4-latek w pieluszce i mówienie do dorosłych na "ty". Polka o wychowaniu dzieci w Norwegii
Na każdej przerwie dzieci wychodzą na zewnątrz, nikt na nie nie krzyczy, a maluchom pozwala się naprawdę na wiele – o tym, co w wychowywaniu dzieci w Norwegii zaskoczyło ją najbardziej rozmawiamy z Emilią Otolińską, mamą 12-letniej Zuzi, która przez 5 lat chodziła do norweskiej szkoły i 9-letniego Olka, który przez 4 lata uczęszczał do norweskiego przedszkola, a następnie poszedł tam do szkoły. Jakiś czas temu wrócili do Polski, choć dalej zawodowo są związani z Norwegią.
Jakie różnice w podejściu do wychowywania dzieci zauważyłaś, gdy zamieszkaliście w Norwegii?Dziecko to partner do rozmowy. Trzeba wzmacniać w dziecku pewność siebie i wiarę w jego możliwości. Dziecko ma prawa, ale też obowiązki. Okazuje się, że co kraj, to obyczaj, również w kwestii wychowywania dzieci. Specjalnie dla was sprawdzamy, jak to wygląda na świecie i czego Polki mogłyby się nauczyć od mam z innych krajów
Przede wszystkim nie słychać ciągłych zakazów typu: nie wchodź, nie dotykaj, nie skacz, nie biegaj, uważaj itp. Mówi się raczej: spróbuj, a jeśli dziecko spadnie, przewróci się czy skaleczy, to samo będzie uważało następnym razem. Dzieci uczą się na swoich błędach – jeżeli dziecko ma ochotę wyjść na mróz bez kurtki czy latem chodzić w kombinezonie zimowym, to mu się na to pozwala.
Podobno Norwegowie rzadko krzyczą na dzieci?
Rzeczywiście, nie ma mowy o krzyczeniu na dzieci, karach cielesnych, czy dawaniu np. szlabanu na wyjścia z domu. Dzieci wychowuje się totalnie bezstresowo, co niestety bywa i zgubne, bo ciężko o dyscyplinę, która jest konieczna do np. sprawnego prowadzenia lekcji w szkole.
Natomiast niewątpliwym plusem jest to, że Norwegowie spędzają z dziećmi dużo czasu na świeżym powietrzu. Od najmłodszych lat jeżdżą one na rowerze, nartach, łyżwach. Po przeprowadzce do Norwegii miałam wrażenie, że wszystkie dzieci potrafią tam pływać, rozpalać ognisko czy grać w hokeja (śmiech). I niewiele się pomyliłam, bo rodzice poświęcają dużo czasu, żeby nauczyć dzieci tych umiejętności.
Dzieci od najmłodszych lat jeżdżą na rowerze, nartach, łyżwach•Archiwum prywatne
A co cię najbardziej zaskoczyło?
Chyba to, że dzieciom, zwłaszcza małym na bardzo dużo się pozwala, a dopiero z wiekiem wprowadza się zasady i ograniczenia. Norwegowie mają dużą tolerancję i jeszcze więcej cierpliwości do dzieci. Nikogo nie drażni krzyczące i rzucające się po podłodze sklepu dziecko lub maluch, który chce na własnych nogach przejść przez przejście dla pieszych, co trwa dłuższą chwilę. Wszyscy spokojnie czekają, wymieniając z mamą malucha porozumiewawcze uśmiechy. Nie ma mowy o nerwach, trąbieniu, popędzaniu.
Norwegia słynie z tego, że jest tam zupełnie inna kultura na drogach.
Kierowcy bardzo uważają na pieszych, a zwłaszcza na dzieci. Wszystkie, nie tylko swoje. Jeżdżą bardzo ostrożnie, a w pobliżu szkół, placów zabaw czy innych miejsc, w których przebywają dzieci zwalniają do minimum. Dzięki takiej postawie kierowców w zeszłym roku w całej Norwegii ani jedno dziecko nie zginęło w wypadku drogowym.
Podobno przeżyłaś też szok w norweskim przedszkolu?
Tak, bo normą są czterolatki chodzące w pieluchach, u nas jest to nie do pomyślenia. Norwegowie tymczasem nie mają z tym najmniejszego problemu. Ich zdaniem dziecko zacznie korzystać z toalety, kiedy będzie na to gotowe. Tym sposobem mój dwuletni wówczas synek był jedynym dzieckiem w grupie, które nie nosiło już pieluch. W ogóle w Norwegii mają bardzo specyficzne podejście do załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych. Jest pełno książeczek dla dzieci o kupie, a w przedszkolu dzieci uczą się piosenek o puszczaniu bąków i wyliczanek o siusianiu.
Czy Norwegowie lubią dzieci? Traktują je z szacunkiem?
Norwegowie bardzo lubią dzieci, a one chętnie dyskutują z dorosłymi, zwłaszcza że ich zdanie jest zawsze brane pod uwagę. Nie funkcjonuje tam powiedzenie, że dzieci i ryby głosu nie mają. Są bardzo otwarte i nie boją się wyrażać swojego zdania. Oczywiście są też dzieci nieśmiałe, bardziej wycofane, tak jak wszędzie, ale zdecydowana większość nie ma problemu z zadawaniem pytań, proszeniem o pomoc itp.
W Norwegii każdą wolną chwilę dzieci spędzają na zewnątrz•Archiwum prywatne
A jak wygląda nauka w przedszkolu i szkole?
Przede wszystkim dzieci zwracają się do całego personelu szkolnego, włącznie z dyrektorem, po imieniu. To bardzo skraca dystans w relacji nauczyciel – dziecko. W szkole podstawowej nie ma ocen. Dwa razy w roku, na półrocze i koniec roku, rodzice dostają sprawozdanie z postępów dziecka w nauce.
Nie zdarza się natomiast, żeby dziecko nie zdało do następnej klasy, ponieważ podchodzi się do dzieci indywidualnie, ze świadomością, że dzieci uczą się w różnym tempie i to, co jedne opanowują w trzeciej klasie, inne opanują w piątej. Dzieci nie uczą się na pamięć ani przed sprawdzianami, których zresztą jest bardzo mało. Nie wymaga się od nich siedzenia w ławce przez 45 minut, jeśli dziecko ma ochotę może siedzieć lub leżeć na podłodze albo chodzić po klasie.
I pewnie, jak to w Norwegii dużo czasu spędzają na dworze?
Tak, to prawda, w szkole, do której chodziły moje dzieci na każdej przerwie musieli wyjść na zewnątrz, niezależnie od pogody. Jak mawiają w Norwegii, nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie. Zgodnie z tą zasadą dzieci w przedszkolach codziennie spędzają kilka godzin na dworze. Są zresztą przedszkola, w których wszystkie zajęcia odbywają się na zewnątrz, a do środka wchodzą tylko po to, aby skorzystać z toalety. Wyprawka do szkoły obejmuje nie tylko przybory szkolne, ale też odpowiedni do każdej pory roku strój.
Dzieci w Norwegii są otwarte – nie boją się zadawać pytań dorosłym czy prosić ich o pomoc•Archiwum prywatne
Czy w przedszkolu/szkole zwraca się uwagę na ewentualną krzywdę dziecka? Tak wiele się słyszy o przypadkach odbierania dzieci przez norweskie instytucje państwowe.
Rzeczywiście zwraca się na to szczególną uwagę. Czasami miałam wrażenie, że jesteśmy obserwowani, w jaki sposób reaguje dziecko, jak odbieramy je z przedszkola, czy chętnie idzie do rodziców, czy nie unika przytulania. Nauczyciele potrafią zapytać dzieci o to, co się dzieje w domu, np. czy rodzice krzyczą. Jeżeli zauważą coś podejrzanego, natychmiast zawiadamiają instytucję zwaną Barnevernet, niestety często zbyt pochopnie.
Opinie na temat Barnevernet są bardzo podzielone…
Zdaniem niektórych instytucja ta bardziej krzywdzi niż pomaga. Pracownicy tej placówki potrafią odebrać rodzinie dzieci po jednym zgłoszeniu np. ze szkoły lub od sąsiada i zatrzymać je do wyjaśnienia sprawy, co może trwać nawet kilka miesięcy. Wiem, że zwłaszcza wśród obcokrajowców wzbudza ona dużo emocji, ludzie boją się, nawet jeśli nie mają sobie nic do zarzucenia.
A jakie zasady lub podejście do wychowywania dzieci w Norwegii warto byłoby przenieść na nasz rodzimy grunt?
Na pewno to, że dzieci w przedszkolu i szkole powinny więcej czasu spędzać na dworze, chodzić do lasu, uczyć się poprzez poznanie. Dajmy im też troszkę więcej luzu, niech się ubrudzą, biegają po deszczu, skaczą po kałużach. Byłoby też super, gdybyśmy jako rodzice i nauczyciele przestali wywierać na dzieciach presję, że muszą mieć bardzo dobre oceny ze wszystkich przedmiotów.
Emilia Otolińska mieszkała z rodziną przez ponad 7 lat w Norwegii. Gdy wrócili do Polski spełnili swoje marzenie o zamieszkaniu w domu nad mazurskim jeziorem. Przyznają też, że wielki plus z powrotu, to znów bliski kontakt dzieci z dziadkami. Autorka kanału na Youtube emiliaotolinska blog
Może cię zainteresować także: "Wolę to, niż syczenie na malucha za to, że płacze". Polka o wychowaniu dzieci w Brazylii