Walkę "patusek" obejrzą setki tysięcy widzów. Nastolatki zdradzają, dlaczego będą to oglądać

Katarzyna Chudzik
– Jest starą i chorą babą, ma 26 lat i dziecko. Wydaje mi się, że powinna reprezentować inny poziom. Jak dowiedziałam się, że walczę z nią, pomyślałam, że nie mam nic do stracenia, przecież laska będzie miała rozje*ane silikony! Mam w nią wyje*ane – mówi 22-latka, która uważa, że "większe zasięgi w Polsce od niej" ma tylko Robert Lewandowski. – Jeszcze ci się odbija spermą po ostatniej imprezie – odpowiada "stara, chora baba". A potem rzuca w przeciwniczkę kaszanką.
30 marca w łódzkiej Atlas Arenie odbędzie się walka MMA Marty Linkiewicz z Moniką Esmeraldą Godlewską Instagram.com
Fame MMA
To będzie, póki co, walka ich życia. Już 30 marca na łódzkiej Atlas Arenie starcie w mieszanych sztukach walki rozegra się między Martą Linkiewicz a Moniką Esmeraldą Godlewską. Biznesowy strzał w dziesiątkę, którego efektem są wypieki na młodych twarzach i gorączkowe wyciąganie z matczynych portfeli dwudziestozłotówek. Najlepiej kilku – jedna na oglądanie płatnej walki z internecie, reszta – na sypnięcie zakładom bukmacherskim.

Nadchodząca potyczka zredefiniuje gorączkę sobotniej nocy dla nastolatków. – Popcornu i Fame MMA! – powiedziałby starorzymski poeta Juwenalis, określając żądania ludu, gdyby tylko urodził się 2000 lat później. Niewiele się jednak zmieniło od wieków, choć jakaś forma postępu jest – gladiatorzy mogą być teraz kobietami i raczej nie umierają na ringu.


Team Linkiewicz vs Team Godlewska
Młodzież się "jara". – Cała klasa tym żyje, niektórzy jadą zobaczyć tę walkę na żywo, inni obstawiają zakłady – po 100 złotych albo więcej. Jesteśmy młodzi, żyjemy internetem – mówi mi jedna z licealistek, dodając, że mają przecież świadomość, że to jest "syf".

Żyją jednak nie samym kobiecym starciem, lecz konkretnymi bohaterkami całego spektaklu (które według pogłosek zarobią na tym nawet 100 tys. złotych) i ich otwartymi animozjami.

Marta przed trzema laty zasłynęła publicznym wyznaniem o seksie grupowym z raperami zespołu Rae Sremmurd ("z tym się je*ałam, z tym się je*ałam, temu ciągnęłam"). Chełpi się tym, że jest "pato"(logiczna), przyznaje, że kiedyś przyjęła 10 tys. złotych za seks. Niedawno wyznała, że na jednym z afterów "odlała się" pod szafą. I niezmiennie podkreśla, że jest z siebie dumna, w czym utwierdza ją 700 tys. obserwatorów na Instagramie.
Esmeralda to połowa wyjątkowo nieutalentowanego siostrzanego duetu, których piosenki "Pada śnieg" i "Lulajże Jezuniu", zilustrowane obfitymi biustami i ustami, przesyłało sobie pół Polski. Ostatnio wsławiła się spowodowaniem wypadku samochodowego pod wpływem alkoholu i faktem, iż ograniczono jej prawa rodzicielskie do 3-letniego dziecka. Followersów ma jednak "tylko" 300 tysięcy.

Dwie konferencje prasowe Fame MMA, za ich sprawą, przyciągnęły kolejno 200 i 240 tysięcy widzów na żywo. W komentarzach młodzi widzowie piszą czasem tylko dwa słowa: Team Linkiewicz albo Team Godlewska. To dla nich wydarzenie roku. Dlaczego tak bardzo kochają to, co niegdyś uchodziło za pukanie w dno od spodu?

Marta Linkiewicz symbolem wyzwolenia?
Wszyscy, którzy kibicują Marcie, podkreślają jej szczerość, dystans do siebie i wysoką samoocenę. Mówią, że to "może nie jest dobre", ale jednak godne podziwu.

– Zostałam dobrze wychowana i mam dobry kontakt z rodzicami. Mam świadomość, że tak się nie powinno zachowywać i nie chcę się stać taka jak one. Mam w klasie koleżankę, która dużo przeklina, wagaruje i nie zda do następnej klasy. Wiem, co ludzie mówią na jej temat i nie zamierzam się taka stać. Ale Marta Linkiewicz to co innego – mówi mi 14-letnia Ala, która w tym roku idzie do liceum filmowego.

Jej zdaniem to kwestia wieku. – Marta jest dorosła, zadecydowała o swoim życiu, jest tego świadoma i raczej się nie zmieni. A czternastolatek może zmienić i naprawić swoje życie. My chcemy właśnie tej wagarującej koleżance uświadomić, że to, co robi, jest złe. Ale co my możemy zrobić z Martą Linkiewicz? Możemy ją tylko wspierać, że wybrała taką drogę – argumentuje Ala.

Imponuje jej, że Marty naprawdę nie obchodzi opinia otoczenia. Że robi dokładnie to, czego chce i nie natyka przeszkód nie do pokonania. I – co bardzo ważne – nie pokazuje siebie od wyidealizowanej, typowo instagramowej strony.

Tę opinię potwierdza 16-letnia Ola z Wolsztyna. – Marta ma bardzo wysoką samoocenę, chociaż do ideału jej daleko. Za to chyba najbardziej ją lubię – wrzuca zdjęcie z full tapetą, bez niej, z pryszczem – i w każdym wydaniu czuje się zajebista. Z mocnym przymrużeniem oka, ale lekko inspiruje do tego, żeby mieć resztę gdzieś i czuć się dobrze samej ze sobą – tłumaczy licealistka.

Twierdzi, że choć nie jest to celem samym w sobie, to "patoinfluencerka" promuje pozytywny obraz kobiecego ciała. Pokazuje je w sposób, do którego przyczepiłby się każdy grafik. Jej zdaniem Marta wyrządza nastolatkom mniejszą krzywdą niż kreujące się na perfekcyjne celebrytki, które wpędzają je w kompleksy i zaburzenia odżywiania. – Postać Marty jest tak przerysowana i karykaturalna, że nikt nie bierze tego przynajmniej na poważnie – kwituje jedna z internautek.

Kiedy byłam na klubowej imprezie z Martą Linkiewicz, jedna z nastolatek wspomniała również, że patocelebrytka usuwa w cień podwójne standardy dotyczące seksualności.

Nie uważa siebie za gorszą tylko dlatego, że sypia z wieloma mężczyznami. Pokazuje, że ma w poważaniu fakt, iż skaczący z kwiatka na kwiatek mężczyzna uchodzi za ogiera lub – w najgorszym przypadku bawidamka, którego nie powinno się traktować poważnie, a kobieta w analogicznej sytuacji – za tą niewartą szacunku. W świecie, w którym kobiety i dziewczęta nieustannie krytykowane są i wyśmiewane za swoją seksualność, to głos potrzebny, choć ekstremalny.

Zdarzają się również osoby, dla których podprogowy przekaz dostrzegany u Marty, jest nieistotny. – Będę oglądać walkę, bo chcę zobaczyć obity ryj tego glonojada – kwituje 15-letnia Michalina, mając na myśli przegraną Esmeraldy.

"Może i nie grzeszy rozumem"
Tej kibicuje znacznie mniej osób. Ola twierdzi, że nie dostrzega w niej żadnych pozytywów, jej koleżanka – że to osoba niespójna, bez własnej osobowości, chorągiewka, która "leci tam, gdzie wiatr zawieje". – To plastikowa, głupia lala z syndromem małego miasta. Cyce jej nie wybuchną, ale doczepiane włosy polecą – kwituje.

Większość dostrzega zgrzyt, jakim jest jednoczesne bycie matką i patoinfluencerką. Współczują jej dziecku, twierdząc nad wyraz odpowiedzialnie, iż w życiu jest czas i miejsce na wszystko, a przepychanki z Martą Linkiewicz nie są owym "czasem i miejscem" dla Godlewskiej. Ci, którzy jej kibicują, twierdzą jednak, że wybierają mniejsze zło.

– Wolę już Godlewską, która może i nie grzeszy rozumem ani głosem, ale publicznie nie przechwalała się tym, z kim spała. Od dawna śmialiśmy się z osób, które nie potrafią śpiewać, tylko kiedyś robiliśmy to oglądając "Idola", gdy pokazywali nam takie super wykony. Dziś mamy od tego YouTube'a. Ale promowanie Linkiewicz to już poziom wodorostów – mówi mi imienniczka Godlewskiej.

Chciałaby, żeby Linkiewicz przestała "epatować patologią", choć nie łudzi się, że po przegranej walce przestałaby funkcjonować w social mediach. Podobnie uważa jej koleżanka, twierdząc, że "pokazywanie cycków i śpiewanie" wyrządza mniejszą krzywdę nastolatkom niż nazywanie mężczyzn "czarnuchami do je*ania", chwalenie się swoją rozwiązłością i piciem alkoholu.

"Niech wygra najlepszy" aż ciśnie się na usta i klawiaturę. Trudno jednak przewidzieć wynik walki – żadna z dziewczyn nie jest profesjonalistką (choć Marta ma w sądzie sprawę o pobicie) i każda ma inne atuty.

Niektórzy twierdzą, że Esmeralda ma przewagę ze względu na warunki fizyczne (uważając, że podana przez nią waga jest zaniżona), inni – że sztuczny biust utrudni jej sprawę. Wszystkie moje rozmówczynie twierdzą jednak zgodnie, że dyskusje na ten temat nie mają na szkolnych korytarzach końca.

Rozmowa, spokój i socjopaci
O podobnych fascynacjach porozmawiałam z mamą 9-letniego Leona. Jest jeszcze za mały, żeby fascynować się walką MMA, ale oglądał w sieci filmik, na którym YouTuber niszczył zabawki, oblewając je kwasem.

– Mówię synowi, że są na świecie różni socjopaci i ludzie z zaburzeniami. Oglądam czasem z nim takie filmy, tłumacząc, dlaczego to nie jest atrakcyjne. Opowiadam, że ludzie inteligentni i wykształceni się tym nie interesują, bo to jest niesmaczne. A przy okazji kontroluję, co ogląda w sieci. Mam blokady rodzicielskie, sprawdzam historię przeglądania – tłumaczy pani Magda.

I to najlepsze, co można w podobnych sytuacjach zrobić. Bo choć nastolatkowi blokady rodzicielskiej już nie założymy (a jeśli tak, to bez najmniejszego problemu je ominie), to warto wejść z nim w dyskusję. Jak twierdzi psychoterapeutka młodzieży Ewa Dziemidowicz, rodzic powinien zapytać, dlaczego to ogląda, co je w tym bawi. Nie krzyczeć, nie moralizować i nie załamywać rąk, tylko spróbować znaleźć alternatywę.

Jeśli więc córka powie nam, że ogląda Martę Linkiewicz, bo ta nie ma żadnych kompleksów, promuje body positive i pokazuje, że kobiety mogą być równie wyzwolone jak mężczyźni, można podsunąć im innych twórców internetowych treści, którzy mają podobny – lecz mniej ekstremalny i wulgarny – przekaz.

A takich jest szczęśliwie więcej niż patologii.