Bez pytania i bez uprzedzenia rozdają dzieciom pyszną "truciznę". Oto wielka zmora polskich wakacji

List do redakcji
Częstowanie znajomych jedzeniem to stały element polskiej kultury. Tak już mamy, że jak kogoś gościmy, poznajemy, spotykamy się, na stole coś musi stać. To samo dotyczy dzieci, a najmłodszych najchętniej częstujemy tym, co lubią najbardziej – słodyczami. Jak się okazuje, ten miły gest może stać się prawdziwym problemem.
Częstowanie dzieci słodyczami bez pytania ich rodziców o zgodę to wakacyjna zmora! Fot. Mieczysław Michalak /AG
Opisała go w liście pani Marianna, mama 5-letniego Filipa i 3-letniej Julii. Czy powinniśmy pytać rodziców dziecka o zgodę, jeśli chcemy je poczęstować cukierkiem lub zabrać na lody? Oto jest pytanie.

"Moje dzieci całe lato spędzają w tym roku nad morzem z moją mamą – mama ma przyczepę kempingową. Byłam z nimi przez dwa tygodnie, oni zostali i już wiem, co będzie największym kłopotem tych wakacji. Lody, gofry, ciastka, szejki, cukierki i cola... I to nie dlatego, że moja mama źle karmi moje dzieci. To przez uprzejmość ludzi wokół!

Ludzie, dlaczego nie pytacie rodziców dziecka o zgodę, jeśli chcecie je poczęstować czymś słodkim? To jest prawdziwa zmora!


Na tym polu namiotowym, na którym jest moja mama, spędza wakacje masa rodzin z dziećmi. Wiele z tych osób znam, bo wracają każdego roku. Poza tym uroda wakacji na kempingu polega na tym, że wszyscy są razem, dzieci biegają całymi grupami, starsze pilnują młodszych i rodzic może odpocząć – nie trzeba się specjalnie kumplować, by mieć towarzystwo. To jest super, ale częstowanie słodkościami to wielki minus takiej społeczności.

Pozwalam dzieciom zjeść coś słodkiego, jeśli zjedzą porządne śniadanie i najlepiej obiad. Jednak nie chcę, by jadły słodycze więcej niż dwa razy dziennie. Przy tych zwyczajach, jakie mamy, tak się po prostu nie da.

Plażujemy. Obok rozbici rodzice z dwójką maluchów. Tata wykopał im wieki dół i budują zamek. Moje dzieci chcą dołączyć. Pytam rodziców tych dzieci, czy mogą. Jasne, nie ma problemu. Wracam na nasz koc, widzę dzieci z kilkunastu metrów. Już po 10 minutach dostają jakąś słodycz. W porządku. Wszyscy zostali poczęstowani z jednego woreczka – nie mogło być inaczej.

W drodze powrotnej z plaży spotykamy starych lokalnych znajomych. Dzieciaki się cieszą, bo nie widziały się cały rok. Biegną wszyscy, by pochwalić się, gdzie są rozbici. I już ktoś wyciąga lody z lodówki i woła dzieci. Bez uprzedzenia, bez pytania.

To samo na ognisku. Na kempingu jest tak, że obojętnie kto rozpala ognisko, dosiąść się może każdy. I co z tego, że ja przygotuję dla dzieci zdrową kolację, jeśli zaraz przyjdzie jakaś babcia z wnukami, dzieci zaczną razem biegać i babcia dla wszystkich wysypie na stół cukierki.

Tak jest za każdym razem, gdy zostawiam dzieci z kimś. Zawsze ten dorosły przynosi dzieciom coś do 'pojedzenia'. Dlaczego to zazwyczaj są wafelki, a nie np. czereśnie? Przecież to jest niebezpieczne. Dziecko może mieć kłopoty ze zdrowiem i być na diecie, a jednocześnie nie być tego świadome ze względu na swój wiek. Nie mówiąc o alergiach...

Oczywiście mogłabym zacząć protestować, uczyć dzieci, ile słodkości należy jeść (robię to), mogłabym zainterweniować, gdy widzę, że są częstowane. Jednak nie chodzi o to – po pierwsze nie zawsze się da (bo przecież nie będę jak żandarm chodzić za nimi, by kontrolować każdy kęs), po drugie chodzi mi o świadomość dorosłych, a raczej jej brak.

Cukier jest niezdrowy! Dla dzieci zwłaszcza! Może być niebezpieczny. Poza tym chodzi też o alergie. Mój syn może jeść umiarkowane ilości produktów mlecznych. Po wakacjach od wszystkich zjedzonych pod moją nieobecność lodów i gofrów z bitą śmietaną wróciły problemy z wysypkami. Z kolei córka całe dwa tygodnie cierpiała na poważne zaparcia. O każdą wizytę w toalecie musiałam się poważnie starać, a mała się nacierpiała.

Naprawdę, drodzy rodzice, częstujcie dzieci tylko za zgodą ich rodziców, bo wasza uprzejmość może skończyć się tragicznie!"