Jak w 30 sekund zranić tysiące dzieci? Odpowiedź to spot finansowany przez resort sprawiedliwości

Ewa Bukowiecka-Janik
30 sekund może naprawdę sporo namieszać w dziecięcych głowach, rozdrapać rany i zagrać na nerwach dorosłych. Spot kampanii społecznej Fundacji Mamy i Taty wygląda niepozornie i ma zacny cel – zmniejszyć przestępczość, promować dobro, miłość i zgodę. Jednak w oczach rodziców może narobić wielkie szkody. Wszystko przez hasło: "małżeństwo".
Kampania społeczna promująca małżeństwo jako sposób zapobiegania przestępczości kosztowała 1,5 mln zł fot. screen ze spotu fundacji Mamy i Taty
Wspomniana fundacja ze środków Funduszu Sprawiedliwości rozpoczęła właśnie kampanię społeczną pod hasłem "Małżeństwo. Droga naszego życia". Celem jest promowanie małżeństwa jako "optymalnej formy profilaktyki problemów społecznych". Zdaniem prezesa fundacji Mamy i Taty z badań i statystyk wynika, że życie w "dobrej" i pełnej rodzinie chroni m.in. przed przestępczością.

W związku z tym powstał 30-sekundowy spot, w którym widzimy sceny z życia udanego małżeństwa. Najpierw wielka miłość, potem ślub, wspólne mieszkanie, dziecko, trudne chwile, czułe gesty, łzy radości i smutku. Sielanka, o której marzy wielu.


Jednak czy ci, którym się to nie udało, sami o tym zdecydowali? Lub: czy to błąd, że ktoś chce innego życia? W kontekście tych (retorycznych) pytań, nie wiadomo co dobrego miał wnieść ten spot... Wiadomo jednak ile może narobić szkody.
Kampania, jak informują Wirtualne Media, obejmuje telewizję (stacje z oferty Polsatu, TVN i TVP), Radio Plus oraz prasę (tytuły lokalne, "Fakt" i "Super Express"). Jednak przez jedną z mam spot był widziany w kinie przed seansem dla dzieci. Jak promocję małżeństwa odbierają rodzice samotni, rozwiedzeni i pary, które wychowują dzieci bez ślubu?

Cios w samotnych
– Zagotowało się we mnie, gdy to obejrzałam. Gdybym to ja siedziała wtedy w kinie z córką, zaraz pojawiłyby się pytania o tatę, "kiedy tata zadzwoni". Wyznania, że tęskni za tatą. A ja nie wiem, kiedy jej tata zadzwoni! I wiem, że raczej za nią nie tęskni – wyznaje z przykrością Marianna, która sama wychowuje córkę.

– Czuję wielki sprzeciw i chce mi się płakać, gdy na to patrzę. Bardzo chciałabym, żeby tak wyglądało moje życie, ale co do ojca mojej córki się pomyliłam i dziś wiem, że gdybym wymieniła się z nim obrączkami, nie tylko nie byłoby jak w tej reklamie, ale dopiero wtedy zaczęłyby się prawdziwe kłopoty... Długo pracowałam na terapii, by przestać myśleć, że to moja wina, że nie wyszło. Taka reklama nie pomaga mi, ani mojej córce – puentuje Marianna.

Poza tym dodaje, że czuje niesprawiedliwość – taki spot w jej domu wywoła temat "do tablicy". Przywoła przykre wspomnienia, sprowokuje rozmowę, która będzie rozdrapywaniem ran, zaś w domu "dobrego" małżeństwa pewnie zostanie niezauważony.

– Nie mam pojęcia, co dobrego ma wnieść ten spot. Ludzie, którzy są w małżeństwie, kochają się i szanują, dalej będą to robić. Ci, którzy się nie kochają, pod wpływem spotu i argumentu "dla dobra dzieci" z pewnością nie zmienią swojego zachowania. Czuję sprzeciw wobec promowania małżeństwa w ten sposób. Potem każdy samotny rodzic musi odkręcać te bzdurne wzorce, jakoby małżeństwo było jedynym słusznym wyborem, a dobre życie zależało wyłącznie od nas – mówi Marianna.

Nóż w plecy dla rozwiedzionych
– Ten spot to szpila. To nóż w plecy dla rodziców po rozwodzie. Nie chciałabym na niego trafić, gdy będę w kinie z dziećmi – mówi w rozmowie z MamaDu Karolina, mama 3 dzieci, która po 18 latach rozwiodła się z mężem. Sama jest od pół roku.

– Po obejrzeniu tego czuję się okropnie. Potem słyszałabym od dzieci, że ja właściwie nigdy nie kochałam taty, skoro się z nim rozwiodłam. To paskudne, żeby puszczać dzieciom coś takiego. Co mają powiedzieć kobiety, które były bite przez partnerów i udało im się z tego wyrwać? Że za mało się starały? Mnie to przyprawia o mdłości. Ich życie za mało znaczy, bo nie żyją dla małżonka? Może powinni po wyświetleniu spotu dawać rozwodnikom sznurek, żeby się powiesili, bo ich życie to za mało – mówi rozgoryczona.

Jej zdaniem dzieci nawet kilkunastoletnie są zbyt niedojrzałe, by zrozumieć pewne rzeczy. Zwłaszcza zawiłe motywy rozwodu po wielu latach wspólnego życia. Dzieci często nie widzą problemów, które trawią rodziców, rozwód jest dla nich wielkim przeżyciem, trudnym i przykrym.

– Dzieci widzą taki spot i sobie dopowiadają. Nie rozumieją przyczyn rozwodu, więc znajdują wytłumaczenie np. w takim spocie. Skoro miłość jest na całe życie, a rodzice się rozwiedli, znaczy, że nigdy się nie kochali... A dalej: skoro się nie kochali, to może nie kochają i nas...? Ja i mój mąż rozwodziliśmy się m.in. dla dobra naszych dzieci. Wiedzieliśmy, że zostając razem, zrobimy im większą krzywdę, więc taki spot to draństwo, które nam – rodzicom, którzy po rozwodzie walczą o dobre relacje z dziećmi i ich dobre samopoczucie – to nóż w plecy – komentuje Karolina.

Spot nie podoba się również Alicji, która po rozwodzie jest od kilku lat. Syn jej i jej byłego męża ma 6 lat.

– Jako samotna mama 6-latka przyznaję, że spot jest w mojej ocenie krzywdzący i stygmatyzujący. Co więcej, zachęca do trwania w nieszczęśliwym małżeństwie w imię wyższych wartości. Jakich? Na to odpowiedzi nie ma. Osoby rozwiedzione, samotnie wychowujące dzieci, bądź też tworzące rodziny patchworkowe, bardzo często zdają sobie sprawę z trudności rozwojowych (przede wszystkim emocjonalnych i psychologicznych), z jakimi może zmagać się ich dziecko z racji rozstania rodziców i często są bardziej zaangażowane w relację z dzieckiem niż rodzice z pełnych rodzin. Są bardziej wyczulone na potrzeby dziecka, częściej szukają pomocy u specjalistów. Mogę to stwierdzić na przykładzie własnym i bliskich mi koleżanek w podobnej sytuacji – komentuje w rozmowie z MamaDu Alicja i dodaje:

– Przestępczość? Sięganie po używki? Problemy w szkole? To nie wina rozwodu (ups, a co twórcy spotu sądzą o wdowcach i wdowach? Lecą do tego samego wora?), a braku uwagi rodziców. W tych domach po prostu zabrakło miłości, uwagi, szacunku, umiejętności słuchania i rozmawiania. Tam nie zbudowano z dzieckiem silnej więzi. Nawet jeśli była i mama, i tata.

Jak sama ocenia, ona i jej mąż tworzyli raczej dobrze prosperujące gospodarstwo, nie rodzinę. Nie chcieli, by ich syn patrzył na dwójkę ludzi, których nie łączy uczucie. Nie było patologii, kłótni. Nie było też czułości i miłości.

– Chodziliśmy na terapię małżeńską, by dowiedzieć się, czy możemy jakoś nasze relacje poprawić. Terapia ta uświadomiła nam jednak, że zdecydowanie lepiej będzie, jeśli się rozstaniemy. I w tym kontekście warto powiedzieć o tym, że rolą terapii małżeńskiej nie jest usilne scalanie par, ale także pomoc w odpowiedzi na pytania takie jak: czy jesteśmy szczęśliwi, czego nam brakuje, czego potrzebujemy w związku i jakich cech szukamy u partnera. To, że terapia kończy się rozstaniem, może być budujące i zaowocować pięknym, normalnym życiem i zdrowymi relacjami z byłym partnerem, co przekłada się na dalszy rozwój ich wspólnego dziecka – mówi Alicja.

Dyskryminacja par bez ślubu
Patrycja i jej partner są razem od 12 lat. Nie są zaręczeni, nigdy nie myśleli o ślubie. Mają dwóch synów w wieku 6 i 9 lat. – Był taki moment, że rodzice naciskali, dziwili się, dlaczego tak sobie "utrudniamy". Tymczasem nam zawsze wydawało się, że organizowanie ślubu sporo utrudnia – komentuje Patrycja i dodaje, że na ślub i wesele trzeba mieć pieniądze i czas, a tego akurat najbardziej im w życiu brakuje.

– Kochamy się i nie potrzebujemy tego w żaden sposób sankcjonować. Rzeczywiście nasz brak ślubu był komentowany przez kolegów starszego syna w szkole. Zastanawiali się, dlaczego syn nazywa się inaczej niż ja. Jednak to nie było nic złośliwego, czy obciążającego. Teraz, gdyby mój syn obejrzał ten spot z kolegami przed seansem w kinie, a zdarza się, że razem chodzimy do kina, wolałabym nie być w jego skórze... – mówi w rozmowie z MamaDu Patrycja.

– Dzieci nie odczytają, że ta reklama ma swój kontekst, bo i dorosłemu trudno go zrozumieć. Skoro na ekranie mówią, że małżeństwo to taka dobra droga na życie, na poważnie i pokazują ładne obrazki – to tak jest. Gdyby moi synowie to obejrzeli, spodziewałabym się powrotu do tematu – dlaczego właściwie nie mamy ślubu.

– Myślę, że z czasem to nie będzie kłopot, bo nasze życie wygląda mniej więcej jak w spocie, tyle że nie mamy obrączek. Jednak ja rozumiem to jako budowanie fałszywego przekazu, że jeśli jest miłość i wspólne życie, to musi być ślub. A taki przekaz to początek dyskryminacji par bez ślubu, jaką ja i Piotrek będziemy do końca życia – komentuje Patrycja.

W kontekście tych wypowiedzi promowanie instytucji małżeństwa staje się groteskowe. Bo to tak jakby założyć, że ludzie rozwodzą się na złość dzieciom... Co więcej, nasuwa się, by Minister Sprawiedliwości zastanowił się nad promowaniem równości między wszystkimi rodzicami, a nie faworyzowaniem tych po ślubie i pogłębianiem różnic. Życie różnie się układa, nie zawsze jest jak w spocie-bajce.

Im szybciej i lepiej to zrozumiemy, tym mniej będziemy rozczarowani. Im lepiej przyswoją to dzieci, tym mniej czeka ich rozczarowań, tym szybciej będą otwarci na życie takim, jakie jest i tym więcej przeżyją chwil naprawdę szczęśliwych. Nie według odgórnie ustalonego scenariusza, lecz tych idealnych tylko według nich samych.