Awantura o broń w przedszkolu. "Dlaczego mamy udawać przed dziećmi, że tego nie ma?"

Katarzyna Chudzik
– Polska rzeczywistość produkuje wiele szokujących zjawisk, ale ta sytuacja jest przekroczeniem kolejnej granicy – napisano na grupie "Dziewuchy Dziewuchom" o pogadance, która odbyła się w przedszkolu integracyjnym nr. 2 w Bielsku-Białej.
Czy dzieci powinny dotykać broni? Facebook.com
Lekcje o żołnierzach
Przebrani za polskich żołnierzy z okresu II Wojny Światowej Ireneusz Pająk i Adrian Puchalik z Grupy Rekonstrukcji Historycznej Bieszczady opowiadali dzieciom o wojnie. Mówili im, dlaczego wojacy mieli na czapkach orzełki i czemu właściwie mundury były zielone. Zdjęciami z "lekcji o patriotyzmie" pochwalili się na Facebooku.

Nie spodziewali się dyskusji, którą wywołają, bo podobne pogadanki organizują już od 2014 roku. Do tej pory nie słyszeli żadnych skarg.
Dziewuchy Dziewuchom/Facebook.com
"Pistolety służą do ranienia i zabijania"
Tymczasem rodzice w internetowych społecznościach oburzyli się na widok zdjęć, na których widać zaprezentowane 4-latkom repliki broni. Widać też, że maluchy trzymają je w dłoniach.


– Kontakt dzieci z bronią palną bez odpowiedniego wprowadzenia i przygotowania psychologicznego, normalizuje przemoc i może wywołać głęboki szok. Problematyka wojny jest jednoznacznie brutalna – pistolety służą do ranienia i zabijania. Kontekst etyczny sytuacji wymaga wrażliwego zaadresowania, bo kategorie śmieci i konfliktów zbrojnych to nie jest prosty temat. Pasjonaci historii, którzy deklarują, że w życiu kierują się zasadą "Bóg-Honor-Ojczyna", nie mają żadnych kompetencji, aby omawiać takie wątki z dziećmi – napisano na grupie "Dziewuchy Dziewuchom". Wielu rodziców jest podobnego zdania. – Jakby mi ktoś przyszedł do przedszkola z bronią i jeszcze zachęcał dzieci do dotykania, pozowania, zachwycania się, to bym rozszarpała. Mój dziadek, żołnierz AK, żołnierz września, zawsze mówił, że broń służy do ZABIJANIA. To nie jest zabawka, ozdoba, coś dla dzieci. To niesie śmierć – zauważyła jedna z mam.

Kolejna z internautek przytoczyła historię, w której to ona była przedszkolną prelegentką. Przyszła do placówki z fantomem psa, na którego dzieci zareagowały paniką – myślały, że piesek umarł.

Opowiadanie dzieciom o przemocy – a z tym zawsze łączy się broń – nie jest więc najlepszym pomysłem. Może je wystraszyć i spowodować traumę, albo wręcz przeciwnie – zafascynować. Dziecko zafascynowane bronią i strzelaniem trudniej będzie przekonać do tego, że wojny były – i wciąż są – tragedią milionów ludzkich istnień, do której nigdy nie powinniśmy dopuszczać.

"Popełniliśmy jeden błąd"
Prowadzący wydarzenie Ireneusz Pająk przyznaje w rozmowie z MamaDu, że uważa zarzuty za absurdalne. Jego grupa rekonstrukcyjna na pogadankach nie zarabia, nie reklamuje ich, a mimo to od lat zapraszana jest na lekcje do szkół i przedszkoli.

– Jedynym naszym błędem było to, że przez 3 minuty dzieci dotykały broni i zostały przez nas z nimi sfotografowane. Przez większość czasu po prostu opowiadaliśmy im o żołnierzach. To ważna część polskiej historii. Do przedszkoli często zapraszani są np. policjanci i trudno sobie wyobrazić, żeby przyszli na zajęcia bez kajdanek. Mówią dzieciom, czym te kajdanki są i do czego się ich używa – tłumaczy Pająk.

Nie dziwi się, że dzieciom spodobała się broń – zabawkowe pistolety są jego zdaniem nieodłącznym elementem dzieciństwa i zawsze budzą podekscytowanie, a broń, która została zaprezentowana maluchom jest dużo ciekawsza niż zabawki, bo wygląda na prawdziwą. Pająk zapewnia jednak, że prawdziwa nie była i podobną można kupić w wielu sklepach internetowych.

– Nie opowiadamy o tym, że Polacy strzelali np. do Niemców, żeby ich zabić. Traktujemy broń raczej jako niezbędny rekwizyt żołnierza, coś, co pozwoli dzieciom zainteresować się historią. Jest oczywiste, że dostosowujemy przekaz do wieku maluchów. Przecież cała "lekcja" trwała 25 minut! Gwarantuję, że tematyka wojny jest dzieciom prezentowana inaczej niż np. licealistom – mówi Pająk.

"Nie udawajmy, że broń nie istnieje"
Część rodziców stanęła po jego stronie. – Nie widzę w tym kompletnie nic złego, nikt nie uczył dzieci jak komuś odstrzelić głowę. To pokaz broni, która nawet prawdziwą bronią nie jest. Broń istnieje, dlaczego mamy udawać przed dziećmi, że jej nie ma? – napisała jedna z obrończyń.

Może dlatego, że w Polsce dostęp do broni mają nieliczni, większość Polaków ma nadzieję, że nigdy już nie dopuścimy na terenie naszego kraju do konfliktu zbrojnego i chcemy, żeby pokojowe rozwiązania wydawały się dzieciom ciekawsze i bardziej fascynujące niż strzelanie do drugiego człowieka? Może dlatego, że i tak (raczej prędzej niż później) zobaczą broń, ale nie chcemy przecież, by nią grozili lub jej używali?

Owszem, dzieci od zawsze fascynowały się wojną – między innymi dlatego, że Polska konfliktami targana była od wieków. Dzieci od małego karmione były dziadkowymi i ojcowskimi opowieściami o powstaniach, karabinach i ucieczkach, a od kilkudziesięciu lat podobną karmę zapewnia im popkultura. Czasy się jednak zmieniły. Od 30 lat w naszym rejonie panuje pokój.

I to, czego chcemy nauczyć nasze dzieci, to przekonanie, że wojna nie miewa dobrych aspektów, a życiowe przygody można przeżywać w inny sposób.

Napisz do autorki: katarzyna.chudzik@mamadu.pl