MEN jedzie po bandzie i żąda donosów. Oto co zrobią z tymi, którzy wspierają strajk
Zastraszanie, prześladowanie i represjonowanie. Tak dziś w mediach określa się to, co chwilę przed północą zrobiło MEN. Resort poinformował, że będą wyciągane konsekwencje prawne wobec nauczycieli biorących udział w proteście, a kuratorzy wysłali do dyrektorów pisma, w których wymagają donosu w trybie pilnym.
Nauczyciele nie mają prawa do nieposłuszeństwa obywatelskiego?
W szkołach i na uniwersytetach w Polsce uczymy się różnych poglądów filozoficznych Locke’a, Hobbesa czy Rousseau na temat umowy społecznej, a popisać tą wiedzą trzeba się później na sprawdzianie. Tymczasem, gdy rządowi przychodzi z tego rozdziału zdać egzamin w praktyce, ale i w teorii otrzymuje przysłowiową lufę.
Dokładnie za to, że nie ma pojęcia, czym jest prawo do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Polska jest dziś przykładem dla całego świata, że nieposłuszeństwo obywatelskie to nie tylko pojęcie wyrwane z podręczników. To nasz przywilej, z którego na każdym etapie ewolucji świata możemy korzystać, gdy dostrzegamy tyranię władzy i uważamy prawo za niesprawiedliwe.
Pismo MEN o donosach na nauczycieli
Rząd PiS na to nie pozwala, szczególnie pracownikom im podległym, a więc dyrektorom szkół i nauczycielom. Kuratorzy dostali pismo od Departamentu Kształcenia Ogólnego MEN, że do godziny 15.30 mają odesłać uzupełnione tabele z informacjami dotyczącymi sytuacji związanej z protestami i udziałem w nich uczniów, nauczycieli i dyrektorów. Taki dokument pojawił się na tablicy Bartosza Arłukowicza.
— Zgodnie z zapowiedzią poprosiliśmy kuratorów oświaty o sprawdzenie, czy takie sytuacje miały miejsce w ich regionie i jaka była na nie reakcja dyrektorów szkół — napisała w komunikacie.
Wideokonferencja, na której kierownictwo MEN omówi zebrane dane o udziale nauczycieli w Strajku Kobiet, odbędzie się dnia 4 listopada o godzinie 16:00. Takie działania spotkały się z ostrą krytyką polityków i obywateli. Ewa Kopacz porównała to do represjonowania kadry pedagogicznej, a Bogdan Klich do inwigilowania młodzieży, jak za komuny.
— Jeżeli nauczyciele namawiali do protestów, może być to potraktowane jako uchybienie porządkowe nauczyciela. Co innego, jeżeli w czasie lekcji omawiali rzeczowo aspekty związane z protestem – to nie jest uchybienie. Inną sytuacją jest ta, w której nauczyciel poinformował uczniów o proteście – sama informacja nie jest uchybieniem — wskazuje ekspert.
Może cię zainteresować: Dzieci będą uczyć się rocznic śmierci żołnierzy? Czarnek zdradził, jak zmienią się podręczniki