Chłopiec stanął w kolejce po długopis na egzamin. Zachowanie ekspedientki sprawiło, że wyszedł z całą garścią

Ewa Bukowiecka-Janik
Poziom adrenaliny wśród 3-klasistów gimnazjów w ciągu ostatniej doby sięgnął zenitu. Przygotowania do egzaminów weszły w fazę prasowania koszul i szykowania długopisów. Te – wydawałoby się – mało istotne detale potrafią doprowadzić uczniów do białej gorączki, a ich desperacja do... niespodziewanych gestów życzliwości.
Jakim długopisem można pisać egzamin gimnazjalny? Oto jest pytanie... 123rf
Wieczór przed pierwszym egzaminem, godzina 21.30, kolejka do kasy w osiedlowym sklepie spożywczym Społem. Stoi przede mną wyraźnie zestresowany nastolatek, który nerwowo rozmawia z kimś na czacie w telefonie. W dłoni trzyma kilka różnych długopisów.

Kasować wszystkie? - pyta ekspedientka. - Tylko jeden. Ale nie wiem który – odpowiada spanikowany młody człowiek. - No to jak? – dopytuje zdezorientowana kobieta. - No nie wiem który, bo to na egzamin na jutro.

- To czarny – odzywa się damski głos zza moich pleców. Na pytający wzrok chłopaka i ekspedientki, klientka szybko wyjaśniła: - Córka też pisze.


Chłopak odkłada wszystkie niebieskie. W dłoni zostają mu trzy długopisy. Kolejkowicze w napięciu oczekują na decyzję. Po chwili gimnazjalista stwierdza: - Ale nie wiadomo czy zwykły, czy żelowy, czy pióro – dorzuca, marszcząc czoło, w pełni świadomy, że teraz napięcie udziela się już wszystkim.

Ekspedientka poleca chłopakowi, by dowiedział się co i jak i zaczyna kasować moje zakupy. Ten posłusznie, z widocznymi kroplami na czole wystukuje coś w telefonie. Zapewne pytania do kolejnych kumpli. Po chwili stwierdza, że każdy pisze coś innego. Widać, że ta decyzja go przerasta.

- To weź wszystkie – mówi ekspedientka. Zawstydzony chłopak odpowiada, że ma tylko 6 zł, co chyba wystarczyłoby mu na jeden długopis, bo do dwóch sztuk trochę by mu zabrakło. Wtedy bez namysłu mama gimnazjalistki oznajmia z uśmiechem, że zapłaci za to, co potrzeba. Uczeń unosi się honorem i stanowczo odmawia.

Wyjście z sytuacji wydaje się jedno: chłopak musi zaryzykować i postawić na jeden długopis. Decyduje się na zwykły. Ekspedientka nabija zakup na kasę i po chwili stwierdza, patrząc na chłopaka: - Ale przydałby ci się drugi, jak by ten przestał pisać...

Napięcie sięga zenitu. Chłopak aż pobladł i przysiadł, bo wybór długopisu też był przecież przypadkowy. Wtedy kasjerka spojrzała na chłopaka z czułością i mówi: - A weź sobie wszystkie i zapasowe też, z każdego rodzaju. Napisz ten egzamin i zapłacisz tylko za ten, którym pisałeś.

Dawno nie widziałam tak autentycznej ulgi malującej się na ludzkiej twarzy. Zupełnie jakby usłyszał, że pokonał śmiertelną chorobę. Był tak zaaferowany, że tylko cicho podziękował i już wyprostowany wyszedł ze sklepu.

Jak widać, era zakupów "na zeszyt" nie minęła. Jasne, zachowanie kasjerki można interpretować jak kradzież (nieswoich długopisów z nieswojego sklepu), jednak wydaje się, że wiedziała, co robi. Gdyby chłopak okazał się nieuczciwy, mogłaby sama zapłacić za wydane długopisy i myślę, że gdy podejmowała decyzję, doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

Chłopakowi życzymy połamania długopisu wyłącznie w tym symbolicznym sensie.