Przestańcie doradzać rodzicom, by się "gdzieś wyrwali". Klucz do bliskości to mikrorandki!

Ewa Bukowiecka-Janik
Kryzys w związku po pojawieniu się dziecka to niestety nie jest rzadko spotykane zjawisko. Jednocześnie wydaje się nieuniknione, dlatego świeżo upieczeni rodzice alergicznie reagują na porady w stylu „musicie pobyć razem”. Jak zbudować bliskość, gdy oczy zamykają nam się same o 21 codziennie od kilka lat, bo za ścianą śpią (lub nie...) dzieci? Sekret to mikrorandki.
Kryzys po pojawieniu się dziecka? Rozwiązanie to mikrorandki fot. 123rf
Chyba każda para, która spodziewa się dziecka, przynajmniej raz usłyszała od dzieciatych znajomych: „no to teraz wam się zacznie!”. Ta enigmatyczna przepowiednia oznacza zazwyczaj jedno: zero czasu dla siebie i wielkie zmęczenie. Niestety nie do końca jest to przesada – zdarza się, że kiedy pojawia się dziecko, para przeżywa kryzys wynikający właśnie z braku czasu i zmęczenia.

Jednocześnie w większości przypadków nie sposób to przeskoczyć. Dodatkowo pojawiają się konflikty w związku z nowymi obowiązkami. Choć da się to wszystko przewidzieć, trudno wymyślić sposób, by temu zapobiec.


Są tacy, którzy spisują kontrakty na życie po dziecku. Oznacza to – w wielkim skrócie – że rodzice przewidują, jakie czekają ich kłopoty i na zapas rozdysponowują zadania. Czy to działa? Ci, który mają dzieci, wiedzą, że sama umowa niewiele zmieni. Potrzebna jest współpraca, empatia, zrozumienie i dużo cierpliwości.

Planowanie, że się odpocznie lub wyskoczy gdzieś razem od czasu do czasu, w końcu dziecko to nie więzienie, też niewiele daje. Oczekiwania to jedno, a rzeczywistość drugie. Gdy ma się dziecko, którym opiekujemy się sami – bez babć, cioć, zaprzyjaźnionych sąsiadek i tak dalej – koszty randki to nie tylko kolacja i kino, ale też niania... Ile razy w miesiącu będzie was na to stać? No właśnie. Dlatego darujcie sobie życzliwe „musicie się wyrwać”. Serio.

Co to są mikrorandki?
Dla rodziców, którzy tęsknią za bliskością dobrą radę ma trener rozwoju osobistego Danielle Colley: mikrorandki to nie spotkania w sypialni ani nawet na kanapie przed telewizorem (na to też zwykle brakuje siły). Mikrorandki to gesty i drobne sytuacje.

Colley twierdzi, że większość z nas rozumie randkę jako spotkanie, które trwa kilka godzin. Tymczasem chodzi właściwie tylko o to, by choć przez chwilę mieć na uwadze tylko ukochaną/ukochanego. Okazać mu miłość i zainteresowanie.

Randki kojarzą nam się z podniosłym nastrojem. I słusznie – mikrorandki im nie ustępują. Colley wyjaśnia, że nie trzeba wychodzić z domu, czy szykować wystawnej kolacji, by poczuć się blisko i wyjątkowo z drugą osobą. Wystarczy, że np. podczas oglądania telewizji o którejkolwiek godzinie usiądziemy razem, objęci.

Albo poczekamy z popołudniową kawą aż partner/partnerka wróci do domu i wypijemy ją razem. Choćby na stojąco w kuchni, ale razem. Mikrorandka to wspólny prysznic, rozmowa wideo w trakcie przerwy na lunch czy erotyczne SMS-y wysyłane w ciągu dnia.

„Chodzi o to, by podtrzymać w związki wątek intymności” - tłumaczy Colley. To oczywiście nie zastąpi upojnej nocy w sypialni, czy kolacji w ulubionej knajpie, ale to skuteczny sposób na ratowanie związku, w którym bliskość jest deficytem.
Źródło: babyology