Jeden kąt, 2 miesiące i 26 uczniów. Nauczycielka dała przykład, jak odczarować polską szkołę

Katarzyna Chudzik
"Kącik relaksu" w szkole brzmi jak wizja całkiem utopijna. Szkoła jest od nauki, a na relaks to będzie czas na zajęciach z jogi w przyszłości – jeśli ta nauka przyniesie oczywiście plony i będzie ich na to stać. Cóż, można takimi słowami tępić umysły i hartować serca, ale... można też wprowadzić quasi-utopijną wizję w życie.
"Kącik relaksu" przydałby się w każdej klasie Archiwum prywatne Jagody Wypyszyńskiej
Podstawówkowy "kącik relaksu"
Bo kącik relaksu nie powinien być wyłącznie korpoprzywilejem. Dzieci bywają przemęczone bardziej od niejednego dorosłego, z czego zdaje sobie sprawę Jagoda Wypyszyńska, wychowawczyni klasy 3a w Szkole Podstawowej nr 140 w Warszawie.
Archiwum Jagody Wypyszyńskiej
– Pomysł na "kącik relaksu" zaczął się od tego, że chciałam urozmaicić przestrzeń w swojej klasie, szczególnie że wreszcie dostaliśmy własną salę lekcyjną – do tej pory dzieliliśmy ją z klasą równoległą. Miałam stare meble ogrodowe, które 26 moich uczniów dostało do odnowienia. W ramach zajęć edukacji wczesnoszkolnej (przyrodnicza, społeczna, plastyka i techniczna), dzień po dniu, powoli je odnawiali. Oczyszczali je ze starego pokrycia, wyplatali nowe siedziska i oparcia, malowali mandale. Stwierdziłam, że jeżeli ma to być miejsce, którego za chwilę nie rozniosą w pył, to muszą włożyć w to swoją pracę – mówi pani Jagoda.


Zajęło im to dwa miesiące.

Nie tylko odpoczynek
Nauczyli się przy tym współpracy i cierpliwości, nabyli techniczne umiejętności i wchłonęli wiedzę, a przy tym zobaczyli, że rzeczy z nieba nie spadają. Skoro zaś nie spadają, to należy je szanować. – Nawet tak mali uczniowie muszą mieć poczucie, że mają wpływ na swoje otoczenie – mówi nauczycielka.

Dziś mogą na odnowionych przez siebie meblach odpoczywać, czytać książki (póki co – również z prywatnego księgozbioru wychowawczyni). Teraz pani Wypyszyńska planuje z domu przynieść dywan, na którym będą mogli się rozłożyć. Kącik będzie dla dzieci dostępny zawsze, również na przerwach, a niedługo korzystający z niego będą mogli grać tam w planszówki. Po feriach ich wychowawczyni planuje bowiem poświęcić na takie gry jeden dzień w miesiącu.

Jak reagują rodzice na fakt, że ich dzieci nie poświęcają całości czasu na pogoń za czerwonym paskiem i najwyższymi notami? – Zdążyli się do mnie przyzwyczaić. Co prawda nadal dyskutujemy nad niektórymi pomysłami, ale 90 proc. mnie popiera – mówi nam Jagoda Wypyszyńska.

Wygląda więc na to, że podejście rodziców również się zmienia. Serce roście!