Narodowa beka z "Żankloda w aucie". Nie, to nie jego rodzice powinni się wstydzić

Ewa Bukowiecka-Janik
– Od kilkunastu godzin cała Polska śmieje się z tego, jak ktoś mógł nadać dziecku na imię "Żanklod" – pisze na Facebooku Pan od Francuskiego, czyli Jacek Mulczyk-Skarżyński. Wszystko przez charakterystyczną nakleję na auto z imieniem dziecka, którą często rodzice umieszczają na szybie pojazdu. Czy podoba nam się Żanklod, czy nie, to kwestia gustu. Mulczyk-Skarżyński zwraca uwagę na inne "kwiatki".
Zdjęcie naklejki "Żanklod w aucie" obiegło internet
Czy Żanklod rzeczywiście istnieje – nie wiadomo. W rejestrach imion z ostatnich 18. lat Żanklod się nie pojawia. Co nie zmienia faktu, że niezwykłe imiona bawią Polaków do łez. Zdjęcie naklejki obiegło internet. W tym wspomniany Pan od Francuskiego, który znalazł w rejestrach sporo ciekawostek.

– Bardziej jednak śmieszy i zarazem niepokoi mnie to, że według bazy PESEL: 127 chłopców w Polsce nazwanych zostało "Eugieniusz" (Eugeniusz z dodatkowym "i"), 15 nosi imię "Włdysław" (Władysław bez "a"), a dwóch nazywa się "Zgigniew" (Zbigniew z "g" zamiast "b"). To tylko niektóre ciekawostki, które można znaleźć przy lekturze baz Ministerstwa Cyfryzacji – pisze Pan od Francuskiego.


Skąd się biorą imiona z błędami?
To rzeczywiście dziwne zjawisko, jednak wytłumaczalne. Rada Języka Polskiego, która zajmuje się w USC rozpatrywaniem imion, które rodzice pragną nadać dziecku, jest bardzo liberalna. Od lat zgadza się na spolszczanie imion zagranicznych, np. Dżon, Brajan, Dejwid i tak dalej. Pozwala na nadawanie imion żeńskich mężczyznom (przykłady z końcówki rankingu): Zdzisława, Zenona, Zygfryda.

Studiując spis można znaleźć wiele imion z błędami. Jest np. wiele wariacji imienia Zbigniew: Zgigniew, Zbiszko, Zbiniew, Zbogniew, Zbigniw... Zaraz obok pomyłka w imieniu Zdzisław: Zdziałw. Ewidentnie są to błędy: w Polsce jest nawet dwóch mężczyzn o imieniu "Zdz". Oczywiście są to wyjątki, ale gdyby je zliczyć, byłoby ich naprawdę sporo.

Jak do tego doszło? Prawdopodobnie chodzi o to, że dawniej imię wypisywał ręcznie na papierze urzędnik i jak wpisał tak musiało być. "Moja koleżanka miała mieć na imię Paola, ale jej ojcu pomyliło się i powiedział w USC, że Paulina. Po chwili zreflektował się, ale część imienia już została zapisana. I tak, koleżanka nosi imię Pauola" - pisze jedna z komentujących.

Jak się zatem można domyślić, imiona z błędami pochodzą z "epoki przedcyfrowej", kiedy do pomyłek mogło dochodzić w różnych okolicznościach i z różnych przyczyn. Każdy z nas zna przynajmniej jedną anegdotę o tym, jak Basia miała być Anią, ale tatuś, który miał załatwić sprawę, przyszedł do urzędu w stanie wskazującym...

Lekcja (nie)tolerancji
"Kwiatki" z rejestru wyłapują też internauci: Zafarbek, Telesfor, czy Żyraf (którego nie ma w tej chwili w rejestrze, jednak widniał w nim dawniej) to tylko niektóre z przykładów.

Cała dyskusja budzi jednak mieszane emocje. Bo znów dorośli śmieją się z imion, którymi naprawdę ktoś się przedstawia. Może to dzieci, które z tego powodu cierpią? Może to nastolatki i któryś z nich to czyta?

Wyśmiewanie wyborów rodziców – imion dzieci, to domena dorosłych. Dzieci przyjmą każde imię za normalne, bo pozbawione są uprzedzeń. To my uczymy je nietolerancji i tego, że odmienne jest gorsze, nie zasługuje na szacunek. Na przykład robiąc narodową bekę z Żankloda.

Często, kiedy dowiadujemy się, że dziecko ma nietypowe imię, mówimy: "ale go skrzywdzili". Otóż nie. Krzywdzą go ci, którzy się naśmiewają, a to zazwyczaj dorośli. Jeśli to dzieci, to należy im się lekcja wychowawcza.