Polskie dzieci w czołówce najbardziej niebezpiecznego trendu. Niedługo będą chorować jak staruszkowie

Ewa Bukowiecka-Janik
Światowa Organizacja Zdrowia kolejny raz alarmuje: drastycznie rośnie liczba dzieci z nadwagą i otyłością. Choć taki stan rzeczy nikogo nie dziwi i dla nikogo nie jest nowością, tym razem eksperci uświadamiają brutalną prawdę o konsekwencjach. Za kilka lat nasze dzieci będą cierpieć na choroby, które kojarzymy jako przypadłości osób starszych...
WHO alarmuje: polskie dzieci tyją i niebawem będą chorować jak staruszkowie fot. 123rf
Z danych WHO wynika, że jeśli nie zaczniemy interweniować, w 2025 roku na świecie około 70 mln dzieci do 5. roku życia roku będzie miało nadwagę. Co więcej, 12 milionów dzieci będzie miało kłopot z tolerancją glukozy, 38 milionów (!) z otłuszczeniem wątroby, 27 milionów zachoruje na nadciśnienie, a 4 miliony zachoruje na cukrzycę typu 2. To choroby, które wszyscy kojarzymy jako kłopot osób starszych.

Polski problem
Niestety problem w dużej mierze dotyczy polskich dzieci. Nasze maluchy są w czołówce niechlubnego rankingu najszybciej tyjących dzieci. Obecnie otyłych dzieci w wieku przedszkolnym jest aż dwa razy więcej niż dekadę temu. Wśród uczniów nadwagę ma 20 proc. z nich, co 14. uczeń cierpi z powodu otyłości.


Winni są oczywiście dorośli - rodzice, opiekunowie. Choć nasza świadomość rośnie, nie walczymy ze złymi nawykami. Przekąski to nasz chleb powszedni. Ponieważ sami podjadamy ciągle (nie oszukujmy się, coś do pochrupania mamy w aucie, przy biurku w pracy, wieczorem, gdy oglądamy film...), ten sam szkodliwy nawyk "sprzedajemy" naszym dzieciom.

Chrupki, bułki, batoniki, soczki w małych rączkach zauważyć można wszędzie: na zakupach, na spacerze, w poczekalni. Wszędzie. Co więcej, czas wakacji sprzyja dokarmianiu dzieci, a ponieważ ma to być czas przyjemności, częściej zgadzamy się na słodycze. Odpuszczamy codzienny rygor, a efekt jest taki, że na koniec dnia nie jesteśmy pewni ile lodów, gofrów i żelków zjadło dziś nasze dziecko.

W gruncie rzeczy to też nic nowego: w końcu od lat dietetycy trąbią o tym, że największym wrogiem szczupłej sylwetki jest jedzenie między posiłkami. Dlaczego nie wykorzystujemy tej wiedzy w żywieniu naszych dzieci? Pokutuje obsesja pt. "zjedz ładnie".

Kiedy dziecko nie zjada całego śniadania, czy obiadu, kiedy kręci nosem na warzywa, czy mięso, i najchętniej zgadza się na suchą bułkę lub naleśnika, nazywamy go niejadkiem. A ta diagnoza oznacza, że rośnie nasz imperatyw karmienia. Wydaje nam się, że dziecko bez "normalnego" posiłku nie przetrwa, więc robimy wszystko, by zjadło cokolwiek. Kalorie się mnożą, złe nawyki żywieniowe kształtują i nawet jeśli apetyt wróci, to nie będzie to apetyt na brukselkę...

Oczywiście zbilansowane posiłki to podstawa, jednak gdy w kraju drastycznie rośnie liczba dzieci z nadwagą i otyłością, trzeba w pierwszej kolejności zmienić to, co bezpośrednio doprowadza dzieci do takiego stanu. Czyli przekąski i słodycze.

Wrogowie: foteliki, nosidła i smartfony
Ponadto, WHO zaleca ruch. W związku z alarmującymi wynikami badań eksperci zmienili zalecenia dotyczące aktywności fizycznej dzieci: 3 godziny ruchu dziennie powinny mieć dzieci w wieku 1-2 lat. Tu naczelnym wrogiem są wszelkie foteliki, nosidła, krzesełka i wózki. Zwykły spacer czy aktywna zabawa w domu też wliczają się w czas aktywności, jednak eksperci podkreślają, że rodzaje tej aktywności powinny być różne. Także te, które wymagają sporego wysiłku.

Z kolei dla 3-4-latków te 3 godziny ruchu powinny stanowić absolutne minimum, a minimum 60 minut dzieci powinny spędzać na umiarkowanym lub intensywnym wysiłku fizycznym. Co więcej, dzieci nie powinny pozostawać w bezruchu więcej niż godzinę. Tu naczelnym wrogiem są wszelkie ekrany: tablety, smartfony i telewizor.

Nowe normy nie wydają się restrykcyjne, jednak dla niektórych rodziców mogą stanowić wyzwanie. W końcu jedzenie smakołyków i leniwe patrzenie w ekran to najprostszy sposób na "pozbycie się" dziecka. Jak widać, konsekwencje mogą być tragiczne. Bez aktywnego dzieciństwa i dobrej diety nasze dzieci niebawem będą jak chorobliwi staruszkowie...
Źródło: kobieta.pl