Budujemy puste domy, wychowujemy osamotnione dzieci. "Nie mówię rodzicom, mają swoje problemów"
Jakiś czas pracowałam w telefonie zaufania. Nie uwierzylibyście, ile razy na pytanie: "Czy o myślach samobójczych mówiłaś/eś mamie, tacie, komuś bliskiemu?" słyszałam odpowiedź: "Nie mogę powiedzieć rodzicom, bo mają wystarczająco dużo problemów". To nie scena serialu z Netflix, lecz prawdziwe życie.
Z jednej strony chcą ich dobra, ale z drugiej po prostu krzywdzą własne dzieci, narzucając im plan na ich życie, nie dając przestrzeni na rozmowę, zrozumienia, akceptacji. WYMAGAĆ i OSIĄGAĆ to sztandar wielu polskich domów, choć na pierwszy rzut oka nie wybrzmiewa. Ukrywa się to pod intencją dobra – rodzice mówią: "Ja wiem, co będzie dobre dla mojego dziecka", nie rozmawiając z nim o tym.
Sfrustrowani, zapracowani, wyczerpani – rodzice i dzieci – nie są w stanie dbać o relacje. Nie starcza na to sił i czasu. Puste domu, a w nim czekające dzieci – tak często wygląda rzeczywistość polskich domów. Gdyby tak wyliczyć, ile z 24 godzin pozostaje nam czasu na dziecko, zostałyby nawet nie 2 godziny, bo mówimy o pełnym poświęceniu uwagi.
Na co poświęcamy, tracimy cenny czas? To proste – na karierę, własny rozwój, pogoń za pieniędzmi. Obecnie istnieje bardzo silna presja na idealną rodzinę. Marzymy o pięknych domach, wnętrzach, podróżach do egzotycznych krajów, obrazkach na Instagramie z idealnych wakacji, ekstremalnych sportach. Wszystko to ładnie wygląda, ale często tylko na zdjęciach.
W tych głębszych rozmowach o rodzinnych domach, okazuje się, że jest w nich pusto. Ładne mieszkania stoją większość dnia puste, jak hotele. Erę domów głośnych, gwarnych, wielopokoleniowych zastąpiły chronione osiedla. Nastał czas na kreowanie indywidualizmu. Z jednej strony dobrze – otwieramy się na świat, podróże, nowości, ale z drugiej strony nie potrafimy w dzieciach i w sobie zakiełkować korzeni, poczucia wspólnoty i świadomości, gdzie jest mój dom, moje miejsce, moje ja.
Dzieci cierpią, ale o tym nie mówią
Są dzieci, które otwarcie powiedzą: "Mamo, ostatnio dużo pracujesz, brakuje mi ciebie", ale to rzadkość. O wiele częściej zamykają się w sobie i w skrytości przeżywają smutek. Wraz z upływem czasu znajdują oparcie wśród rówieśników, nierzadko wpadają w pułapki używek, jeszcze zanim osiągną pełnoletność. Zresztą ciężko o zwierzenia i dobrą rozmowę, przez telefon albo w samochodzie, gdy zatrzyma nas korek.
Zmęczone dziecko zaczyna zawodzić w szkole, obniża się w nauce, z czwórek spada na trójki potem nawet na mierne i jedynki. W domu rodzice stosują kary, które niestety ciągle są najpopularniejszą metodę wychowawczą. Frustracja i niezrozumienie wypycha dzieci z domu, w poszukiwaniu innych lepszych miejsc.
Co dzieje się w polskich domach nie tak?
Kiedy do rodzica dociera, że z ich dziećmi dzieje się coś nie tak. Często dostrzeże to dopiero wtedy, gdy dziecko podejmie zamiar targnięcia się na własne życie. Na infolinii niejednokrotnie zdarzało się, że po długiej rozmowie z 16-latką, która była już po próbie samobójczej prosiła, abyśmy to my powiedzieli o myślach i planach samobójczych.
W dzieciach jest lęk i bezsilność, w rodzicach totalne zagubienie, niemoc, obawa, że coś źle zrobili. Często też nie potrafią zrozumieć problemu, zganiają to np.: na lenistwo dziecko, tymczasem mamy do czynienia z depresją, która jest ciężką chorobą.
Początkowo, gdy dawali sygnały rodzicom, słyszeli: "Weź się w garść", "Wstań, posprzątaj pokój", "Weź się do lekcji, to ci przejdzie". Wynika to z niewiedzy rodziców i takiej niezgody na to, by dziecko dziecko cierpiało.
Rodzice odbijają argumenty, że dziecko ma myśli samobójcze i cierpi na depresję, również z poczucia winy, że zrobili coś złego, popełnili błędy wychowawcze, których konsekwencją jest obecny stan dziecka. Dodajmy do tego presję otoczenia, która nadaje ton bycia perfekcyjnym. Wchodzimy w tę grę, udając, że u nas też wszystko dobrze. Udają rodzice, no i dzieci, a potem mówią: „Nie mogę powiedzieć mamie, bo ona ma wystarczająco dużo problemów, a tata rzadko jest w domu".
Po kolacji idzie do pokoju, zamyka drzwi i zamyka się w swoim świecie, czyli czterech ścianach swojego pokoju. A w samotności rodzą się różne myśli o sensie życia, o braku ludzi wokół, wyobcowaniu, aż wreszcie dochodzi do myśli samobójcze.
Kto zrozumie polskiego nastolatka? Kto ma dać jemu wsparcie i zrozumienie? Podczas rozmów na telefonie wsparcia przekonałam się, jak niewiele młodym ludziom trzeba – zrozumienia, wysłuchania, empatii i czasu... Tylko tyle, albo aż tyle.
ROZMOWA, ale taka bez oceniania, krytyki, narzucanie stanowi dzisiaj dla wielu rodzin wyzwanie. Aby złapać ze sobą kontakt, potrzebujemy rozmawiać. Bez tego nie zbudujemy więzi, nie przekażemy wartości. Jeśli dziecku nie mówimy: "Kocham cię", to dziecko zaczyna czuć się nieważne, niezauważane. Myślą, że są ważniejsze rzeczy, sprawy niż one, np.: praca.
Właśnie dlatego nie idą do rodzica z problemem, gdy pojawiają się myśli samobójcze, próby samookaleczeń. Przestają chodzić do nich, nawet wtedy, gdy problem jest jeszcze mniejszy, czują np.: że są przemęczone, przeciążone, albo w szkole ktoś sprawił mu przykrość.
Tam, gdzie nie ma komunikacji, na barkach dziecka jest zbyt dużo. Bliskość rodzica to podstawa harmonijnego rozwoju dziecka. Jest wiele badań, które potwierdzają, że brak czułości wobec dziecka przyczynia się do rozwoju nadwrażliwego systemu reagowania na stres. Nie da się uchronić dziecka przed i tak nieuniknionymi trudnościami życia nie stosując wsparcia werbalnego i niewerbalnego. Taka wrażliwość dorosłego na trudne emocje dziecka, umożliwia powstanie ważnych połączeń w mózgu.
Samotna wyspa i morze perspektyw. "Magia" naszych czasów
Rodzice nie rozumieją często, skąd pojawiło się w dziecku poczucie osamotnienia i smutku. Opowiadają, że poświęcili się swoim dzieciom i starają się zapewnić wszystko – chcą dobrą szkołę, mają to, balet – proszę bardzo, hiszpański – nie ma problemu. "Ja nie miałem tylu możliwości" – podkreślają w rozmowie z psychologiem. Tylko czy to da dzieciom szczęście? Czy da im siłę psychiczną? Pozwoli odnaleźć siebie?
Nie kwestionuje możliwości, które są dane dzisiaj dzieciom. Chcę jednak zauważyć, że naruszona został równowaga. Nacisk na rozwój, karierę, "dobre życie", okradł dzieci z wolności, prawa do odnalezienia własnej drogi do szczęścia.
Co zatem robić, gdy zauważamy zmianę w zachowaniu dziecka? Przede wszystkim nie wchodźmy w rolę specjalisty, a bądźmy empatycznymi, wyrozumiałymi rodzicami, którzy sami potrzebują w tej sytuacji pomocy, wskazówek.
Większość depresji wśród dzieci i młodzieży ma charakter nie genetyczny, ale psychogenny, czyli związany ze sposobem funkcjonowania dziecka, oraz środowiskowy i na to możemy wpływać. Możemy reagować np.: na to, czego doświadcza w szkole, gdy zauważymy zmiany w zachowaniu dziecka, zapytajmy je o to, a nie milczmy. I nie bójmy się szukać pomocy u specjalisty – psychiatry i psychoterapeuty.
Źródło: Wysokie Obcasy, dziecisawazne.pl