Cymański broni klapsów, a eksperci łapią się za głowy: "Pokutuje wychowanie pt. chłopaki nie płaczą"

Ewa Bukowiecka-Janik
Niewinność klapsów, czyli fizycznej przemocy, ogłosił kolejny autorytet w opinii publicznej. Po oburzającej wypowiedzi Rzecznika Praw Dziecka, przyszła pora na Tadeusza Cymańskiego, który stwierdził, że swojego ojca pocałowałby dziś w tę rękę, którą ten wymierzał mu klapsy. Skąd w Polakach tak duże przyzwolenie na przemoc? Skąd moralna bezkarność i poczucie, że sytuacje, w których puszczają nerwy, są normalne i nie musimy za nie przepraszać? Zdaniem ekspertki to plaga i pokłosie wychowania „chłopaki nie płaczą”.
Tadeusz Cymański broni klapsów. Dlaczego Polacy pobłażają tej metodzie? Fot. Maciek Jaźwiecki/Agencja Gazeta
Klaps to przemoc
Rok temu falę oburzenia wywołały wyniki raportu Rzecznika Praw Dziecka, które udowodniły, że niemal połowa Polaków akceptuje klapsy jako formę dyscyplinowania dzieci. Co ważne, grzmiało na dwa fronty – psychologowie dziecięcy, pedagodzy, fundacje i instytucje broniące praw dziecka alarmowały, że klaps to przemoc. Jednak znaleźli się też tacy, którzy wyniki raportu interpretowali jako dobre wieści i oburzali się na tych, co twierdzą inaczej.

Łukasz Warzecha, prawicowy publicysta, na łamach „Tygodnika” TVP stwierdził wówczas, że narodowe podejście do klapsów to dowód, że polscy rodzice „nie zatracili zdrowego rozsądku” oraz że wychowanie czasami wymaga "pewnych form przymusu, a nawet przemocy". Marta Skierkowska, członkini zarządu Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, skomentowała zachowanie Warzechy w rozmowie z MamaDu:


„Jaki to jest przekaz o dzieciństwie, relacji, wychowaniu? To odbiera dzieciom podmiotowość i szacunek – za to legitymizuje bicie, które przecież jest prawnie zabronione. Rodzice, którzy stosują kary fizyczne, znajdują tu pobłażliwość i usprawiedliwienie dla własnych zachowań, które sprawiają dzieciom ból psychiczny i fizyczny, sprawiają, że czują się gorsze, upokorzone, niekochane, niesprawiedliwie potraktowane. Te stany zostają z nimi na wiele lat, czasem na zawsze. Promowanie przemocy w wychowaniu sprawia, że doświadczanie kar fizycznych jest codziennością wielu dzieci”.

Bo że klaps to przemoc nie ma żadnych wątpliwości. Pisze o tym nawet WHO: "celowe użycie siły fizycznej lub władzy, sformułowane jako groźba lub rzeczywiście użyte, skierowane przeciwko samemu sobie, innej osobie, grupie lub społeczności, które albo prowadzi do, albo z którym wiąże się wysokie prawdopodobieństwo spowodowania obrażeń cielesnych, śmierci, szkód psychologicznych, wad rozwoju lub braku elementów niezbędnych do normalnego życia i zdrowia".

Puszka Pandory
Te komentarze, wyjaśnienia, argumenty niestety nic nie dają. Można wręcz odnieść wrażenie, że jest coraz gorzej, a puszka Pandory z pochlebnymi opiniami o klapsach została otwarta. Raptem kilka dni temu sam Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak uznał, że trzeba odróżnić klapsa od bicia, że „klaps nie zostawia wielkiego śladu” i z estymą wspominał, jak sam dostawał od ojca.

Ponownie zawrzało: „Odróżnianie klapsa od bicia dzieci to wspieranie społecznego przyzwolenia na bicie dzieci. Pozytywne rezultaty edukacji rodziców, wszelkich kampanii o wychowaniu bez przemocy mogą się cofnąć przez propagowanie postawy, jaką zaprezentował Rzecznik Praw Dziecka. Przez takie słowa wypowiadane przez osoby z autorytetem, cieszące się powszechnym szacunkiem, dzieci jeszcze długo będą tkwić w sytuacjach, w których przemoc jest narzędziem wychowawczym” - komentowała w rozmowie z MamaDu Marta Skierkowska, a jej Fundacja zaapelowała do prezydenta Dudy o wprowadzenie ustawy ochrony dzieci.

Co prawda pretekstem do jej napisania była tragedia 9-miesięcznej Blanki z Olecka, jednak w ustawie chodzi o zapobieganie przemocy. O edukowanie rodziców i czuwanie nad dobrem dzieci. I co? I kolejny znany człowiek, który ma posłuch u wielu Polaków, poseł Tadeusz Cymański, stwierdza, że klaps to nie przemoc.

– Wnoszę sprzeciw! To jest bezczelność! Mówienie, że ktoś, kto broni klapsa, jest za biciem dzieci. Okrutnik, zwyrodnialec, Cymański. Na Boga, puknijcie się w głowie – powiedział w programie „Tłit”. – Bicie, katowanie, znęcanie i dla takich ojców jest więzienie – podkreślił i dodał, że pocałowałby w rękę swojego ojca, który również mu klapsy wymierzał.

Ponadto Cymański wyznał: „Kiedyś przewijałem dziecko, wierzgało, wierzgało (…) nerwy puściły, dałem klapsa”. Czy czuje się winny? Chyba nie, bo stwierdził jedynie, że nie była to specjalnie skuteczna metoda, gdyż (szok!) dziecko zaczęło płakać.

Cała ta sytuacja pokazuje, że Skierkowska miała rację: publiczne przyznawanie, że klaps to nie przemoc przesuwa granicę tolerancji i oddala Polaków od świadomości, czym jest porozumienie bez przemocy.

Dlaczego Polacy uznają klapsy?
- Potrzeba dawania klapsów rodzi się z bezsilności. Przyznanie się do bezsilności jest niemęskie w stereotypowym wyobrażeniu o „prawdziwym mężczyźnie”, więc łatwiej jest wypierać i głosić, że klaps jest w porządku niż zmierzyć się z własnymi, trudnymi emocjami. Z tym że klaps to jednak słabość, nie siła – komentuje w rozmowie z MamaDu Justyna Filipiuk, psycholog dziecięcy.

Zdaniem ekspertki, takie zachowanie jest uwarunkowane pokoleniowo i jest jedną ze stałych cech męskiej części polskiego społeczeństwa. - Mam wielu pacjentów i dorosłych, i dzieci z tymi dokładnie problemami. Nieumiejętność wyrażania emocji wobec każdej strony w relacji kończy się źle – dodaje Justyna Filipiuk.

W jej opinii odróżnianie klapsa od bicia może mieć jedynie takie uzasadnienie, że klaps, czy delikatne szturchnięcie bywa zachowaniem w afekcie. - Jednak to nie jest usprawiedliwienie. Jeśli rodzic przeprosi dziecko, wyciągnie wnioski i zgłębi powody, dla których to zrobił oraz przyzna, że powinien się opanować, to sytuacja jest zupełnie inna niż w przypadku, gdy się wybielamy i mówimy, że czasem nerwy nam puszczają i już. Nie, nie ma przyzwolenia na takie zachowania! - mówi Justyna Filipiuk.

Ślad po klapsie
Dziecko, które dostaje klapsa podczas przewijania, jak w przypadku opisanym przez Cymańskiego, koduje jedynie tyle, że dorosłym nie można ufać, bo zadają fizyczny ból. Zatraca się poczucie bezpieczeństwa i dziecko staje się jeszcze bardziej niespokojne – nie tylko ze względu na fizyczny ból od klapsa, ale i współodczuwanie irytacji człowieka dorosłego. Nie jest tajemnicą ani nowym wnioskiem, że dzieci niespokojnych matek też są niespokojne, cierpią na kolki, mają problemy ze snem.

Ponadto, przez to, jak byliśmy wychowywani, dziś myślimy, że siła to fizyczność. - To jest uwarunkowane kulturowo. Powtarzanie chłopcom „chłopaki nie płaczą” jest źródłem przekonań, które później skutkują przemocą fizyczną nad słabszymi. Do tego dochodzi też niska świadomość tego, czym jest dyscyplina, kara, konsekwencja. Wszystko pokutuje. Rodzicom wydaje się, że dzieci to ich własność i nadużywają władzy rodzicielskiej na dwa sposoby: albo pokazują swoją wyższość, wymierzając kary i klapsy, albo nie wyznaczają dzieciom żadnych granic, co również jest toksyczne – wyjaśnia psycholog.

Tego, że nie rozumiemy, czym jest władza rodzicielska, pokazują też wyniki badań sprzed roku: jedna trzecia polskich rodziców nie wie, że bicie dzieci jest nielegalne. Ma się świetnie przekonanie, że nikomu nic do tego, co robimy z własnymi dziećmi. A to nieprawda!

- Mamy do zrobienia bardzo wiele jako społeczeństwo. Spotykam się codziennie z tym, że rodzicie nie widzą prostych konsekwencji swoich działań. W tej grupie są też osoby, które nie są w stanie zrozumieć, że klaps to naruszenie cielesności drugiego człowieka. Człowieka, który ma swoje granice, godność i zasługuje na szacunek. Wychodzą kompleksy, problemy emocjonalne i zerowa wiedza o wychowaniu – podsumowuje Justyna Filipiuk.

Klaps zostawia ślady, lecz nie takie, które polscy rodzice są w stanie dostrzec. A przez słowa Cymańskiego, Rzecznika Praw Dziecka czy Warzechy, nie tyle nie wstydzą się swej nie wiedzy, co jeszcze mniej zdają sobie z niej sprawę. I koło toksycznego schematu się zamyka.