Chłopiec płacze, bo nie nadąża, dzieci nie wiedzą, co mają robić. E-szkoła w klasach 1-3 to porażka
Iza Orlicz
10 listopada 2020, 15:17·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 10 listopada 2020, 15:17
"Na razie to jest totalna porażka. Zamiast pracować, to przez 3 godziny zajęć online siedziałam z synem przy laptopie i pomagałam mu w lekcjach” – mówi mama 7-letniego Franka. "Od poprzedniego lockdownu minęło pół roku, dlaczego nikt nie przygotował dobrej platformy do nauki zdalnej?” - dodaje tata 7-letniej Poli. Rodzice dzieci klas 1-3 nie kryją oburzenia, ale też zdenerwowania w związku z nauką online.
Reklama.
Wczoraj był pierwszy dzień, gdy na edukację zdalną przeszli uczniowie klas 1-3. Rodzice, z którymi udało się nam porozmawiać przyznają wprost: panował kompletny chaos.
– To była jakaś masakra. Przez pierwsze 20 minut nic nie działało. Łączenie na classroomie ciągle się zrywało, nauczycielki nie było słychać albo ją "przycinało”, że rozumieliśmy tylko co któreś słowo - mówi nam Piotr, tata 7-letniej Poli.
Rodzice jednego ucznia walczyli ponad godzinę, by w ogóle się połączyć. Jeden wielki chaos i ogromne nerwy. Od poprzedniego lockdownu minęło pół roku, rodzice zastanawiają się. dlaczego nikt nie przygotował dobrej platformy do nauki zdalnej? Dlaczego rząd nic nie zrobił w tej kwestii, by jakoś to funkcjonowało, zwłaszcza w przypadku tak małych dzieci?
To totalna porażka
Było do przewidzenia, że w przypadku 7-9-latków nauka zdalna będzie bardzo utrudniona, bo dzieci w tym wieku w wielu kwestiach związanych z uczeniem się (nie wspominając już o kwestiach technicznych) potrzebują jeszcze pomocy osoby dorosłej.
– Pani mówiła, żeby wyłączyć mikrofon, a włączać go tylko wtedy, gdy wywołuje kogoś do odpowiedzi. Dzieci sobie z tym nie radziły, a gdy za dużo osób miało włączony mikrofon, to "wywalało” nas z platformy. Na razie to jest totalna porażka. Zamiast sama pracować przy komputerze, to przez 3 godziny zajęć online siedziałam z synem przy jego laptopie i pomagałam mu w lekcjach – opowiada nam Renata, mama 7-letniego Franka.
Przyznaje, że podczas tych pierwszych lekcji było bardzo dużo nerwów. Swojej frustracji nie kryli rodzice, ale też nauczycielka.
– Widać było, że się stara, by wszystko przebiegało sprawnie, ale po prostu nie byliśmy w stanie "przeskoczyć” tych technicznych problemów. Pani nauczycielka ciągle powtarzała: "Nie słyszę cię, powtórz” lub "Proszę włączyć kamerkę”.
Mam nadzieję, że w następnych dniach będzie to wyglądało trochę lepiej, jakoś sytuacja się unormuje, inaczej wszyscy się wykończymy. Ja przecież muszę jeszcze normalnie pracować. I tak cieszę się, że pracuję zdalnie, nie wyobrażam sobie, że miałabym syna zostawić samego nawet na kilka godzin dziennie – dodaje mama Franka.
Płakał, bo nie nadążał
Na jeszcze inny problem zwróciła mama 7-letniego Antka i 9-letniej Zuzi. Uważa, że dzieci w takim wieku mają wielki problem z nauką zdalną, bo po prostu nie są na nią gotowe.
– Na wczorajszych lekcjach dzieci ciągle pytały, na której stronie są zadania, które pani kazała rozwiązywać albo gdzie jest czytanka, którą pani właśnie omawia. Do tego, co kilka minut ktoś pytał, czy może iść do toalety. Dzieci skarżyły się, że nie rozumieją poleceń pani, jeden chłopiec zaczął płakać, że nie nadąża. Dzieci też są tym wszystkim bardzo zestresowane – mówi Anna, mama Antka i Zuzi.
I dodaje, że choć sama obawia się zachorowania na koronawirusa, to jednak uważa, że szkoły – przynajmniej dla klas pierwszych, powinny być nadal otwarte.
– Te dzieci dopiero uczą się pisać, łączyć litery, tego po prostu nie da się zrobić zdalnie. Skoro w całej szkole zostałyby np. trzy klasy pierwsze, to można przecież tak je rozmieścić, żeby się ze sobą nie widywały. Nie mamy całkowitego lockdownu - dzieci z zerówek, również tych szkolnych, wszystkie przedszkola i żłobki nadal pracują stacjonarnie, więc uważam, że do szkoły jak najszybciej powinny wrócić również uczniowie tych najmłodszych klas – mówi Anna.