Co dzieci będą robić w szkołach po 25 maja? Rząd ogłasza wytyczne, nauczyciele pukają się w czoło

Ewa Bukowiecka-Janik
Decyzje Ministerstwa Zdrowia i Ministerstwa Edukacji Narodowej w ostatnich tygodniach, mówiąc eufemistycznie, wyglądają na losowe. Kiedy nic nie wskazuje na to, by pandemia mijała, my odmrażamy szkoły i przedszkola. Już wiadomo, jak będą wyglądały szkolne zajęcia po 25 maja.
Uczniowie wracają do szkół po koronawirusie. Jak będą wyglądały lekcje? fot. Tomasz Fritz / Agencja Gazeta
Pod koniec maja do placówek wrócić mają dzieci najmłodsze, czyli klasy 1-3. - Nauczyciele nauczania wczesnoszkolnego zaoferują jakąś formę zajęć dydaktycznych - zapowiedział minister edukacji Dariusz Piontkowski, a MEN publikuje oficjalne wytyczne.

Szkoła po koronawirusie


"W grupie może przebywać do 12 uczniów. W uzasadnionych przypadkach za zgodą organu prowadzącego można zwiększyć liczbę dzieci - nie więcej niż o 2. (...) Jedna grupa uczniów przebywa w wyznaczonej i w miarę możliwości stałej sali. Minimalna przestrzeń do zajęć dla uczniów w sali nie może być mniejsza niż 4 m2 na 1 osobę (uczniów i nauczycieli)*" - czytamy w komunikacie GIS, MEN i MZ.


Co więcej, rekomenduje się, by z sali, w której przebywa grupa, "usunąć przedmioty i sprzęty, których nie można skutecznie umyć, uprać lub dezynfekować. Przybory do ćwiczeń (piłki, skakanki, obręcze itp.) wykorzystywane podczas zajęć należy dokładnie czyścić lub dezynfekować".

Uczniowie mają siedzieć od siebie w odległościach min. 1,5 m: 1 uczeń – 1 ławka szkolna. Obostrzeń jest oczywiście o wiele więcej. Wszystkie dotyczą dzieci najmłodszych. Tych, które w normalnych warunkach mają problem usiedzieć na miejscu i nie ma w tym nic nienormalnego.

Szczegóły i konkrety MEN zrzuca na dyrektorów szkół i samorządy. "Forma zajęć dydaktycznych jest uzależniona od warunków epidemicznych panujących na terenie gminy, w której szkoła się znajduje oraz od możliwości spełnienia wytycznych Ministra Zdrowia, Głównego Inspektora Sanitarnego oraz Ministra Edukacji Narodowej" - wyjaśnia resort.

Ograniczenie dla rodziców


Nowe wytyczne uwzględniają również, w jaki sposób powinni zachowywać się dorośli, odbierając swoje dzieci z placówek.

"Rodzice mogą wchodzić z dziećmi wyłącznie do przestrzeni wspólnej szkoły lub wyznaczonego obszaru z zachowaniem zasady – jeden rodzic z dzieckiem lub w odstępie 2 m od kolejnego rodzica z dzieckiem, przy czym należy rygorystycznie przestrzegać wszelkich środków ostrożności (m. in. osłona ust i nosa, rękawiczki jednorazowe lub dezynfekcja rąk)" - czytamy w komunikacie.

Co oczywiste, do szkół nie powinny chodzić dzieci z objawami chorobowymi, a odbierać uczniów nie powinny osoby chore. Jednak jak to się ma do zachowania zasad bezpieczeństwa, skoro wiadomo, że wielu z nas to tak zwani cisi nosiciele? Cóż, kolejne obostrzenia, które budują fikcję bezpieczeństwa.

Po co to wszystko? "Utrzymujemy tym samym obowiązek realizowania podstawy programowej zarówno dla uczniów, których rodzice i opiekunowie zdecydują się na posłanie swoich dzieci do szkół, jak i dla uczniów pozostających w domach". I wszystko jasne.

Przygotowanie do egzaminów


Od 25 maja ósmoklasiści i maturzyści będą mieli możliwość korzystania z konsultacji z nauczycielami. Wszystko po to, by przygotować się do egzaminów. Co ciekawe, tydzień później z nauczycielem powinien móc skonsultować się każdy chętny uczeń...

O szczegółach ma zdecydować dyrekcja, a formę organizacji konsultacji uzależnić od potrzeb uczniów. Uczęszczanie na spotkania z nauczycielami mają być dobrowolne.

Boiska i przerwy w dobie pandemii


W komunikacie są również wytyczne dotyczące korzystania z sal gimnastycznych, boisk i tego, co dzieci mają robić na przerwach.

"Na boisku mogą przebywać dwie grupy przy założeniu, że zachowany jest między nimi dystans. (...) Nie należy organizować żadnych wyjść poza teren szkoły (np. spacer do parku) (...) Grupa spędza przerwy pod nadzorem nauczyciela". I tak dalej...

Reżim sanitarny, jaki oficjalnie próbuje nałożyć się na nauczycieli i dzieci, wydaje się niemożliwy do wyegzekwowania. Przekonali się już o tym nauczyciele wychowania przedszkolnego. W jaki sposób nauczycieli mieliby dyscyplinować małe dzieci, biegające po podwórku, by trzymały odpowiedni dystans, skoro nie robią tego nawet ludzie dorośli na chodnikach?

Co na to nauczyciele?


Nietrudno wyobrazić sobie ich zdenerwowanie. Do szkół wrócą dzieci rodziców, którzy zdecydują się je posłać. Zatem w rzeczywistości wielu nauczycieli będzie musiało być fizycznie w szkole, a jednocześnie pozostają oni zobowiązani do realizowania programu w trybie zdalnym, dla tych dzieci, które w szkolnych ławkach nie zasiądą.

To podwójna praca, za którą nikt im nie zapłaci. Poza tym masa szkół nie ma warunków "lokalowych", by dostosować się do wytycznych ministerstwa.

"Zajęcia dydaktyczne w takiej sytuacji w szkole będą iluzoryczne i obawiamy się, że mogą się skończyć tym, iż niektóre dzieci spędzą dzień na świetlicy, a następnie po powrocie do domu będą się włączały w zdalną edukację, którą miała reszta ich klasy" - mówił w rozmowie z Justyną Suchecką w tvn24 Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.