Skończ z upiększaniem, zacznij o siebie dbać. Oto podstawowy błąd wielu kobiet

Magdalena Konczal
Akcja #zostańwdomu oraz obowiązek kwarantanny, któremu wszyscy zostaliśmy poddani, zmuszają do refleksji. Zwykłe wyjście do sklepu staje się wyzwaniem, spotkanie z przyjaciółką możliwe jest jedynie przez media społecznościowe. Uczymy się rezygnować ze swoich nawyków i przyjemności. Z czego jednak jest najtrudniej zrezygnować nam, kobietom?
unsplash Ava Sol
Z odpowiedzią na to pytanie przyszła kilka dni temu Małgorzata Rozenek, która pożaliła się, że nie zdążyła załatwić wszystkich pilnych spraw u kosmetyczki.
Z jednej strony to zrozumiały smutek – wiele z nas musiało zrezygnować z przyjemności, zabiegów, odwołać wizyty w salonach kosmetycznych. Z drugiej, natychmiast pojawia się pytanie, co możemy, co musimy, a co powinnyśmy zrobić, żeby czuć się ze sobą i w swoim domu, po prostu dobrze.

Brwi do kolan, połamane paznokcie i samotność


Wiele kobiet narzeka, że nie może obecnie skorzystać z usług kosmetyczki czy fryzjerki. Niektóre z nich załatwiały wizyty, kiedy to jeszcze było możliwe, choć niewskazane. Inne prosiły o pomoc koleżankę, która posiada zestaw do robienia manicure'u.


Znacie to narzekanie, nie? A to, że brwi nie takie jak robiła zwykle kosmetyczka, a to paznokcie zdjęte w nieumiejętny sposób. Może jest to więc czas, żeby samemu zadbać o siebie? Chociaż… czy to rzeczywiście jest dbanie o siebie?

Trzeba jasno powiedzieć, czym jest upiększanie, a czym pielęgnacja. I, że to pierwsze powinno być naszym wyborem, dodatkiem, a nie wewnętrznym przymusem, bez którego trudno jest nam przetrwać. Upiększanie to regulacja brwi, malowanie paznokci. Pielęgnacja, czyli zadbanie o to, żebyśmy były zdrowe: dbanie o naszą skórę (może rezygnując z makijażu na czas kwarantanny?), włosy (może przedłużmy okres niefarbowania?), stopy (może wypadałoby zlikwidować odciski?).

Odpowiednim zajęciem na zabicie nudy, która towarzyszy niektórym z nas podczas kwarantanny, może okazać się zrobienie domowego SPA. Zaczyna się od zabiegów typowo pielęgnacyjnych: maseczki na twarz z produktów, które akurat znajdują się w domu, moczenie stóp w gorącej wodzie z solą, nałożenie na włosy olejków. Przy okazji można spędzić czas z ludźmi, którzy mieszkają w tym samym domu, porozmawiać z nimi, wreszcie się nie spiesząc.

Takie pielęgnacje są bardzo ważne w kontekście naszego dbania o siebie samą, czyli safe-care. Zauważenie swoich potrzeb fizycznych często prowadzi do zatroszczenia się o siebie również w innych sferach życia – psychicznej, duchowej.

Jakie jesteśmy, każdy widzi


Wszystko jednak trzeba robić w zgodzie ze sobą. Każda z nas ma swoje "must have". Źle się czujemy, jeśli nie umyjemy włosów, nie zadbamy o higienę, to jasne. Ale źle możemy się czuć też z niepofarbowanymi włosami i to też jest w porządku. Potrzeba nam realnego spojrzenia na siebie i zadania sobie pytania: "Czy naprawdę coś się stanie, jeśli dzisiaj nie zrobię sobie makijażu?".

Nie chodzi o to, żeby zrezygnować ze wszystkich swoich urodowych przyzwyczajeń, ale może jesteśmy w stanie je ograniczyć. Taka rezygnacja może stać się pierwszym krokiem do samoakceptacji.

Jeśli nie możemy wytrzymać bez widoku siebie po wyjściu od kosmetyczki i fryzjera, to jest to dla nas sygnał, że możemy mieć zaburzony ogląd na siebie.

Okres kwarantanny jest odpowiednim czasem, żeby wreszcie spojrzeć na swój wygląd (bez zrobionych brwi i paznokci!) z łagodnością i zobaczyć, że podkład zasłaniał urodziwe piegi, a niewyprostowane włosy jednak nie wyglądają aż tak źle. Nie wstydźmy się wyjść do sklepu bez makijażu, niech nasze paznokcie odpoczną od hybryd, a usta od pogawędek z kosmetyczkami. Zobaczmy wreszcie siebie takie, jakie jesteśmy naprawdę i… odetchnijmy z ulgą.