"Moje dziecko nie poszło do komunii, ale dostało prezenty. Nie oszukujcie się, niczym nie różni się od kolegów"

List do redakcji
Sezon komunijny rozpoczęty. Jak wiadomo, nie wszystkie dzieci przystępują do sakramentu. Powodem jest zwykle decyzja rodziców, którzy żyją bez wiary i tak wychowują swoje dzieci. Jak przyjmują to ich dzieci? Niestety często problemem jest to, że nie dostają prezentów. Dlatego zdarza się, że rodzice postanawiają zrekompensować im stratę. W ten sposób postąpiła jedna z naszych czytelniczek, która nie żałuje swej decyzji.
Czy dzieciom, które nie idą do komunii należą się prezenty? fot. 123rf
Pani Marianna jest mamą 9-letniego Olka. Dzieci z klasy chłopca przystąpiły do Pierwszej Komunii w pierwszy weekend maja. Pani Marianna w liście do redakcji MamaDu opisała, jak poradziła sobie z problemem odrzucenia z powodu "inności" swojego syna.

"O tym, że Olek nie pójdzie do komunii zdecydowaliśmy rok temu, gdy okazało się ile przygotowań wymaga przystąpienie do sakramentu – bardzo dużo! Na początku wychodziliśmy z założenia, że zobaczymy jak będzie. Czy syn będzie zainteresowany religią w szkole, jaki będzie miał do tego wszystkiego stosunek – gdybyśmy widzieli, że naprawdę chce i rozumie, o co chodzi, poświęcilibyśmy się i chodzilibyśmy z nim do kościoła, by się przygotować.


Jednak stało się tak, jak przypuszczaliśmy – wszyscy jego rówieśnicy, tak jak i on, o komunii myślą wyłącznie w kategorii okazji do otrzymania drogich prezentów. Zresztą nic a nic mnie to nie dziwi. Dla rodziców komunia to pretekst do wyprawienia dziecku hucznej imprezy. Nie ma w klasie mojego syna dzieci i rodziców, którzy traktowaliby komunię jak sakrament. Przynajmniej tak to wyglądało – na wszystkich spotkaniach, mniej lub bardziej oficjalnych, zawsze komunia równa się trudna organizacja plus duże pieniądze.

My mówiliśmy Olkowi, o co chodzi, jednak nasza perspektywa była mu widocznie obca – jego koledzy widzą to inaczej i trudno oczekiwać, że on nagle się od nich odseparuje i dostrzeże duchowy wymiar tego wydarzenia. Dlatego uznaliśmy, że nie chcemy w tym uczestniczyć. Wtedy zaczął się bunt.

Olek nie tyle martwił się, że nie będzie miał się czym pochwalić przed kolegami, ale czuł się odseparowany od planów, które jego kolegów łączyły. Okazało się bowiem, że niektórzy umówili się, że poproszą rodziców o konsole i będą się wymieniać grami.

On bardzo chciał w tym uczestniczyć. Podobna historia była ze smartfonem. Zwlekaliśmy z kupieniem pierwszego telefonu dla syna i szybko okazało się, że jest wykluczony z grupy. Próbowaliśmy z tym walczyć, ale się nie dało – Olek ma kolegów, z którymi widuje się na żywo, jak za dawnych czasów, ale to nie zastąpiło tej części życia online.

Brzmi to okropnie, ale taka jest prawda: dzisiaj życie toczy się na dwóch płaszczyznach – wirtualnej i rzeczywistej – i nie da się udawać, że jest inaczej. Dlatego kupiliśmy smartfona, a teraz z okazji braku komunii, kupiliśmy konsolę. I co? I moje dziecko w opinii swoich kolegów niczym nie różni się od nich!

Okazało się, że nie chodzi o to, co jednoczy, ważne, że jednoczy. I w przypadku komunii nie jednoczy komunia, tylko prezenty. Tak przypuszczaliśmy i to się sprawdziło. Nie widzę powodu, by separować Olka od tego typu jednoczenia się, skoro ma to dla niego wartość i dzięki temu dobrze się czuje w grupie. I nie widzę też powodu, by z tego powodu łączyć się też z Kościołem. Wystarczą prezenty".