Lalki z wirusem, misie w bezpiecznej odległości. Oto co zabawy mówią o stanie psychicznym dziecka

Agnieszka Miastowska
Z każdym dniem uświadamiamy sobie, że sytuacja pandemii potrwa dłużej, niż sądziliśmy, staramy się oswajać z nową rzeczywistością. Jak w tej sytuacji czują się najmłodsi i jak powinniśmy z nimi rozmawiać? – Trzeba unikać stwierdzeń, które są nieprawdą, nie mówimy "to się zaraz skończy", bo nie wiemy, kiedy to się stanie. Nie przyrzekamy "mama nigdy nie zachoruje", bo nie mamy takiej pewności. Okłamywanie dziecka jest najgorszym możliwym wyjściem – mówi psycholożka i psychoterapeutka Katarzyna Kucewicz.
Szpital dla zarażonych koronawirusem lalek i "bezpieczny" odstęp między pluszakami. W dziecięcych zabawach odbija się ich patrzenie na świat w czasie pandemii. \ Unsplash
Im dłużej trwa obecna sytuacja, tym więcej niepokoju pojawia się w nas wszystkich. To czas, gdy rodzice nie mogą już dłużej przekładać trudnych tematów "na potem". Dzieci, nawet jeśli nie pokazują swojego przejęcia wprost, to możemy wiele wywnioskować na temat ich samopoczucia na podstawie dziecięcych zabaw.

Co, jeśli te zabawy wydają się rodzicom niepokojące, a nawet przerażające? Czy powinniśmy w nie ingerować? Jak wesprzeć dziecko w tych trudnych chwilach? Jak je uświadomić, żeby go nie przestraszyć? Na te pytania w rozmowie z Mamadu odpowiedziała psycholożka i terapeutka Katarzyna Kucewicz.


Jaki jest w obecnej sytuacji najczęstszy problem w relacjach między dziećmi i rodzicami?

Największym problemem, jaki zauważyłam, jest to, że rodzicom trudno przyznać się, że czegoś nie wiedzą, że są w kropce. To nie takie łatwe, by porozmawiać z dzieckiem i go nie przestraszyć. Zazwyczaj to rodzice są wszechwiedzący – teraz mamy dylemat – pytań jest sporo, a odpowiedzi brakuje nawet dorosłym. To trudne doświadczenie dla rodziców.

Pewnie jednym z najczęstszych pytań, jakie rodzice sobie teraz zadają, jest to jak powiedzieć dziecku o sytuacji, w jakiej obecnie się znaleźliśmy. Jak to zrobić i czy każdy wiek jest dobry, by taką rozmowę przeprowadzić?

Taka rozmowa powinna się odbyć, ale komunikat musi być dostosowany do dziecka. Im młodsze dziecko, tym bardziej przemyślany komunikat. Mamy podkreślać strony, na które dziecko ma wpływ w tej sytuacji – "co trzeba zrobić, żeby uniknąć zarażenia".

Należy unikać wszelkiego straszenia i szczególnie emocjonalnego podchodzenia do tematu. Informacje, które przekazujemy dziecku, powinny być sformułowane od strony: "jak pomóc innym", "jak o siebie dbać", "jak zapobiegać chorobie", a nie "co złego może ci się stać".

Na pewno nie podajemy informacji tragicznych, typu liczba zgonów, które mogą szczególnie negatywnie wpłynąć na wyobraźnię dziecka. Z drugiej strony zewsząd w mediach dziecko słyszy takie informacje, więc jest to trudna sytuacja.

Gdy dziecko pyta, czemu nie może odwiedzić babci i dziadka, iść do przedszkola czy szkoły, powinniśmy wprost używać słów "wirus", "choroba", "zagrożenie"? Niektórzy rodzice twierdzą, że nie należy uświadamiać dzieci na ten temat.

Myślę, że nie powinniśmy unikać nazwania zagrożenia. Warto tę epidemię potraktować jako okazję do nauczenia pewnych wzorców, tego, jak można w takiej sytuacji sobie radzić, co można zrobić. Z jednej strony to czas na naukę jak o siebie zadbać, by uchronić się przed zagrożeniem, z drugiej na przetrenowanie negatywnych emocji, w czym na pewno pomoże nazwanie tego, czego się boimy.

Rodzice zauważyli u swoich dzieci zabawy, które można uznać za niepokojące – organizowanie szpitala dla zarażonych wirusem lalek, ustawianie pluszaków w "bezpiecznej" odległości od siebie, żeby nie zachorowały, pojawia się w nich nawet temat śmierci. Jak dzieci rozumieją te zabawy i czy rodzice powinni w nie ingerować?

Takie zabawy są reakcją na otaczającą dziecko rzeczywistość, próbą poradzenia sobie z obecną sytuacją. To też sposób na kanalizowanie emocji – lęku, stresu – w związku z informacjami, które dziecko słyszy na co dzień. Ta zabawa nie jest niczym złym, jest naturalną reakcją, ale jest także odbiciem poziomu stresu. Jeśli w tych wizjach pojawia się szczególne natężenie śmierci, to powinniśmy spróbować porozmawiać z dzieckiem, czy czegoś szczególnego się boi, czy się martwi, o czym myśli.

Ale przestrzegam przed wyciąganiem od dziecka na siłę wyznań – dziecko też ma prawo nie mieć ochoty na rozmowę. Takie zabawy mogą też mieć dobry wymiar – dziecko naśladując dystans między lalkami rozumie zasady dzisiejszego funkcjonowania. Trzeba pokazać, że wszyscy mamy prawo się bać, niepokoić w pewien sposób, ale z tym strachem można sobie poradzić. Nigdy udawać, że go nie ma.

Zawsze warto wsłuchiwać się w to, co dziecko nam opowiada – nawet w formie bajek czy zmyślonych historii – w co się bawi – bo to właśnie odzwierciedla jaką narrację na temat pandemii przyjmuje.

Jedna z mam opowiadała mi, że jej 6-letnia córka przed każdym jej wyjściem do sklepu czy pracy każe obiecać sobie, że jej mama nigdy się nie zarazi. Mówi także o innych członkach rodziny, jak zareagować na takie słowa: "Mamo obiecaj, że ani ty, ani babcia, ani nikt nie zachoruje"?

Trzeba unikać stwierdzeń, które są nieprawdą, nie mówimy "to się zaraz skończy", bo nie wiemy, kiedy to się stanie. Nie przyrzekamy "mama nigdy nie zachoruje", bo nie mamy takiej pewności. Okłamywanie dziecka jest najgorszym możliwym wyjściem. Przede wszystkim, kiedy jednak coś złego by się stało, dziecko będzie nie tylko przestraszone wizją choroby, lecz także straci do nas fundamentalne zaufanie, na długo podważy znaczenie naszych słów.

Dzieci są bacznymi obserwatorami i widzą więcej, niż nam się wydaje. Okłamywanie 8 czy 10-latka jest niebezpieczne, bo nawet z mediów wreszcie dowie się, jak jest naprawdę.

Jeśli dziecko obawia się, gdy rodzic wychodzi do pracy, to ten nie powinien obiecać, że "nie zachoruje", ale że zachowa wszelkie środki ostrożności. Można powiedzieć: "Będę siedziała w odległości 2 metry od koleżanki z biurka, zakładam maseczkę, biorę ze sobą żel antybakteryjny". Podkreślamy wtedy, że są jakieś kroki i zasady, dzięki którym mamy kontrolę nad tą sytuacją.

Jednak pytanie "kiedy to się skończy" na pewno będzie powracało, im dłużej dzieci będą odcięte od przedszkoli, szkół, rodziny czy znajomych...

Nie obiecujemy, że niedługo, nie udajemy, że wiemy. Nie odpowiadamy, kiedy dokładnie. Są różne informacje na ten temat i możemy być tylko cierpliwi. Możemy podkreślić, że wszystkie inne dzieci również muszą zostać w domu.

Są też dzieci, które w pewien sposób cieszą się z pandemii. Jest to coś nowego, nie trzeba chodzić do przedszkola, szkoły, ale co najważniejsze wszyscy domownicy są razem. To nie jest dziwne czy nieprawidłowe podejście, to po prostu inny sposób reagowania na pandemię. Dzieci, które mają deficyt obecności rodziców, wreszcie mogą spędzać z nimi czas. Nawet rodzic siedzący przy komputerze jest blisko, maluch cieszy samą obecnością.