Stosowały go nasze babcie i matki, ale nasze dzieci już go nie poznają. Ten rytuał odchodzi do lamusa
Redakcja MamaDu
17 stycznia 2019, 14:26·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 17 stycznia 2019, 14:26
Istnieje ryzyko, że rytuał śpiewania kołysanek przejdzie do historii. Szkoda, bo nic nie koi dziecko, jak śpiew mamy, nawet jeśli nie posiada talentu wokalnego. Nie o głos tu chodzi, lecz o specjalny rodzaj komunikacji między rodzicami a dzieckiem.
Reklama.
Trudno znaleźć nam czas na kołysankę
Każdy z nas pamięta, choćby przez mgłę takie cudowne rytuały dziecięcego świata – kolacja, kąpiel, przygaszone światło, bajka lub kołysanka na dobranoc. To były takie momenty, które dawały uczucie spokoju, poczucie bezpieczeństwa, wyjątkowości i miłości. Dziś kołysanki najwyraźniej odchodzą do lamusa. Do takich wniosków doszli autorzy badania w Wielkiej Brytanii.
Naukowo udowodnione
Okazuje się, że obecnie tylko jedna trzecia młodych rodziców z dziećmi poniżej piątego roku życia śpiewa kołysanki przed snem. Ci rodzice, którzy to robią, mają 45 lat i więcej. Co oznacza, że milenijni rodzice niemal całkowicie rezygnują z tradycyjnej kołysanki przed zaśnięciem dziecka.
A szkoda, bo śpiewanie koi, usypia i rozwija. Dowodzą tego liczne badania – w tym raport z Uniwersytetu z Montrealu, który wykazał, że śpiewanie uspokaja dzieci dwa razy mocniej niż rozmowa z nimi. Według Sally Goddard-Blythe, dyrektora brytyjskiego Instytutu Psychologii Neurofizjologicznej, kołysanki to istotny prekursor późniejszego sukcesu edukacyjnego i dobrego samopoczucia dziecka.
Korzyści ze śpiewania dziecku jest naprawdę dużo. Wsłuchiwanie się w treść kołysanki sprzyja rozwojowi wyobraźni, wpływa też na rozwój specyficznych połączeń nerwowych w ich mózgu i efektywnie obniża ciśnienie krwi dziecka. Kołysanki pomagają również samemu dorosłemu się zrelaksować, wyciszyć, rozluźnić, zatrzymać.
Czy to wina braku głosu, czasu czy niewiedzy – trudno powiedzieć. Życie rodzinne pochłania cyfryzacja. Wspólne selfie na każdym kroku, wkładanie w ręce dziecka telefonu z włączonym YouTube, animacje, które wyłączą go z trybu płaczu. Przykre, bo to oznacza, że magia z ogniska domowego gdzieś się ulatnia, wymyka. Żyjemy szybciej, płycej, po omacku. Mam jednak nadzieję, że nie wszyscy ulegną tej "modzie".