Fatalne skutki tego "głodu" dopiero odczujemy. Jestem w grupie ryzyka, jak tysiące osób na świecie

Alicja Cembrowska
W przeciwieństwie do pozostałych zmysłów do późnego wieku nie traci na swojej sile. Pomaga w zachowaniu umysłowego zdrowia, mimo to mało go cenimy, a związek dotyku z poczuciem szczęścia spychamy na dalszy plan. "Dotykanie się" jest seksualne, wrzucone w łóżkową ramę. Jednak teraz dotyk ma swoje pięć minut. Zakazany, ograniczony, powodujący niepewność, a nawet strach. Artyści i twórcy już zastanawiają się jak bardzo w rozumieniu kulturowo-społecznym coś tak naturalnego, jak dotknięcie innego ciała, zmieni swój kontekst. To będzie znak. Znak innych czasów.
Megan te Boekhorst/Unsplash
Brak dotyku dawniej uważano za problem starszych ludzi. Dziś (mam na myśli jeszcze czas przed epidemią) odnosi się to do wszystkich pokoleń i warstw społecznych. Eksperci alarmowali o tym od lat, jednak opinia publiczna niechętnie przyjmowała ów ostrzeżenia, woląc nadal dopasowywać się do znanych norm. Bo normą jest oczywiście, że raczej nie przytulamy się z obcymi, istnieją niepisane zasady, jak zachowywać się w stosunku do pracownika, pracodawcy, nowego kolegi, osoby w barze.

Zasady te zaostrzyły się, co naturalne, za sprawą koronawirusa. Obecnie nie podajemy sobie dłoni, trzymamy się od innych w "bezpiecznej" odległości. W przeciwnym razie moglibyśmy się zakazić. Lub zakazić kogoś.


A wnioski są jasne – dotyk ma ogromny wpływ na nasze relacje. WSZYSTKIE. Nie tylko te o zabarwieniu romantyczno-erotycznym. Nawet "niewinne" muśnięcie ramienia osoby, którą chcemy do czegoś przekonać, zwiększa nasze szanse na powodzenie. Możemy zatem tylko domyślać się i gdybać, jakie skutki (głównie społeczne) będzie miała izolacja.

Sama w domu. Dzień 45


Do napisania tego tekstu skłoniły mnie pojawiające się coraz częściej przepełnione troską pytania przyjaciół. Jak się czujesz? Jak dajesz radę? Co robisz SAMA? Słowo klucz: sama. Po ogłoszeniu pierwszych, a potem kolejnych i kolejnych zaleceń w związku z epidemią uwaga większości, co mnie absolutnie nie dziwi, skupiła się na rodzicach, osobach starszych czy chorych.

Sieć została dosłownie zalana pomysłami, co robić z dzieckiem, jak "nie pozabijać się z partnerem" i efektywnie pracować zdalnie. Nie ma oczywiście sensu dyskutować o tym, czy i w ogóle, ktoś ma gorzej. Właściwie każdy ma w jakimś stopniu przechlapane. Jednych obciążają kłótnie z rodzicami, głowy innych zajęte są opieką nad dzieckiem i edukacją online, kolejni zastanawiają się, czy ich związek przetrwa lub stracili pracę i nie wiedzą, co dalej. Izolacja całkowita jest jednak równie ciekawym zjawiskiem.

Bo oto od ponad miesiąca siedzę w domu z osobą, która w jednakowym stopniu mnie wkurza, co bawi. Kopalnia wniosków i refleksji!

Droga do szaleństwa


Regularnie trafiam na "samotnicze" wątki na fejsbukowych grupach. Każdy przeżywa to po swojemu – niektórzy się cieszą, że mają czas dla siebie, "nadrabiają" filmy i książki, inni natomiast nie potrafią się na niczym skupić, czują niepokój, trudno im zrobić cokolwiek, gdy gnębi ich samotność i poczucie pustki.

Nie bez znaczenia jest osobowość. Ja zaliczam się do ekstremalnie towarzyskich osób. Oczywiście zawsze doceniałam, że mieszkam sama i mam przestrzeń, by się zregenerować, gdy jestem przebodźcowana. Ale nagle moja przestrzeń stała się miejscem pracy, odpoczynku, aktywności. Kuchnią, sypialnią, biurem i salonem w jednym, bo tak, mieszkam w "otwartej" kawalerce. I kolejny aspekt – przymus siedzenia. Po pierwszej radości, że odpocznę, po pierwszych jakże przepełnionych żarcikami spotkankach online, po wszystkich pierwszych winkach przez kamerkę, emocje, jak to mają w zwyczaju, opadły. Bo ile można patrzeć na ludzi, ale ich nie czuć?

Ojej, nie przesadzaj


W dyskusjach na ten temat często pojawia się mocny osąd. Kilka razy już przeczytałam, że jak ktoś nie potrafi "być sam ze sobą", marudzi i narzeka bez sensu lub martwi się o swój związek, bo "trzeba cały czas siedzieć razem", to ma problem i jest "dziwny". Ja umiem być sama ze sobą, ale zwyczajnie jestem już zmęczona swoim towarzystwem. Brakuje mi innych. Znajomych i nieznajomych.

Oczywiście doceniam, że wiele z moich znajomości kwitnie, niektóre się odnowiły, pojawiły się również nowe. Ale niestety – prawda jest taka, że nic nie zastąpi poczucia, że ktoś jest obok. Fizycznie. Wiecie, chodzi o dotyk. Dotyk to życie. – Skóra jest ściśle powiązana z mózgiem, który stale przyjmuje i przerabia bodźce z otaczającego nas świata. Mózg zbyt słabo "karmiony" dobroczynnymi bodźcami, choćby łagodnym dotykiem, generuje zaburzenia. Niewątpliwie wskutek niechcianej samotności i związanego z nią braku dotyku cierpi psychika. Ale nie tylko ona; kiedy człowiek przez dłuższy czas żyje w społecznej izolacji i czuje się samotny, cierpienie ogarnia również ciało – pisze Cem Ekmekcioglu w książce "Dotknij mnie. Dlaczego dotyk jest dla nas tak ważny".

Czyli ciało niedotykane, to ciało zestresowane, o podwyższonym ciśnieniu krwi, a także... z osłabionym systemem immunologicznym, podatne na zaburzenia i choroby (również depresję!). To ciało bolące, męczące, smutne i tęskniące. Nie tyle nawet za seksem czy orgazmem (dziękuję wszystkim, którzy polecają mi masturbację, ale wiem, co to i nie o to chodzi). Chodzi o niekontekstowo miły dotyk. Przytulenie, pogłaskanie. Czucie skóry innej osoby.

Najbardziej wytwarzaniu serotoniny sprzyja dotyk powolny (od 3 do 5 centymetrów na sekundę) i delikatny, który mówi naszemu organizmowi, że może się już rozluźnić. Policzono, że aby zachować zdrowie, potrzebujemy minimum 8 razy dziennie poczuć dotyk.

Głód dotyku już wcześniej był nazywany chorobą XXI wieku. Podobnie jak osamotnienie i samotność. Możemy się jednak domyślać, że teraz szczególnie te tematy zaczną wracać. Nie dziś, nie jutro, ale za kilka miesięcy, wraz z wszystkimi innymi skutkami epidemii. Więc jeżeli macie możliwość, dotykajcie się. I siebie – może chociaż w jakimś stopniu wynagrodzicie sobie ten jakże trudny dla ciał i umysłów czas.