Oto co podnieca nas coraz częściej. Digiseksualizm za 30 lat będzie normą i zagrozi prokreacji

Katarzyna Chudzik
Ludzka seksualność rozciąga się na kontinuum: od stuprocentowo heteroseksualnej do całkowicie homoseksualnej. Coraz częściej wspomina się też o aseksualności (jako czwartej – poza homoseksualnością, heteroseksualnością czy biseksualnością – kategorii) czy panseksualności jako pociągu do człowieka, nie do jego płci. Oprócz orientacji, są jeszcze seksualne preferencje. Osobę sapioseksualną podnieca intelekt, demiseksualista odczuwa pociąg seksualny tylko w stosunku do osoby, z którą ma silną więź emocjonalną. A kim jest digiseksualista?
W serialu "Years and Years" Rosie Lyons spotykała się z mężczyzną, który okazał się digiseksualny BBC
Nie tylko incele
Termin "digiseksualizm" został użyty po raz pierwszy przez naukowców z Uniwersytetu w Wisconsin – Neila McArthura i Markie L.C. Twista. Opisywany jest jako preferencja seksualna nastawiona na elektroniczne gadżety erotyczne. Roboty.

Najczęstszym skojarzeniem w kwestii seksu z robotami są incele – mężczyźni w mimowolnym celibacie. Popkultura na każdym kroku próbuje nam udowodnić, że na seks z robotem decydują się ci, którzy nie mają powodzenia u kobiet. Nie tylko dlatego, że nie są najprzystojniejsi na świecie, ale przede wszystkim ze względu na swoją "dziwność", aspołeczność i nieumiejętność nawiązywania kontaktów.


W 2050 to będzie norma
Z powodu tych pejoratywnych skojarzeń mało kto przyznaje się, że podnieca go właśnie ten sposób rozładowania napięcia seksualnego, a mimo to szacuje się, że w ciągu najbliższych 20 lat popularność gadżetów wzrośnie na tyle, że zagrozi prokreacji (!). Nic więc dziwnego, że zaczynają powstawać firmy trudniące się technologicznym "sutenerstwem", czyli wypożyczaniem swoich seks-maszyn na doraźne potrzeby.

I to nie są tylko zabawki dla mężczyzn. Coraz więcej firm wprowadza na rynek ciekawe gadżety dla kobiet, które po doświadczeniu dziewięciokrotnego orgazmu, niekoniecznie już muszą mieć ochotę na żywego człowieka w łóżku.

– Jeżeli cofniemy się i spojrzymy na seks sprzed 100 lat, stanie się oczywistym, jak szybko i radykalnie się zmienił. Wraz z postępującym realizmem tego, co wirtualne, zupełnie możliwe wydaje się poprawienie seksu tak, by stał się on lepszy niż ten z drugim człowiekiem. Można sobie wyobrazić to, że niektórzy wybiorą tę formę, a nie seks z mniej niż perfekcyjnym partnerem – powiedziała jakiś czas temu dr Helen Driscoll z Wielkiej Brytanii, jedna z bardziej znanych ekspertek w zakresie psychologii seksu i związków.

Zresztą według badacza sztucznej inteligencji Davida Levy'ego, do połowy XXI wieku ludzkość nie tylko zaakceptuje, ale i usankcjonuje prawnie (!) formalne związki z robotami. Digiseksualizm jest więc nie tyle pieśnią, co całą – świetnie zmasterowaną – płytą przyszłości.

Nie tylko przyjemności...
O buncie maszyn mówi się od wielu lat. Są tacy, którzy uważają, że jest możliwy – i trudno to przecież wykluczyć – co w przypadku seksrobotów może wiązać się z wyjątkowymi nieprzyjemnościami. – Strach pomyśleć, co się stanie, jak taki robot wirusa złapie z internetu i odgryzie swojemu właścicielowi ten palec wsadzony do gęby, albo coś innego.... I jeszcze wyśle na Pornhuba filmik z tego zdarzenia – podsumował jeden z internautów.