Czujesz wstyd, gdy masz stanąć w majtkach przed lustrem? Pozbyłam się go i zdradzę ci jak!
Mówi się, że "każdy z nas ma kompleksy". To strasznie głupie słowa, bo zakładają, że niezadowolenie z siebie, swojego ciała lub jakiegoś jego elementu jest całkowicie normalne i powinniśmy się z tym pogodzić. Zamiast zatem skupiać się na narracji, że kompleksy nie są nam do szczęścia potrzebne i lepiej pójść ścieżką samoakceptacji, kurczowo trzymamy się myśli, że TO i TAMTO jest w nas niefajne. A ja ci powiem tak: jest fajne, bo jest twoje. I zdradzę ci dodatkowo, jak trafić na tę wspomnianą ścieżkę samoakceptacji.
Uwaga, podaję hasło: INTERNET, a dokładnie grupy ciałopozytywne. Tak. Internet, przy pomocy którego wypchałam swoją głowę po brzegi ciałami "idealnymi", pomógł mi je "odidealnić".
Sprawa jest tak prosta, że aż banalna, ale po kilku tygodniach zauważyłam różnicę. A zaledwie wczoraj stanęłam w samych majtkach przed lustrem i pierwszy raz byłam w stanie pomyśleć: "Hej, jesteś ok". Droga przede mną jeszcze długa (i zapewne kręta), ale to doprawdy odświeżające poczucie, że w końcu dojrzało się światełko, w którego stronę chce się iść.
Krótka instrukcja obsługi
1. Przyjmij do wiadomości, że kompleksy czy poczucie, że jesteś gorsza/gorzej wyglądasz, nie są ci potrzebne do życia.
2. Dołącz do grup ciałopozytywnych. To jest hit. Absolutnie nie zdawałam sobie sprawy, jak grupy ciałopozytywne wpłyną na moje postrzeganie siebie. Profile publiczne obserwowałam od dawna, więc ten proces zaczął się już kilka lat temu, ale grupy to trochę inna bajka.
W zamkniętych grupach ludzi się nie wstydzą. Nie boją się swojego wyglądu i oceny (bo jej tam nie ma). Po kilku dniach od dołączenia do jednej z takich grup, na mojej tablicy na Facebooku zaczęły pojawiać się wątki o problemach z cerą, włosach na ciele, fałdkach, nogach, brzuchach, ramionach, twarzach. Nagle zobaczyłam setki różnych ciał.
Wiecie, co jest jednak w tym najfajniejsze? Właściwie są to dwie rzeczy. Po pierwsze – w takich grupach nie daje się porad, co i jak zmienić, a także nie ma porównywania. To nie są miejsca, w których ktoś poleci ci, jak pozbyć się pryszcza. To miejsca, w których dowiesz się, że pryszcz to normalna sprawa i masz piękne oczy.
Po drugie – narracja. Większość dyskusji dotyczy tego, co w sobie lubisz, co uważasz za fajne, a nie, co sprawia, że nie masz ochoty patrzeć w lustro. Nie ma tam miejsca na zwracanie komuś uwagi czy wyśmiewanie. Nie uświadczysz mądrości w stylu: "Schudnij". Nie dowiesz się, że "promujesz otyłość".
3. I jeszcze jedno. Zweryfikuj, co oglądasz w mediach społecznościowych
90 proc. obserwowanych przez ciebie kont to pięknie wystylizowane i przemyślane kreacje? Super jedzenie, piękne wakacje i "sylwetki jak marzenie"? Nie dziw się zatem, że właśnie to twój mózg uznał za normę.
Prosty przykład: mężczyzna ogląda TYLKO zdjęcia i filmy, na których kobiety są bardzo szczupłe, nie mają rozstępów, blizn, włosków, wyprysków. Niby zdaje sobie sprawę, że to rodzaj fikcji, ale jednak w jego głowie nabudowuje się wizja złożona z klocków idealności. Ten sam mechanizm działa w nas, kobietach.
Wiem, wiem, odkrycie roku, ale może jednak warto zwrócić na to uwagę? Na swoim przykładzie zauważyłam, że nie kontrolowałam przekazów, które do siebie dopuszczam. Podświadomie, wręcz "odruchowo" brałam, co dają, bez selekcji czy świadomej weryfikacji, jak tak naprawdę ma wyglądać mój "świat wirtualny".
Po przeglądaniu Instagrama zaczęłam mieć poczucie, że coś mi chyba nie wyszło. Gdy złapałam te myśli na gorącym uczynku, usunęłam z pola widzenia to, co je wywoływało. Wprowadziłam zmiany. Teraz na zdjęciach widzę szczupłą dziewczynę seksownie wygiętą na plaży, ale też dziewczynę zapłakaną, grubszą, z włosami pod pachami czy skórką pomarańczową. I obie w mojej głowie są... "normalne".
Weź się przeproś
Na koniec anegdota. Kilka tygodni temu napisałam do przyjaciółek: "Dziewczyny, czy ja mam duży nos?". Zareagowały, jakbym oszalała. Może dlatego, że był to mój kompleks, który zdecydowałam się ukryć. Nikomu nie sygnalizowałam, że faktycznie niezbyt przyjaźnie myślę o swoim własnym nosie. Dlaczego?
Bo wmówiono mi, że jest duży, więc zaczęłam się go wstydzić. Dwa lata temu usłyszałam od ówczesnego chłopaka, że uwielbia mój "mały nosek". Czułam zażenowanie. Myślałam, że się ze mnie śmieje. Okazało się, że wcale się nie śmiał, ale realnie podobał mu się mój nos.
Wiecie, jaki jest morał? Ano taki, że wytykanie komuś, że wygląda tak, a nie inaczej, kąśliwe uwagi, krytykowanie czy fałszywa troska ("ojoj, ale przytyłaś"), ukryta pod płaszczem cioci Dobrej Rady ("mówię ci to, bo się martwię") nie są metodą i nie są pomocą. Nie przybliżają nikogo do zmiany, zaakceptowania siebie.
Żeby wejść na ścieżkę samoakceptacji, potrzebna jest odwaga. Krytyka i obrażanie nie dodają odwagi. Sprawiają, że druga osoba czuje się jeszcze gorzej. Więc zostawcie głupie komentarze dla siebie i zastanówcie się, dlaczego (ALE TAK NAPRAWDĘ), czujecie potrzebę wyrażania negatywnych uwag na temat czyjegoś wyglądu.
Życzę wam wszystkim, żebyście przeprosili się ze swoimi brzuszkami, piersiami, nogami, uszami, nosami, twarzami, pryszczami, rozstępami, bliznami. Uwierzcie, życie od razu staje się bardziej kolorowe i oddycha się jakoś przyjemniej.
Może cię zainteresować także: Zdjęcie aktywistki komentują setki kobiet. To wciąż temat tabu, a zasługuje na lepszy PR