8-letnia córka Janusza Korwin-Mikkego szuka męża w szkole? Oto, co powiedział jej polityk

Katarzyna Chudzik
Gdyby Januszowi Korwin-Mikkemu wytknięto pogardę dla kobiet, absolutnie by się z tym zarzutem nie zgodził. Przypomniałby zapewne, że kobieta jest mniej inteligentna i predysponowana do wymagających technicznie zajęć, ale jej zdolność do opieki nad mężem i potomstwem oraz bycie posłuszną jest "równocenne" umiejętnościom męskim. To, że konkretna umiejętność ma płeć, to oczywiście bzdury; ale czy można się dziwić, że jego 8-letnia córka Nadzieja już chce szukać męża? Sama sobie przecież w życiu nie poradzi. Tego nauczył ją pierwszy i najważniejszy wzorzec męski, z jakim miała do czynienia – tatuś.
Słowa Korwina-Mikkego nie powinny nikogo dziwić. Tylko jak nie wpadł na to, że sam jest winny dziecięcym poglądom? Agencja Gazeta
"Normalna szkoła: w klasie sami chłopcy"
Ośmioletnie dziecko różne rzeczy mówi i nie zawsze należy się do tego przywiązywać jak do życiowych deklaracji. Janusz Korwin-Mikke się jednak przywiązał i postanowił swoją rozmowę z córką nie tylko upublicznić, ale przede wszystkim użyć do publicznego skrytykowania koedukacyjnych szkół i postawy "większości" dziewcząt. Skoro już postanowił analizować słowa swojej córeczki, na jego miejscu zastanowiłabym się jednak, gdzie przekonania dziewczynki mają swoje źródło. W definicji kobiecości na pewno zapisane nie są.


Janusz Korwin-Mikke napisał bowiem tak:

– Oglądaliśmy wieczorem razem stary, czarno-biały jeszcze, film "Szatan z 7.mej klasy" - –zwróciłem jej uwagę, że szkoła była wtedy normalna: w klasie byli sami chłopcy. Na co córka zaprotestowała: "Przecież w szkole muszą być i chłopcy i dziewczynki!" "Dlaczego?"
"Dlatego, żeby dziewczyny mogły sobie znaleźć mężów, albo przynajmniej chłopaków!".

Zdaniem polityka powyższy dialog oznacza, że już 8-latka wie ("w genach ma?"), że celem kobiety jest znaleźć sobie partnera, a szkoła jest tylko miejscem, w którym można zawrzeć rokującą znajomość. Janusz Korwin-Mikke stawia przy tym tezę, że "istoty o takim nastawieniu (a one stanowią zdecydowana większość kobiet) zarażają nim otoczenie". Twierdzi więc, że chłopcy właśnie przez rozpraszające i szukające mężów dziewczynki nie marzą już o byciu lotnikami. Że to przez owe dziewczynki spadł poziom nauczania, a sposobem na ponowny jego wzrost jest likwidacja szkół koedukacyjnych.
Może i 76-letni celebryta polskiej polityki dostrzega związek przyczynowo-skutkowy i wie, że sam podobnego rozumowania swoją córkę nauczył; że nikt inny, jak właśnie on, wmówił jej, iż kobieta bez mężczyzny nie istnieje. Skoro zaś nie istnieje, to chyba jak najszybciej powinna sobie jakiegoś znaleźć?

Zamiast jednak myśleć o rozwiązaniu (dość wydumanego) problemu "dziewcząt szukających męża w szkole", postanawia – najprościej! – pozbyć się koedukacji i jeszcze bardziej powiększyć podziały między płciami.

"Nie ma żadnego współdecydowania"
Tymczasem jego córka słyszała już wielokrotnie, że "kiedy kobieta ma pryszcz na twarzy, stara się nie wychodzić z mieszkania i podobnie jest z inwalidami". To sformułowanie miało uderzać w osoby niepełnosprawne, ale rykoszetem oberwały kobiety i dziewczynki, wszak przecież "pryszcz na twarzy" przydarza się nawet 12-latkom. Dobrze byłoby mieć wtedy jakiegoś chłopaka na podorędziu, bo tatuś czasami bywa w pracy. Nie przyniesie ani obiadku, ani podpasek.

Innym razem polityk wyznał, że w rodzinie rządzi mężczyzna i "nie ma żadnego współdecydowania", albo że "kobieta przesiąka poglądami człowieka, z którym sypia". Trudno żyć zarówno bez możliwości decydowania, jak i bez poglądów. Gdybym była 8-letnią Nadzieją też żyłabym – nomen omen – nadzieją, że ktoś w końcu powie mi co mam myśleć i zadecyduje, co zjeść na kolację.

Janusz Korwin–Mikke jest również autorem stwierdzenia, jakoby ewolucja sprawiła, iż kobiety nie mogą być zbyt inteligentne ("gdyż inteligentna istota nie wytrzymałaby przebywania przez dłużej niż godzinę dziennie z paplającym dzieckiem"), a jeśli już jakaś inteligentna jednostka się przytrafi, to mężczyzna nie będzie chciał się z nią związać ("bo instynktownie chcą, by ich dzieci miały dobrą opiekę").

Można o Korwinie mówić wiele, ale nie można powiedzieć, że jest nieautentyczny. Wierzę więc w to, że swojemu dziecku przekazuje to samo, co mediom (czego zresztą powyższy post jest przykładem). Jeśli więc uważa, że poziom nauczania spadł przez dziewczynki, to tylko przez takie, które zostały wychowane przez podobnych jemu. Szukają męża, bo nie wiedzą, że można po prostu chłonąć wiedzę i interesować się światem.

Lepszy pedofil niż rówieśnik?
Korwin-Mikke w swoim poście posuwa się zresztą dalej; twierdzi, że kolejną wadą koedukacji w szkołach są związki rówieśnicze, które w niej się zawiązują. Jego zdaniem podobne związki rozpadają się z "powodów biologicznych". – Mężczyzna o wiele dłużej jest czynny i atrakcyjny seksualnie od kobiety. I powoduje to tragedie osobnicze – ale też i ogromny koszt społeczny. Bo rozpad rodziny to również koszt. Ogromny koszt! – napisał polityk.

Ten pogląd w zasadzie nikogo dziwić nie powinien. To on sam przecież powiedział ostatnimi czasy, że "zdecydowanie woli, jak pedofil poklepie mu córkę po pupie, niż jak córka pójdzie na lekcję wychowania seksualnego". Wszystko, nawet pedofil, byle nie związki rówieśnicze!