Chcesz, by dziecko spało samo, ale wykluczasz "cry it out"? Wykorzystaj 5 trików

Ewa Bukowiecka-Janik
"Trening samodzielnego zasypiania" dla zmęczonych rodziców brzmi obiecująco. Trening kojarzy nam się pozytywnie. Z dbaniem o kondycję. Z wypracowywaniem dobrych nawyków. Poza tym w chaosie, jaki nierzadko panuje w życiu z niemowlakiem, "trening" kojarzy się z przywracaniem porządku i przewidywalności. Tęsknimy za tym, więc wprowadzamy plan ćwiczeń. Jdnak czy to na pewno dobre dla dziecka?
Trening snu dziecka nie musi opierać się na metodzie cry it out fot. Unsplash
W ostatnich latach trening snu kojarzono przede wszystkim z metodą "cry it out", czyli separacją snu od jedzenia, przytulania, bliskości. Dziecko miało zasypiać samo, nawet jeśli reakcją na separację był płacz. Bez butelki, bez przytulenia, kołysania, śpiewania. Brzmi okrutnie?

Owszem. Skutki "cry it out" Magdalena Komsta, psycholog i pedagog, absolwentka Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim, która prowadzi blog wymagające.pl, nazwała wyuczoną bezradnością. To efekt powtarzającej się sytuacji, w której nasze działania nie mają wpływu na przebieg zdarzeń. W tym wypadku płacz dziecka na reakcję rodzica. Konsekwencją może być nawet depresja u niemowląt. Tak, to nie przesada.


"Cry it out" w latach 60. ubiegłego wieku stosowali treserzy słoni: zabierali słoniątko od matki i przywiązywali za nogę sznurem do kołka wbitego w ziemię. Po kilku dniach słonik przestawał się wyrywać. Był uległy, tracił wolę walki.

W wyniku treningu snu niemowlę przestaje płakać i wołać rodziców już po 3 dniach. Jednak milknie nie dlatego, że ma ochotę zasnąć w samotności. Bo stało się samodzielne. Ono traci nadzieję, że ktokolwiek je utuli. To właśnie wyuczona bezradność.

Dowodzą tego badania. Poziom kortyzolu w ślinie niemowląt poddawanych metodzie "cry it out" jest tak samo wysoki 1 dnia, jak później. Zatem dziecko nie jest spokojne. Po prostu wie, że nie ma sensu krzyczeć, bo i tak nikt nie przyjdzie.

Nie jest też prawdą, że dzieci po treningu przesypiają całą noc. Rodzice, owszem, śpią. Bo nie są wzywani. Badania wykazały, że dzieci budzą się tak samo często, lecz zwyczajnie nie płaczą po przebudzeniu.

Jednak, jak twierdzi Alanna McGinn, certyfikowana konsultantka snu "trening samodzielnego zasypiania" nie musi być oparty na metodzie "cry it out". "Chodzi bardziej o to, by pokazać dziecku, że jest w stanie samodzielnie zasnąć" - mówi Alanna.

McGinn twierdzi, że nigdy nie jest za późno, by nauczyć dziecko zasypiać samodzielnie. Doświadczenie zaś pokazuje, że zasypianie z rodzicem nie pozostaje nawykiem na wieczność. Do tego w końcu po prostu się dorasta.

Zanim rozpoczniesz
Jeśli do granic wytrzymałości doprowadza cię usypianie dziecka, w pierwszej kolejności przeanalizuj, czy kłopoty z zasypianiem mają "zewnętrzne" przyczyny.

Dla niemowlaka liczy się każdy szczegół: czy dziecko miało wystarczającą aktywność między drzemkami (huśtanie się w bujaczku to za mało), czy na pewno jest zmęczone, czy nie jest głodne i tak dalej. Trudno jest ululać dziecko, które ma ważniejsze potrzeby w danym momencie, niż potrzeba snu.

Dlatego eksperci radzą, by przed podjęciem treningu snu wypracować bezpieczną rutynę. Rozpoczynać ją powinno karmienie, by odzwyczaić dziecko od zasypiania przy butelce czy piersi. To przyzwyczajenie najczęściej oddala dziecko od samodzielnego zaśnięcia.

Po karmieniu kąpiel, zabawy wyciszające, masaż, czysta piżama, przytulanie, kołysanka. W idealnej wersji, bo to rzeczywistość weryfikuje plany. Ale powiedzmy, że się udało. Po tym wszystkim masz wybór.

Po prostu spróbuj
Odłóż dziecko do łóżeczka tuż przed zaśnięciem. Sprawdź, jak zareaguje. Czasem rodzicom wydaje się, że maluch rozpłacze się, lub, że awantura będzie nie do zniesienia.

Tymczasem zdarza się, że dzieci ot tak świetnie sobie radzą. Czasem tylko się kręcą, lub wydają ciche dźwięki. Wiele mam od razu w takich sytuacjach bierze malucha na ręce. Może wystarczy zaśpiewać, pogładzić je?

Nie działa? Trudno. Niemowlę nie manipuluje rodzicem, lecz prosi o bliskość, której potrzebuje. Daj mu ją.

W tekstach poradnikowych nierzadko spotyka się metodę teoretycznie łagodniejszą, niż "cry it out" jednak absurdalną. Mówi ona: odłóż dziecko i uciekaj. Chodzi o to, by odłożyć dziecko do łóżeczka po całym rytuale przed snem i wyjść z pokoju na minutę.

Uspakajamy dziecko na rękach, znowu odkładamy i uciekamy. Tym razem na dłużej niż na minutę. Trudno pojąć na czym polega uzdrowicielska moc tego treningu. Za to łatwo wyobrazić sobie, co się będzie działo i co będzie czuło dziecko: rodzic pojawia się i znika. Dziecko płacze kilka, może nawet kilkanaście razy, w końcu zasypia wykończone. To ma być sukces?

Metoda z krzesłem
Inną pokrętną metodą treningu snu jest metoda z krzesłem. Jak ostrzegają eksperci, wymaga dużej dyscypliny od rodziców oraz czasu. Dodałabym raczej, że serca z kamienia.

Początek jest taki sam – rytuał pójścia spać się nie zmienia. Kiedy nadchodzi czas spania, odkładamy dziecko do jego łóżeczka, dajemy buziaka na dobranoc i siadamy na krześle obok łóżeczka.

Kiedy dziecko płacze, jesteśmy niewzruszeni. Metoda ta polega na unikaniu wzroku płaczącego dziecka, na niepodnoszeniu go i najlepiej również niedotykaniu i niemówieniu, lecz "zapewnianiu obecności" tak jakby cokolwiek miała ona zmienić. Jeśli dziecko, siada i wstaje, kładziemy je, ma się rozumieć, na siłę. Taki przemocowy "cry it out" bez uciekania.

Scenariusz pisany przez ekspertów od snu jest taki, że dziecko, które zasypia w łóżeczku może być głaskane przez rodzica z krzesła, jednak codziennie dystans powinien być odrobinę większy. Dziecko czuje odległość i stopniowo przyzwyczaja się do niej.

Według planu, rodzic z każdym dniem odsuwa się coraz bardziej w kierunku drzwi, aż w końcu wyprowadza się z krzesłem całkowicie. Czyli zasypiającemu niemowlakowi, który płacze, bo chce zasypiać z mamą, na jakimś etapie treningu ma wystarczyć fakt, że siedzi ona 3 metry od niego. Kosmos.

Podnieś, wycisz, odłóż
To połączenie dwóch poprzednich metod. Chodzi o to, by koić płacz dziecka, kołysząc je i tuląc, jednak odkładać je do łóżeczka, kiedy już się uspokoi, lecz zanim zaśnie. Zazwyczaj wtedy maluch znów płacze, więc znowu trzeba go utulić i wyciszyć.

Eksperci od snu zaręczają, że jest szansa, że liczba tych interwencji będzie niższa z dnia na dzień, aż w końcu dziecko nauczy się, że rodzic przy nim jest, zawsze, gdy jest taka potrzeba, będzie czuł obecność, jednak zdąży przekonać się, że spanie w pojedynkę nie jest takie złe.

Jest to dobra metoda, o ile nie będziemy zbyt uparci. Jasne, że warto sprawdzać, czy dziecko jest gotowe samo zasnąć. Jeśli nie po pierwszym odłożeniu, to może za drugim? Jednak jeśli dziecko ewidentnie bez nas cierpi, nie skazujmy go na samotność.

Stopniowe znikanie
Możesz też robić to, co dotychczas – bez względu na to, czy przed snem karmisz piersią, czy śpiewasz lub kołyszesz. Trik polega na tym, by każdej nocy robić to coraz krócej.

W ten sposób unikniemy płaczu i nie wzbudzimy u dziecka poczucia odrzucenia. Jeśli się uda, na długo z dzieckiem może zostać namiastka tego usypiającego rytuału.

Tak nierzadko jest ze smoczkami. Wystarczy, że dziecko włoży go do ust i już zasypia. Potrzebuje go na sekundę, ale bez niego ani rusz. Aż pewnego dnia o nim zapomina lub jest na tyle dojrzałe, że bez żalu się z nim rozstaje.

To jednak trudna do zastosowania w rzeczywistości metoda, bo dziecko każdego dnia ma nieco inne potrzeby, na które bezwzględnie musimy reagować. Czasem zasypia samo, czasem potrzebuje pół godziny na rękach. Czasem śpi twardo, a czasem jest bardzo czujne.

Nie warto wprowadzać zasad, które są wbrew potrzebom dziecka. Jeśli faktycznie dziecko jest nieodkładalne, trzeba sprawdzić, co za tym stoi, a nie poddawać je treningom.

Metoda stopniowego znikania czasem idzie perfekcyjnie i trwa tydzień lub dwa. Czasem jest niemożliwa do wdrożenia.

Przesuwanie godziny snu
Jeśli twój maluch co wieczór stawia opór, przez kilka, kilkanaście dni notuj, o której godzinie w końcu wycisza się i zasypia. W ten sposób dowiesz się, kiedy nadchodzi jego naturalna pora snu. Pilnuj też pór drzemek. Może po prostu chcesz kłaść dziecko spać za wcześnie lub gdy jest wyspane?

Decyzja o tym, czy dziecko potrzebuje treningu snu, powinna być motywowana potrzebami dziecka, nie widzimisię rodzica. Jeśli dziecko nie może spać bez twojego dotyku, przez co budzi się wielokrotnie w ciągu nocy, to jakość jego snu może być niska i może mieć to negatywny wpływ na zdrowie dziecka.

Dzieci w wieku 11 miesięcy raczej nie potrzebują jeść w nocy. Zdecydowanie bardziej skorzystają na nieprzerwanym śnie niż nocnym posiłku. Jednak każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie i uważnie obserwować dziecko. W przeciwnym razie opiekę i wychowanie zastąpi nieustanny trening.