Zapisy w statucie dot. dress code'u wkurzyły uczniów. Tłum protestował przed szkołą
Obowiązek noszenia mundurków kojarzy się głównie z Wielką Brytanią i Irlandią, gdzie w większości placówek noszenie ujednoliconego stroju jest obowiązkowe. W Polskich szkołach reaktywację chciał wdrożyć Roman Giertych w 2006 roku. Pomysł się nie przyjął, jednak wiele szkół nakłada na uczniów kontrowersyjne restrykcje związanych z wyglądem. Z tego powodu w Rzeszowie odbył się nawet głośny strajk. Pytanie – wspierać indywidualność dzieci czy chronić tradycje?
Prawo oświatowe stanowi o tym, że dyrektor na wniosek własny, rodziców, rady pedagogicznej lub samorządu uczniowskiego może ustanowić w regulaminie placówki specjalne wytyczne dotyczące stroju uczniów. W szkolnych statutach pojawiają się zapisy na ogół o ubiorze codziennym, galowym i czasami sportowym.
O ile dwa ostatnie rodzaje garderoby nie powinny budzić kontrowersji, o tyle kreacja codzienna wręcz przeciwnie. Nawet do tego stopnia, że uczniowie się buntują i organizują protesty w celu zmiany regulaminu.
Jak się ubrać do szkoły na galowo?
To pytanie zadają sobie zarówno uczniowie, jak i ich rodzie. Szczególnie w szkołach, w których strój jest istotnym elementem oceny zachowania dziecka. Większość placówek wymaga oczywiście, by na każde ważne wydarzenie i uroczystości szkolne uczniowie ubierali się galowo. Ze statutu Szkoły Podstawowej nr 4 w Warszawie wynika, że za takie sprawowanie uczeń może otrzymać 5 punktów.
Na galowo, to znaczy jak? Na ogół placówki w wytycznych wskazują na białe bluzki i koszule oraz granatowe, grafitowe lub czarne spódnice czy spodnie. Poza tym należy pamiętać, by miały one odpowiednią długość, która na ogół określona jest przy stroju codziennym. Co więcej, kreacji odświętnej nie należy mylić z balową, dlatego makijaż, kolorowe fryzury czy pomalowane paznokcie raczej nie wchodzą w grę.
Protest uczniów przeciwko dress code’owi
O ile do wymogów stroju galowego uczniowie i rodzice starają się podporządkować, o tyle do dress code’u codziennego już niekoniecznie. Z tego powodu uczniowie I LO w Rzeszowie zorganizowali ostatnio protest, w którym udział wzięło ok. 100 osób. Wydarzenie pojawiło się wcześniej na Facebooku i stało się na tyle głośne, że chęć wzięcia w nim udział zadeklarowało 1,7 tys. osób, a zainteresowanie wyraziło 7,7 tys. użytkowników.
Kaja, absolwentka szkoły napisała w poście eventu, jak absurdalne ograniczenia wprowadziła dyrekcja. Oczywiście znalazły się te standardowe, które są w większości statutów polskich szkół, jak: zakaz noszenia sztucznych paznokci, ubierania koszulek na ramiączkach czy obowiązek wiązania włosów.
Nauczyciele sprawdzą bieliznę uczniów?
Do nietypowych warunków I LO w Rzeszowie należy, chociażby noszenie przez chłopców spodni w klasycznym kroju i stonowanych kolorach o najkrótszej długości ⅔. Takie postanowienie wynika bezpośrednio ze statutu, dostępnego na stronie internetowej placówki. Pojawia się pytanie, dlaczego akurat barwa spodni jest hańbą tylko dla młodych mężczyzn? Z kolei absolwentka zaznacza dodatkowo absurdalność długości ⅔ spodni, szczególnie w letnim okresie maj-czerwiec.
Na tapet wzięto również bieliznę uczniów. Mimo że w statucie nie ma żadnych wytycznych w tej kwestii, to w praktyce miano ją poruszać. Jak napisała Kaja, początkowo otrzymała informację o obowiązku noszenia biustonoszy. Później miało przyjść sprostowanie, że chodzi o "odpowiednią dla ucznia bieliznę". Z kolei na portalu Gazety Wyborczej czytamy: "Na apelu miał powiedzieć [dyrektor - przyp. red.], że nie do końca stosownym jest, kiedy po korytarzu spaceruje ktoś w bluzie lub koszuli, a na wierzchu ma stanik.
Czy nauczyciele świecą przykładem
Uczniowie argumentują swój sprzeciw tym, że muszą przestrzegać ustalonych zasad, a belfrowie mogą wyglądać, jak chcą. W opinii nastolatków wiele nauczycielek przychodzi do szkoły z widocznym makijażem, pomalowanymi paznokciami i trwałą fryzurą. Uczniowie twierdzą, że ubiór nauczycieli nierzadko budzi poruszenie i zdarza się, że większość klasy jest ubrana stosowniej niż niejeden dydaktyk.
Kaja również podnosi tę kwestię w swoim poście. Z jej relacji wynika, że na apelu jedna z nauczycielek podkreślała, że "szkoła to nie dyskoteka", a sama ubrana była w panterkowe futro oraz długie kozaki na szpilkach.
Skala zainteresowania protestem w mediach społecznościowych i fakt, że do niego doszło pokazuje, że wyrażanie indywidualności jest dla młodych ludzi bardzo ważne. Niestety dyrektor odmówił MamaDu komentarza w tej sprawie, jednak mamy nadzieję, że uczniom udało się w rozmowie z dydaktykami osiągnąć porozumienie i wypracować odpowiednie zasady.
Zdania rodziców podzielone
Ubranie dziecka do szkoły dla rodziców to nie lada wyzwanie. Jedni zastanawiają się, czy narzucać mu nienaganny styl i ograniczać jego kreatywność, drudzy odpuszczają i dają swobodę, a jeszcze inni głowią się skąd wziąć pieniądze, gdy pociecha pragnie drogich markowych ubrań, bo… inni mają.
W pierwszym przypadku rodzice oczywiście chcą chronić swoje dziecko przed wyśmianiem uczniów i ostracyzmem dydaktyków. W drugi pozwalają mu na wyrażenie własnej indywidualności, co jest dla młodych bardzo ważne w okresie dojrzewania. W ostatnim precedens ustanowiła brytyjska szkoła, która w 2018 roku postanowiła się rozprawić z lansem na metki, zakazując uczniom ubierania odzieży od 3 konkretnych marek.
Jeśli w placówce pojawia się taki problem, nieważne czy zauważą go rodzice, czy uczniowie warto go poruszyć z gronem pedagogicznym. Przede wszystkim dlatego, że chodzi o dobro i poczucie bezpieczeństwa w szkole młodych ludzi. Ci powinni skupić się na nauce i budowaniu zdrowej atmosfery, a nie na kłótniach o wygląd. W rzeszowskiej placówce musiało dojść do protestu, jednak ostatecznie na wydarzeniu pojawiły się głosy, że udało osiągnąć się porozumienie. Jak widać... można, trzeba tylko potrafić rozmawiać i w porę reagować.
Może cię zainteresować: Zapomnij o ocenach i rankingach. Oto jak pomóc dziecku wybrać NAPRAWDĘ dobry kierunek studiów