Proboszcz zażądał danych uczniów, którzy nie chodzą na religię. Dyrektorka postawiła sprawę jasno
– Nowy proboszcz przyszedł do szkoły i poprosił o dane uczniów, którzy nie chodzą na religię. Mimo że to małe miasto, to takich uczniów jest w szkole sporo. Odmówiłam, ale nalegał. Finalnie stwierdził, że "katecheta i tak mu da" – opowiada pani Magda, dyrektorka niepublicznej szkoły podstawowej. Nie chce ideologicznej wojny, prosi o ukrycie danych.
Informacja o wyznaniu i światopoglądzie z definicji uznawana jest za dane wrażliwe, ale zarówno proboszcz, jak i katecheta, do którego tuż po wizycie księdza udała się pani dyrektor, są innego zdania.
– Katecheta perorował w pokoju nauczycielskim, jak to dzieci nie chodzą na religię, a potem chcą sakramentów. Zgodnie z przewidywaniami proboszcza mówił, że ksiądz ma przecież prawo wiedzieć, kto nie chodzi, żeby odmówić sakramentów – oburza się pani Magda.
To, że niektórzy księża niepomni są własnych nauk o docenieniu zagubionych owieczek wracających na łono Kościoła (patrz: przypowieść o synu marnotrawnym), to jedno. Wyłudzanie danych to drugie: niezgodne z prawem nawet kanonicznym. Jak wynika z Dekretu ogólnego w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych w Kościele katolickim (wydanego 13 marca 2018 roku), przetwarzanie danych wrażliwych możliwe jest wyłącznie w stosunku do osób ochrzczonych i tych, którzy dokonali apostazji.
Episkopat.pl
Uzasadnioną obawą jest, że jeśli dyrektor proboszczowi spisu nie wyda, może to zrobić katecheta, który – nawet jeśli dysponuje osobnym kajetem – ma wgląd w ogólny dziennik, gdyż jest członkiem Rady Pedagogicznej.
Pani Magda nie pozostawiła sprawom potoczyć się samym, lecz uprzedziła pisemnie nauczycieli, że każda próba wyniesienia wrażliwych danych poza szkołę zostanie zgłoszona organom ścigania, a wobec osoby, która tego dokonała, zostanie wszczęte postępowanie dyscyplinarne. Dotyczy to również katechety, który w tym przypadku jest pracownikiem szkoły, nie kurii. Pismo, które napisała pani dyrektor, szczegółowo określa podstawę prawną takich działań.
Pozostaje pytanie, ilu katechetów podobne dane udostępniło bez wiedzy dyrekcji?
Co w podobnej sytuacji może zrobić dyrektor?
Szkoła musi chronić zarówno interes dzieci, jak i swój. Najpewniejszym sposobem na zagwarantowanie sobie bezpieczeństwa jest prośba, aby proboszcz wystosował swoje żądania na piśmie. Wówczas odpowiedź (czyt. odmowę) również dostanie w formie pisemnej, a zatem późniejsze skutki wycieku danych nie powinny być uciążliwe dla samego dyrektora.
Kierujący placówką powinien też niezwłocznie poinformować wszystkich pracowników o ewentualnych następstwach udostępnienia danych dzieci komukolwiek spoza szkoły oraz poinformować o podobnych próbach rodziców, którzy powinni mieć świadomość tego, co się dzieje.
Stanowisko KIOD
Skontaktowałam się w tej sprawie z sekretarzem Kościelnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, Robertem Czarnowiczem, który jednoznacznie potwierdził, że pani dyrektor postąpiła słusznie.
– Jeśli proboszcz potrzebuje potwierdzenia, że dana osoba uczęszcza na lekcje religii, może ją o odpowiedni dokument poprosić. Nie ma prawa pozyskiwać danych dotyczących osób nieuczęszczających na religię. Gdyby takie dane zostały w udostępnione nieuprawnionym podmiotom, uczeń lub jego rodzic może złożyć skargę do Kościelnego Inspektora Ochrony Danych, a ten może wszcząć postępowanie dotyczące naruszenia przepisów o ochronie danych osobowych. Inaczej sprawa wyglądałaby, gdyby dane udostępniła pani dyrektor, która nie przetwarza danych w zakresie prawa własnego Kościoła katolickiego. W tym przypadku, w zależności od zakresu przekazanych danych, właściwym mógłby być także Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Wiele jednak zależy od konkretnego przypadku i jego konsekwencji. Każda tego typu sprawa rozpatrywana jest indywidualnie – komentuje Czarnowicz.
Tymczasem podobne incydenty mają miejsce częściej niż myślimy.
Może cię zainteresować także: Oto lista pytań dla 8-latków przed Komunią. "Czy wykorzystywałem zdjęcia do podniecenia się?"