Cierpimy, bo traktują nas jak "małych mężczyzn". Oto co spotyka kobiety w gabinetach lekarskich

Sandra Skorupa
To kobietę najczęściej okrzykuje się mianem "królowej dramatów". Wcale nie chodzi o to, że dobrze piszemy, a o to, że niby zbyt często i nad wyraz "dramatyzujemy". Dopiero po kilku latach okazuje się, że nasz "dramatyzm" to w rzeczywistości poważna choroba i z histerią ma niewiele wspólnego. Bo tak naprawdę jesteśmy inne niż mężczyźni, mamy inne objawy, inną fizjonomię i inaczej odczuwamy ból. A z racji tego, że lekarze nieustannie traktują nas jak "małych mężczyzn", cierpimy w ciszy...
Ból kobiet a ból mężczyzn unsplash.com

Umieramy, bo traktują nas, jak "małych mężczyzn"

Niemal każda z nas spotkała się z dyskryminacją w gabinecie lekarskim lub co najmniej o tym słyszała. Co to znaczy, że lekarze traktują nas, jak "małych mężczyzn"? Tego sformułowania używa dr Stacy Sims specjalizująca się w różnicach płci w zdrowiu, żywieniu, a także wydajności kobiet.

To znaczy, że słysząc o naszych objawach i podejrzeniach, specjaliści opierają się na badaniach przeprowadzanych na mężczyznach i objawach charakterystycznych dla nich. Brak poprawnej diagnozy to często przyczyna pokutującego stereotypu słabej płci i przeświadczeniu, że kobiety wyolbrzymiają swoje zdrowotne problemy.


Jedną z największych trudności na tym polu jest kwestia różnic w objawach zawału serca – głównym jest ból w klatce piersiowej. Jednak dzieje się tak w większości u mężczyzn, bo jak wskazuje The New England Journal of Medicine, w rzeczywistości aż u 71 proc. kobiet pojawiają się objawy grypopodobne. W związku z tym pacjentki są szybciej wypisywane, źle diagnozowane i niestety są dwa razy bardziej narażone na zawały serca.

Ból mężczyzn a ból kobiet

Z jednej strony się mówi, że kobiety są bardziej odporne na ból, bo natura przystosował je do rodzenia, a w rzeczywistości często uznaje się, że ból podczas okresu, PMS, PMDD, dolegliwości wskazujące na endometriozę to nasza "gatunkowa" przesada. Podobnie jest w przypadku różnych schorzeń czy stanów zapalnych, gdy czujemy rwanie, kłucie i ucisk w różnych miejscach ciała — znów robimy z igły widły.

Jednak z tym bólem to nie do końca tak jest. Już pomijając fakt, że bardzo często mężczyźni mają inne dolegliwości różnych schorzeń niż kobiety. Jednak istotne jest to, że jak pokazują badania Southern Illinois University, na 1 cm kwadratowy ciała kobiety przypada dwukrotnie więcej nocyceptorów, które odpowiadają za odbiór bodźców bólowych.

Pisała o tym Alicja Cembrowska w Mamadu: "Kobieta chorująca na endometriozę cierpi podwójnie. Potrzebuje nie tylko diagnozy i specjalistycznego leczenia, ale również wsparcia psychicznego. A co najważniejsze – zrozumienia i przyznania, że rzeczywiście cierpi, a nie wymyśla czy przesadza."

Leki przeciwdepresyjne, zamiast przeciwbólowych

Mogłoby się wydawać, że w ciągu 15 lat nastąpił w diagnostyce, profilaktyce i leczeniu duży postęp, niż gdy w 2006 roku o przypadku zdrowej, szczupłej, wegetarianki Lori Kupetz pisał m.in. Cedars Sinai, a później również Helath. Wysportowana i niepaląca kobieta miała małe prawdopodobieństwo choroby serca.

Odwiedzała wielu specjalistów w związku z bólem w klatce piersiowej i żaden nie traktował jej obaw poważnie. Zamiast postawienia mogłoby się wydawać prostej diagnozy, skierowania na badania, stwierdzono, że to, czego ta pacjentka potrzebuje to leki przeciwdepresyjne i pomoc psychiczna.

Gdyby nie zawziętość Lori, prawdopodobnie kosztowałoby ją to życie. Bo po czasie w końcu okazało się, że Lori ma zatkane tętnice i konieczne było przeprowadzenie trzech operacji serca. O podobnych sytuacjach słyszy się z ust kobiet każdego roku. Tym razem problem ten poruszyła artystka z popularnego profilu Rynn Rysuje. W jej wypadku nie chodzi jednak o zawał serca, a o problemy ze snem, które jak się okazuje, przez wielu specjalistów były bagatelizowane, a kobieta odsyłana była za każdym razem do psychiatry z sugestią, że problem tkwi w jej głowie i jak pisze na Facebooku artystka:

— Psychiatrzy nie mieli nic na moje problemy ze snem. Poza silnie uzależniającymi lekami nasennymi, które każdy powinien w mojej sytuacji odradzać. Bo nie rozwiązują problemu, tylko go maskują.

W tym wypadku również zadziałała zawziętość pacjentki, która dociekała i dotarła do tego, że może być to problem z bezdechem sennym, a żaden specjalista dotychczas jej tego nie zasugerował i jak sama wskazuje, bezdech senny był dotychczas uważany za przypadłość niemal wyłącznie mężczyzn z powodu norm, w których kobiety nie są uwzględniane.

Seksistowski stereotyp w diagnozie

Do dziś spotykamy się z seksistowskim traktowaniem w gabinetach lekarskich. Symptomy, które zgłaszają kobiety, są traktowane, jako irracjonalne i emocjonalne, powiązane ze zdrowiem psychicznym. Z kolei mężczyźni, jako pacjenci są traktowani bardziej racjonalnie.

Podział płci w diagnozie ma ogromne znaczenie. Jak podaje Independent mężczyźni i kobiety mając te same objawy, otrzymują różne leki. To znaczy, kobietom najczęściej zaleca się środki uspokajające, a mężczyznom przeciwbólowe. Przez takie traktowanie pacjentki średnio dłużej odczuwają ból i dyskomfort związany z daną dolegliwością.

Jeszcze inne badania wskazują, że mężczyznom lekarze poświęcają w gabinetach więcej czasu niż kobietom z tymi samymi objawami. Dysproporcja pojawia się również w przypadku czasu, jaki musi upłynąć, zanim pacjent otrzyma lek przeciwbólowy. Mężczyźni muszą na niego czekać średnio 49 minut, z u kobiet decyzję o podaniu środka odwleka się, gdyż muszą czekać nawet 65 minut.