Znajomi oszaleli na punkcie spotkań online, a ty masz dość? Oto jak wybrnąć z klasą

Agnieszka Miastowska
Mogłoby się wydawać, że w czasie kwarantanny wszyscy jesteśmy szaleńczo spragnieni spotkań z innymi ludźmi, a jedynym w pełni bezpiecznym i jak najbardziej bezpośrednim sposobem na to jest właśnie rozmowa przez kamerkę. Jednak nie wszyscy z nas po 8 godzinach #homeoffice2020, gotowaniu, opiece nad dziećmi czy słuchania najnowszych newsów na temat koronawirusa ma ochotę po raz kolejny spędzać czas przed komputerem. Poruszając w kółko te same tematy...
Gdy całe dnie spędzamy przed ekranem komputera, zdarza się, że nie mamy już ochoty na wideo rozmowy z najbliższymi. mamadu
Teoretycznie nasze spotkania (mimo dzielącej nas odległości) są łatwiejsze do zorganizowania niż przed pandemią. Nie czekamy na ładną pogodę, nie odwołujemy lekcji jogi, nie musimy umawiać się z mężem, żeby to on odebrał dzieci ze szkoły, by wyjść na kawę ze znajomymi.

Ba! Nie musimy nawet przebierać się z piżamy czy schodzić z kanapy. Tylko że to wcale nie oznacza, że w każdej chwili mamy ochotę na połączenie na Zoomie, Messengerze, Skypie i FaceTime.

Spotkania online męczą bardziej niż te na żywo


To nie do końca prawda, że większość z nas nadrabia tylko zaległości netflixowe, udoskonala przepis na upieczenie chleba i uczy się trzech nowych języków. Nierzadko obowiązki domowe musimy dzielić z pracą zdalną. Wieczorami chcemy więc poświęcić wolny czas domownikom albo po prostu zaszyć się pod kocem z książką.


Agata opowiada mi, jak zmieniła swoje podejście do spotkań online: — Pierwszą moją reakcją na ogłoszenie epidemii i potrzebę izolacji była... ulga. Serio. Ucieszyłam się, że będę miała okazję po prostu odpocząć o bodźców, od ludzi i świata. Wtedy jeszcze nie myślałam o tej sytuacji "głębiej", nie zastanawiałam się, ile to będzie trwać i jakie przyniesie skutki.

Pierwszy tydzień spędziłam "na kamerce". Co wieczór "spotykałam się" z przyjaciółmi i było to super, ale po kolejnym takim tygodniu poczułam, że poza pozytywami, ma to też negatywne skutki — wyznaje.

Codzienne rozmowy nie mogły się obyć bez lampki wina. To coraz powszechniejszy problem, po całym dniu pracy lub nudy i monotonii sięgamy po alkohol, by jakoś przełamać rutynę.

To naprawdę niebezpieczny nawyk. Co więcej, w czasie konwersacji rozmówcy często nakręcali się wzajemnie — głównym tematem była epidemia, najnowsze doniesienia albo niepotwierdzone plotki od "cioci koleżanki z sanepidu". Takie nocne seanse wprowadzały niepokój, odrywały od rzeczywistości i po nich Agata wcale nie czuła się mniej samotna. Wtedy podjęłam decyzję, że dla własnego komfortu psychicznego muszę to ograniczyć — podkreśla.

Mówię wprost


— Wiem, że nie każdy rozumie, że "nie chcę się spotkać, bo nie chcę". Ludzie często potrzebują argumentów, a z drugiej, nie chciałam nikogo skrzywdzić, bo to jednak miłe, że ludzie chcą spędzać ze mną czas i cenią moje towarzystwo. Dlatego przyjęłam taktykę, że nie muszę się tłumaczyć, że tego akurat dnia wolę poleżeć pod kocem, poczytać, obejrzeć film, pobyć sama. Dlatego piszę: "Dzięki, że o mnie pamiętasz, miło mi, ale dzisiaj nie mogę".

Najczęściej proponuję inny dzień. Ja postępuję zgodnie ze sobą, a drugiej osobie daję szczery i jasny komunikat. Jeżeli ktoś dopytuje, a jest to ktoś bliski, to piszę, że jestem zmęczona lub mam inne plany, chcę porobić coś innego. Do tej pory nikt się nie obraził. Ale to przykład relacji bliskich. Moi przyjaciele to rozumieją. Myślę, że gdyby ktoś mnie za to obwiniał, próbował manipulować na zasadzie "jeju, weź się ogarnij, nie bądź leniwa, pogadamy chwilę i tyle", naciskał, to raczej bym wycofywała się z takiej znajomości — podkreśla.

Każda wymówka jest dobra


Ania mówi, że najczęściej wymiguje się od rozmów z rodziną, mimo że bardzo za nimi tęskni. — Rozumiem, że każdy chce się wygadać i ulżyć sobie w ten sposób, ale to już męczące samo w sobie. Po prostu dobija mnie temat koronawirusa. Nie dość, że media i tak dzień w dzień informują na bieżąco, to rodzina dodatkowo potęguje stres i napięcie przez te ciągłe dyskusje o chorobie. Dlatego czasem korzystam z wymówek — zdradza.

Najczęstsze z nich to natłok pracy — każdy, kto pracuje zdalnie, wie, że w wersji home office praca nie kończy się nigdy. Zawsze jest coś na jutro i na wczoraj. Siedząc w domu, nie pilnujemy przerw, a często też godzin pracy, co jest wielkim błędem. Dlatego to przekonujące usprawiedliwienie.

Inni mówią, że chcą spędzić więcej czasu z rodziną, dzieckiem, chłopakiem — w końcu to, że jesteśmy cały dzień obok siebie, nie oznacza, że mamy szansę na ten "quality time". Rozmowę, zabawy, wzajemne wspieranie się w tej sytuacji.

Odpoczynek od ekranu to naprawdę świetna wymówka. Od kiedy komputer i telefon służą do pracy, nauki, spotkań towarzyskich, pisania raportów, wideokonferencji z szefem, szukania przepisu na obiad — nie odróżniamy już czasem aktywności online służącej do odpoczynku od tej, która jest naszym obowiązkiem w pracy.

Ostatecznie możemy nawet zakleić kamerkę czarną taśmą i udawać, że się zepsuła, narzekać na wolny internet czy przerwę w dostawie prądu. Tylko właściwie po co?

Bliscy powinni zrozumieć, że mimo sympatii czy tęsknoty nie zawsze mamy ochotę porozmawiać. Nie bójmy się im tego powiedzieć. Za to odpoczynek od ekranu i skupienie się na domownikach z wymówki powinno stać się nową regułą.