Robaki w pieluchach z Lidla. Rodzice udostępniają zdjęcia, sklep wyjaśnia

Alicja Cembrowska
Co jakiś czas rodzice dzielą się specyficznymi odkryciami – a to pleśnią w słoiczku dedykowanym najmłodszym, a to robakach w pieluszkach czy innych produktach, które zdawałoby się, przechodzą specjalne kontrole, zanim trafią na sklepowe półki. Internet stał się narzędziem, w którym rodzice szybko wymieniają się informacjami i ostrzegają się wzajemnie przed markami, na których się zawiodły.
Pani Magdalena znalazła robaki w pieluszkach z Lidla Fot . Kuba Atys / Agencja Gazeta
Tym razem pani Magdalena podzieliła się zdjęciami i nagraniami, które co wrażliwszą osobę mogą naprawdę zniesmaczyć. Kobieta dwukrotnie znalazła larwy w pieluszkach Lupilu, które kupiła w warszawskim Lidlu przy ul. Kasprowicza. – Łącznie w trzech pieluszkach z dwóch paczek tej samej partii – podkreśla.

Klientka złożyła do sklepu skargę i teoretycznie sprawa została rozwiązana. – Wyjaśniono mi, że nie ma żadnych uchybień jakościowych, a producent stosuje kilka sposobów, aby uniknąć takich sytuacji, dlatego dziękują mi za "zwrócenie uwagi". W podziękowaniu przysłali dwa bony po 50 zł każdy – napisała pani Magdalena.


Pomimo wyjaśnienia sytuacji ze sklepem, kobieta i tak zdecydowała się ostrzec innych rodziców w sieci. Uznała, że reakcja Lidla jest "skandalem" i że było to "narażenie zdrowia dwójki dzieci", a pielucha z żywą larwą prawie wylądowała na pupie 8. miesięcznej dziewczynki. Czego oczekiwałaby klientka? Głównie chodzi jej o poczucie odpowiedzialności za to, co się sprzedaje. – Jeśli pojawi się taka sytuacja jak powyżej, to chociaż być może sprzedawca nie zawinił, to on ponosi odpowiedzialność za sprzedany produkt, dogaduje się z poszkodowanym klientem, a dopiero później (lub w międzyczasie, jego sprawa) załatwia sprawę indywidualnie z producentem, a nie odsyła klienta do producenta z Niemiec. Celem pani Magdaleny jest nagłośnienie sprawy, ponieważ uważa, że ona, jako klientka zgłaszająca problem "została olana i potraktowana na odczepkę". Niektóre osoby w komentarzach piszą, że to niepotrzebne roztrząsanie sprawy – w końcu kobieta dostała bony, więc powinna odpuścić. Inni dziękują za ostrzeżenie i uważniej sprawdzają zakupione w dyskoncie pieluszki.

Warto podkreślić, że takie sytuacje zdarzały się już wcześniej. W innych sieciówkach, w produktach innych marek. Nie chodzi zatem o bojkot, a o czujność. Błędy i niedopatrzenia się zdarzają, dlatego nieraz lepiej mieć ograniczone zaufanie i samemu kontrolować zakupione produkty.