Nauczycieli niezaszczepionych, mających kontrolować, by dzieci w wieku od 8 do 10 lat przestrzegały wszelkich surowych zasad reżimu sanitarnego.

Według wytycznych GIS-u zarówno uczniowie jak i nauczyciele muszą zachowywać 1,5-metrowy dystans, mieć zasłonięte usta i nos w przestrzeniach wspólnych szkół, przed wejściem do budynku dezynfekować ręce.

Kontakt między poszczególnymi klasami ma być ograniczony do minimum, czemu mają służyć indywidualne plany lekcji. Program obostrzeń rozpisany jest jednak w teorii, a jedynie nauczyciele dokładnie zdają sobie sprawę z tego, jak będzie wyglądał w praktyce.

— Trudno unikać sytuacji, gdy dzieci tulą się do nauczyciela, bo się stęskniły. Sama stęskniłam się za swoimi uczniami. Żadnego nie odtrącę, przytulę i się nachylę nad ławką. Będę pracować w maseczce, jak robiłam to do tej pory — wyjaśnia Jolanta Okuniewska.

Podkreśla, że poczucie bezpieczeństwa znacznie większe niż kolejne obostrzenia dla szkół dałyby jej szczepienia.

— Jestem chętna do zaszczepienia się, bo wtedy pracowałabym bez większego stresu i obaw o zdrowie swoje i swoich bliskich. Odsunięcie terminu szczepień nauczycieli do marca, kwietnia niesie za sobą niebezpieczeństwo wzrostu liczby zachorowań na Covid-19. Po prostu boję się powrotu do szkoły — wyznaje.

Tomasz Dzieciątkowski ostrzega, że plan powrotu dla szkół będzie "trudniejszym testem" dla nauczycieli niż uczniów.

— To nauczyciele są najbardziej narażeni na zachorowanie. Uczniowie będą przechodzić koronawirusa bezobjawowo albo "skąpoobjawowo". Powrót do szkół może szczególnie dotknąć nauczycieli — dodaje.