"Kult Matki Polki Heroski nam zdecydowanie nie pomaga". Lady Pasztet o macierzyństwie i feminizmie

Agnieszka Miastowska
Lady Pasztet, czyli Katarzyna Barczyk-Matkowska prowadzi profil na Instagramie, na którym sama siebie określa jako matka-feministka. Do tej pory na jej profilu można było odnaleźć treści związane z feminizmem, ciałopozytywnością, kobiecymi biznesami, jej życiem prywatnym kręcącym się głównie wokół pracy i pasji. Od 10 miesięcy na jej koncie pojawiają się nowe, nie mniej ważne tematy. Dotyczące macierzyństwa i to z perspektywy, której na Instagramie brakuje. Zobaczcie, jak na kilka pytań dotyczących macierzyństwa odpowiedziała mama, która nie poleca oglądać go tylko przez różowe okulary.
Cała prawda o macierzyństwie bez lukru z perspektywy mamy-feministki Lady Pasztet Archiwum prywatne
Jakie jest więc według ciebie największe współczesne kłamstwo o macierzyństwie?

Nie wiem, czy to jest największe kłamstwo, ale na pewno strasznie trudne do spełnienia jest to oczekiwanie, że skoro było się w ciąży i jest się kobietą, to wszystko się "umie" zrobić, kiedy pojawia się dziecko.

To mnie bardzo zaskoczyło, ale ja kompletnie nic nie wiedziałam, nic nie umiałam i przyznam, że mimo chodzenia na szkołę rodzenia oraz spotkań z położną to zaskoczyło mnie to, jak wiele nie wiem. Oczekuje się od nas, że ze względu na płeć będziemy wszystko jakimś magicznym sposobem "wyczuwać", ale wcale tak nie jest. Co więcej, nagle okazuje się, że wszystkie te decyzje — jak karmić, jak kąpać, czy dziecko ma spać w łóżeczku, czy z wami — spadają tak naprawdę na ciebie. Ojca nikt nie pyta o zdanie, nie bierze się go pod uwagę.


To trudne, bo podstawą partnerstwa są wspólne decyzje, wypracowanie mniejszych lub większych kompromisów. Mój syn jest pierwszym niemowlakiem, którego miałam na rękach i nie miał dołączonej do siebie instrukcji obsługi.

A twoje najpiękniejsze macierzyńskie wspomnienie? Pozytywna strona bycia mamą, która zupełnie cię zauroczyła?

Wzruszam się wciąż na myśl o naszym pierwszym karmieniu. Jak go dostałam na brzuch po porodzie, to jeszcze za dużo nie ogarniałam po tym wysiłku. Ale ta pierwsza chwila, kiedy trzymałam go na sobie, kiedy jadł... Wtedy kompletnie nie wiedziałam, że karmienie nie powinno boleć, także pierwszy tydzień był hardkorem, ale potem daliśmy sobie radę.

Będąc mamą, rozwijam się jako człowiek w tempie ekspresowym: wciąż się uczę cierpliwości, empatii, kontroli nad sobą oraz zarządzania czasem na poziomie eksperckim, a do tego odpowiedniej dawki odpuszczania i luzu.

Najfajniejsze jest to, że spotykasz nowego człowieka, który jest z ciebie, ale nie jest ani swoim tatą, ani tobą i mając już kilkanaście tygodni, ma jakiś swój charakter.

Czy jako mama-feministka często słyszysz, że czegoś nie możesz/musisz/powinnaś? Czy spotykasz się z jakimiś stereotypami na temat feministyczych mam?

O stereotypy dotyczące feministek nietrudno. Myślę, że to akurat dotyczy wszystkich mam i nie tylko feministek: ciągle mamy jakieś wyrzuty sumienia! Że czegoś jest za dużo (noszenia), za mało (na pewno nie karmisz odpowiednio), że nie śpi (w łóżeczku), że bez (czapeczki, skarpetek, kurtki)…

Ta presja dotyka każdej z nas, bo spada na nas duży ciężar odpowiedzialności za małą istotę. Ojców się nikt nie czepia, oni są od rozczulania szerokiej publiczności, za to matki mają cierpliwie słuchać tych wszystkich dobrych rad.

Natomiast coś, co mnie bardzo zdziwiło w sobie samej, nawet to, to że przez długi czas nie miałam ochoty wracać do pracy i zrozumiałam dzięki temu te kobiety, które się na to nie decydują.

Kompletnie tego nie rozumiałam wcześniej. Teraz już mnie jednak trochę korci
powrót do innych zadań niż opieka. Wiem jednak, że często feministki postrzega się jako te, które nie chcą, aby mamy były z dziećmi w domu (co ma swoje uzasadnienie, jeśli chodzi o kwestie związane z niezależnością finansową!) i sama miałam takie poglądy. Jednak widzę też, jak bardzo niedoceniania jest u nas kwestia opieki nad dziećmi, nad osobami starszymi, niepełnosprawnymi i zależnymi. Nie ma w naszym kraju systemowych rozwiązań, które by mogły tę sytuację poprawić. I dlatego z jednej strony totalnie rozumiem chęć bycia z dzieckiem, z drugiej jednak to niesie ze sobą szereg niebezpieczeństw w przyszłości: niższa emerytura, trudności z powrotem do pracy po kilkuletniej przerwie…

Dlatego marzy mi się, żeby urlop ojcowski trwał co najmniej 2 miesiące i był obowiązkowy. To by nie wypychało kobiet z rynku pracy, a faceci mieliby okazję posłuchać tych wszystkich dobrych rad…

Gdybyś mogła spotkać się z sobą samą z momentu, gdy zobaczyłaś na teście dwie czerwone kreski, to co byś sobie powiedziała? Jakie rady, słowa chciałabyś sobie przekazać?

"Spokojnie, jakoś to ogarniesz". Akurat moja ciąża była idealna, czułam się przez 80% czasu bardzo dobrze, byłam sprawna, organizowałam swój ślub i planowałam podróż życia. To wszystko się zbiegło w dobrym czasie.

Na pewno poradziłabym sobie, żeby zrobić więcej badań genetycznych, bo nie miałam świadomości wielu z nich, a takie testy na pewno dają szansę na wykrycie choroby przed urodzeniem dziecka i odpowiednią reakcję.

Natomiast zaraz po porodzie to chciałabym sobie powiedzieć, że muszę wyluzować i brać przykład z męża, który nie jest taki spięty jak ja. Ja strasznie się stresowałam i nadal się stresuję rzeczami, które okazują się w sumie nieistotne, ale bardzo mnie spinają. Już jest lepiej, ale początek to był koszmar. Ze stresu zaczęłam zgrzytać zębami.

Co jest najtrudniejszą, najgorszą stroną macierzyństwa? Czy jest coś, co najchętniej wykreśliłabyś z bycia mamą?

Chyba ten stres właśnie. To ciągłe napięcia, czy jest się odpowiednio poinformowaną, czy ma się właściwe kompetencje, czy się dobrze to dziecko ogarnia. Każdy kolejny etap rozwoju to kolejna dawka stresu.

I myślę, że to rzutuje na nas wszystkie i powoduje, że z tej frustracji rodzą się właśnie te "wojny matek". Oczekiwania społeczne wobec nas, kobiet, są bardzo wysokie, wobec naszych partnerów bardzo niskie – wystarczy, że przewinie, weźmie dziecko na spacer i jest już super tatą. Ty karmisz, jesteś z nim prawie 24 h na dobę, ale właściwie wszyscy traktują to, jak coś, co nie wymaga słowa pochwały. Brakuje nam chyba uznania i docenienia, a to wkurza. Kolejna rzecz to bezustanne poddawanie ocenie: czy jest się wystarczająco dobrą matką? Nie tylko w swojej własnej głowie, ale taki sygnał płynie od wielu osób i jest on niezwykle przykry. Staramy się, jak możemy, serio… a parafrazując moją ulubioną joginkę: "Staramy się na tyle, na ile jest to w tej chwili możliwe".

Depresja poporodowa to temat, który nadal bywa owiany tabu. Sama dobrze o tym wiesz, bo na swoim Instagramie, starasz się go normalizować. Mało mówimy także o tym, że samo doświadczenie macierzyństwa, szczególnie od razu po porodzie bywa po prostu bardzo trudne.

Mam takie wrażenie, że żyjemy w kraju, w którym wszyscy bardzo lubią skupiać się na ciąży, a tak najchętniej to na zarodkach, ekscytują się porodem (co według mnie wcale nie jest najważniejsze, ale każdej życzę porodu, który ją wzmocni!), a kompletnie zapominają o tym, co po tym porodzie się dzieje z matką.

Dziecko staje się punktem centralnym i to jest oczywiste, ale trzeba dużej uważności dla mamy. Ta młoda matka musi się jakoś ogarnąć ze swoim doświadczeniem porodu (jeśli był według niej udany, to już jest mega sukces), ze swoim ciałem, które się zmieniło, a przede wszystkim ze swoją głową, w której dzieje się rewolucja. Ja byłam wkurzona, bo nagle się okazało, że nawet nie mogę iść wynieść śmieci.

Hormony szaleją, uczycie się z dzieckiem siebie i zajebiście byłoby mieć w tym momencie 100% wsparcia. Co to wsparcie może oznaczać? Że ktoś wpadnie z ciepłym jedzeniem, przez chwilę potrzyma bobasa, żebyś ty mogła zjeść.

Da szansę na ciepły prysznic bez stresu. Przyniesie nie tylko grzechotkę, ale coś dla tej kobiety, która się stała matką, ale wciąż jest jeszcze dawną sobą. A jak jeszcze ogarnie coś dla taty, to już w ogóle kosmos. To nie muszą być fajerwerki, to mogą być zwykłe rzeczy: jeśli nie wizyta to miły SMS, mail czy wiadomość. Może nie odpisze, ale na pewno będzie jej miło. Myślę, że kiedy się właśnie o tej kobiecie zapomina, to nie prowadzi oczywiście do depresji poporodowej, ale może temu sprzyjać. Depresja to choroba i dobrze by było, by była traktowana tak poważnie, jak inne choroby.

Nie można ignorować czyjegoś złego samopoczucia, łez, zagubienia, bo bywa, że to są pierwsze symptomy choroby. A macierzyństwo jest na samym początku niezwykle pięknym i zarazem trudnym doświadczeniem, bo jak już wspominałam instrukcji obsługi brak, a zmęczenie jest ogromne.

Dziecko jest wielką niewiadomą, nawet jak spełnimy wszystkie podstawowego warunki, aby nie płakało (najedzone, przewinięte, niby spało), a ono płacze, to ten płacz może nas po prostu dobijać i doprowadzać do rozpaczy. Warto wtedy mieć wsparcie.

Jak powinniśmy wspierać kobiety po porodzie? Jak pomóc mamom, które cierpią na depresję, ale też co każda kobieta powinna po porodzie usłyszeć od swoich bliskich?

Pewnie każda z nas ma kompletnie inne potrzeby w tej kwestii, ale jeśli ma się dobre stosunki z rodziną, to według mnie warto skorzystać ze wsparcia przez te pierwsze tygodnie. My byliśmy u moich rodziców i bardzo to sobie cenię, chociaż nie obyło się bez tarć, to jednak czułam się bezpieczna i zaopiekowana.

Zawsze w domu był ktoś, kto mógł rzucić okiem na małego i sama ta świadomość mnie podnosiła na duchu. Fajne były słowa wsparcia, że sobie dobrze radzę i że rodzice i teściowie są ze mnie dumni. Dobre słowo przyda się każdej mamie na początku swojej drogi, bo to jest bardzo wzmacniające.

No i nie można zapominać o tym, że mój mąż stanął na wysokości zadania i starał się jak mógł dbać o mnie i synka. To była moja, dość szczególna sytuacja. Nie odważę się, odpowiedzieć na pytanie, jak pomóc mamom w depresji poporodowej, bo to jest pytanie do specjalistów i specjalistek. Warto szukać pomocy psychologicznej, jeśli tylko podejrzewamy, że coś jest nie tak – są nawet na Facebooku bezpieczne grupy wsparcia np. Czułe Wojowniczki, gdzie można uzyskać taką pierwszą pomoc.

Jak myślisz, dlaczego depresja tak często się pojawia, a tak rzadko jest diagnozowana?

Myślę, że to kwestia tego, że dotyczy kobiet, a więc z definicji nie budzi takiego zainteresowania, jakie powinna. Jestem właśnie w trakcie lektury fenomenalnej książki
"Niewidzialne kobiety" Caroline Criado Perez i jej opowieści o tym, jak płeć wpływa na
naukę i to czy się naukowcy i naukowczynie zajmują się tym tematem lub nie, mogłaby dać tutaj szersze światło na to zjawisko.

Wydaje mi się, że i tak jest postęp, bo depresja poporodowa zaistniała w szerszej świadomości społecznej i przynajmniej wiemy, że istnieje. Położne środowiskowe przeprowadzają testy, które mają zdiagnozować początki tego schorzenia, czyli między innymi obniżony nastrój, ale nie oszukujmy się – często mają dużo pacjentek pod swoją kuratelą i nie wszystko uda im się wyłapać. Nie pomaga także stygmatyzacja chorób psychicznych w naszej kulturze oraz z drugiej strony kult "matki Polki heroski", która wszystko ogarnie. Taki też przekaz często słyszy się od bliskich sobie kobiet, które przekładają swoje trudne doświadczenia na córki i ignorują ich problemy. To złożone zjawisko i dopiero powoli uczymy się o nim mówić.

Jakiego wsparcia oczekiwałaś od swojej rodziny, kilka godzin po pojawieniu się synka?

Kilka godzin po pojawieniu się naszego synka to już spałam, bo zmęczenie było ogromne. Był przy mnie mąż, który przeciął pępowinę. Poza tym rodziłam także z bliską mi osobą, która jest położną – moją ciocią. Dostałam całe mnóstwo wsparcia i tego życzyłabym każdej kobiecie na świecie.

Wiesz, tak szczerze mówiąc, to wydaje mi się, że te pierwsze dni, a nawet tygodnie to jest taki hormonalny haj, że dopiero kiedy to się jakoś w miarę ustatkuje, przychodzą pierwsze frustracje, złe myśli, smutek. Dlatego trzeba być cały czas uważnym i starać się tego nie przegapić. Jak już wspominałam poród to dopiero start, bo najtrudniejsze jest czas, kiedy się zostaje z dzieckiem sam na sam. Ja pierwszego dnia, kiedy naprawdę byłam tylko z małym, a on nie mógł przestać płakać, zadzwoniłam po męża i wrócił tak szybko jak mógł.

Inna sprawa, że zastał nas śpiących na kanapie, bo sama świadomość, że zaraz tu będzie, okazała się kojąca. Bywa, że właśnie ta świadomość już nas w jakiś sposób ratuje. Ale raz jeszcze podkreślę, że warto szukać profesjonalnej pomocy i nie wstydzić się o nią prosić.