Jesteś jedną z tych 40 tys. Polek? Przysługuje ci 56 dodatkowych dni urlopu
– Natura, jeśli chodzi o ciążę, nie jest doskonała. To, że poroniłaś, nie jest winą tego, że zjadłaś czekoladę, pokłóciłaś się z partnerem albo poszłaś do fryzjera. Ale każda kobieta się obwinia i jeszcze słyszy, że nie może tego czuć. Tylko czy kiedy umiera ci mąż, ktoś mówi "nie martw się, będziesz miała następnego"? – mówiła lekarka Nicole Sochacki-Wójcicka na niedzielnej konferencji, na której oficjalnie powołała do życia Fundację Medycyny Prenatalnej.
Ulotka Fundacji Medycyny Prenatalnej im. Ernesta Wójcickiego
Kobiecie po stracie – czyli tej, która straciła ciążę na najwcześniejszym nawet etapie – przysługuje szereg praw. Począwszy od urlopu macierzyńskiego, przez zasiłek pogrzebowy, aż po prawo do pożegnania dziecka jeszcze w szpitalu.
Obowiązek wyczerpującego poinformowania kobiety o przysługujących jej prawach ciąży na szpitalu. Sęk jednak w tym, że placówka często się z tego nie wywiązuje, a kobiety ze swojego pobytu w niej niewiele pamiętają. Zdarza się, że żałują podjętych tam decyzji – na szczęście wiele z nich można na późniejszym etapie zmodyfikować. Warto więc zasięgnąć informacji u źródła: w rozporządzeniu o standardach opieki okołoporodowej.
Urlop macierzyński i okolicznościowy
Jak tłumaczy Agata Iwanow – radczyni prawna, specjalistka od prawa pracy i prawa medycznego – kobiecie po stracie należy się 56 dni urlopu macierzyńskiego, które liczą się od pierwszego dnia straty. Wystarczy poinformować pracodawcę (np. telefonicznie) i dopełnić formalności: zgłosić w urzędzie stanu cywilnego martwe urodzenie. Do wypisania karty martwego urodzenia ma uprawnienia zarówno szpital, jak i lekarz prowadzący ciążę.
Po 12.-13. tygodniu ciąży, kiedy znana jest już płeć, na ogół nie ma z tym problemu. Na wcześniejszym etapie płeć jest nieznana, ale formularz się nie zmienia: wciąż trzeba ją wpisać. Mama, które chce uzyskać urlop macierzyński, musi wówczas na własny koszt przeprowadzić badania genetyczne (ok. 400 zł), które wykażą płeć.
Ojcu dziecka przysługuje tzw. urlop okolicznościowy: łącznie cztery dni.
Godne pożegnanie dziecka
To od kobiety zależy, czy chce pożegnać swoje dziecko, czy nie. Może poprosić położną o kosmyk włosów płodu, o odciśnięte w glinie stópki. Może spotkać się z rodziną i pobyć razem w ciszy. Może "zobaczyć się z dzieckiem" sam na sam. Wszystko zależy od niej, ale szpital ma obowiązek spełnić jej życzenie.
– Najczęstszym problemem jeszcze niedawno było to, że matki po stracie leżały na sali razem z rodzącymi. Dziś też się to zdarza, bo szpital tylko "w miarę możliwości organizacyjnych" zapewnia osobną salę, jednak zdarza się rzadziej. Teraz problemem jest to, że szpital zmusza matkę do odebrania płodu albo nie informuje jej o możliwości zmiany decyzji – mówi Katarzyna Łodygowska, prawniczka.
Na przykład decyzji o pochówku. Zdarza się, że na początkowym etapie kobieta nie chce chować swojego dziecka, ale kilka miesięcy później zmienia zdanie. – Jeśli kobieta w takiej sytuacji zgłasza się do prawnika, ten w 99 proc. przypadków może jej pomóc. Przepisy nie regulują czasu, w którym kobieta może podjąć taką decyzję. Problem pojawia się wtedy, kiedy stracona ciąża ma mniej niż 22 tygodni. Ten płód nie przeżyłby poza łonem matki, nie jest więc uznawany za dziecko. Wciąż zdarza się, że szpital takie płody utylizuje – opowiada Łodygowska.
I wraca do jednego z najważniejszych praw: do wsparcia psychologicznego, również po wyjściu ze szpitala. Możemy mieć pewność, że taką pomoc mama po stracie otrzyma m.in. w Fundacji Medycyny Prenatalnej.
Punkt drugi: wsparcie psychiczne
– Poronienie często przychodzi niespodziewanie. Z perspektywy medycznej to selekcja naturalna, dobry mechanizm. Sama doświadczyłam tej straty, wiem, że inni pocieszają właśnie w ten sposób: prawdopodobnie płód miał wady genetyczne, lepiej, że poroniłaś, niż żebyś miała urodzić chore dziecko. Ale to nie działa. I choć jest podyktowane dobrymi chęciami, to jest to brak przyzwolenia na żałobę, którą w tej sytuacji przechodzi kobieta – mówi Joanna Kot, psycholożka i psychoterapeutka.
To żałoba jak każda inna. Trzeba przejść jej wszystkie etapy: zaprzeczenie ("to niemożliwe, to na pewno pomyłka"), złość ("to niesprawiedliwe, dlaczego ja, tylu ludzi nie nadaje się na rodziców, a nimi zostaje, ja byłabym doskonałą mamą"), rozpacz ("nie jestem prawdziwą kobietą, to moja wina, do niczego się nie nadaję, już nigdy się nie uda") i... akceptację. Żadnego z tych etapów nie wolno ominąć ani przyspieszać. Proces musi dokonać się sam, zbyt często jest jednak zakłócany.
– Są dwa powody. Po pierwsze jesteśmy wychowywane miarą siły: kobieta musi "wytrzymać", być twarda. Musi się ogarnąć, bo to świadczy o jej wartości. Po drugie: wierzymy w racjonalizację, w "poukładanie sobie tego w głowie". Ale to nie jest na to czas, zmuszanie się do tego jest zakłócaniem procesu wewnętrznej terapii – tłumaczy Anna Masternak, specjalistka od poronień i trudnych sytuacji położniczych, również psychoterapeutka.
Zwraca uwagę też na agresję. Ta, choć często się po stracie ciąży pojawia, kojarzona jest z najbardziej negatywnym odcieniem złości. Tym, którym legitymują się "źli ludzie". Kobieta po stracie, która ma napady agresji, ma (bezpodstawne) podwójne wyrzuty sumienia.
Powrót do plemienia
Zdaniem Anny Masternak ogromny negatywny wpływ na wyjście z żałoby ma fakt, że żyjemy w rodzinach atomowych. Mama mieszka w Gdańsku, siostra w Katowicach, brat w Australii. Rodzina partnera? Jeszcze dalej.
Niegdyś w trudnych rodzinnych sytuacjach pomagała cała wioska, plemię. Te struktury przetrwały na tyle długo – bo życie w wielodzietnych rodzinach praktykowane było jeszcze 50 lat temu – że obecne rozproszenie rodzin nie jest dla człowieka sytuacją naturalną. – Trzeba odnowić strukturę plemienną. I Fundacja Medycyny Prenatalnej będzie takim odtworzeniem – opowiada psychoterapeutka.
Aż 15 proc. zdiagnozowanych ciąż kończy się poronieniem, co oznacza, że każda z nas zna osobę, której przytrafiło się to samo. Mimo tego można nie chcieć o tym rozmawiać i nie korzystać z plemiennego wsparcia. Wówczas jest jednak większe zagrożenie, że w sercu pojawi się pustka, która ma swoją nazwę – Zespół Utraty Dziecka. Ta pustka zostanie – nawet jeśli po jakimś czasie kobieta urodzi zdrowe dziecko.
Może się jednak nie pojawić – pod warunkiem, że nienarodzone dziecko zostanie "przyjęte" do rodziny. Będzie miało określoną tożsamość. Próby wymazania tego z pamięci spełzną na niczym. Posłuchajcie historii Maliny Błańskiej:
I pamiętajcie: o trudnych doświadczeniach też należy mówić. Nie jesteście same. Rocznie ciążę traci 40 tys. Polek. •
Napisz do autorki: katarzyna.chudzik@mamadu.pl