Tej intymnej rady nigdy nie dawaj kobiecie. Jest jak wbicie noża w plecy

Ewa Bukowiecka-Janik
Ludzie z troski i niepokoju o los drugiej osoby robią różne rzeczy. Np. z troski o własne dziecko pozbawiają je samodzielności. Nie bez powodu mówi się, że piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami. Pewna samotna mama boleśnie doświadczyła, co to znaczy.
Nigdy nie mów kobiecie: "znajdź sobie kogoś" fot. pixabay
Ma 32 lata, sama jest od dwóch. Z partnerem i ojcem swojej córki rozstała się, gdy mała skończyła dwa lata. Jest pewna, że nie żałuje, choć to nie był szybki i definitywny koniec. Widmo rozstania pojawiło się już na rok przed decyzją, a ciągnęło jeszcze długo po.

Teraz jest – jak to się mówi – samotną mamą. Choć samotna w istocie nie jest – ma licznych przyjaciół, zaufanych sąsiadów, siostrę, która mieszka niedaleko, wspierających rodziców. W jej życiu jest więcej ciepła wynikającego z dobrych relacji niż w niejednym małżeństwie. A mimo to ludzie wciąż udzielają jej jednej "złotej" rady.


Przypadkowi bliżsi lub dalsi znajomi – młodzi ludzie! Tacy, co raz na rok pytają "co tam" i znają tylko konkrety, nie detale, z dobrego serca na każdym kroku radzą, by sobie kogoś znalazła. "Dobrze by było" - mówią. I dodają: "byłoby ci łatwiej".

Takie słowa padają zwykle po pobieżnym zapoznaniu się z sytuacją – wszystko na głowie jednej kobiety, cała masa obowiązków, a na koniec dnia nie ma kto jej herbaty zrobić. No koszmar.
Podobno to wiele zmienia, gdy można komuś innemu zlecić prasowanie, zapłacenie rachunków czy podwiezienie córki na balet. Zupełnie jakby związek miał mieć charakter użytkowy i służyć umilaniu wieczorów oraz ułatwianiu codziennego funkcjonowania. Serio...?

Niestety nic nie dają asertywne reakcje typu: "teraz tego nie potrzebuję". Związek to według społeczeństwa najlepsza z możliwych form funkcjonowania, niezależnie od tego, co ci się aktualnie "wydaje" i czego "potrzebujesz". No skąd. Facet u boku musi być, inaczej życie jest nie do zniesienia.

W tych niebezpiecznych small talkach pojawiają się też wątki wychowawcze – dziecko nie może wychowywać się bez ojca. Wiadomo, nie? Lepszy rydz niż nic. Nieważne, że córka ma ojca, którego widuje. Rzadko, bo rzadko, ale zna go jako tatę. Nieważne, że na horyzoncie nie ma faceta, który mógłby go zastąpić. Ba! Nie ma nawet takiego, który mógłby kandydować do tej roli. Nieważne. Trzeba polować z harpunem na faceta. Bo tak "byłoby łatwiej" jak przyjdzie co do czego i trzeba będzie zapłacić za prąd oraz powiesić pranie.

Te porady prosto z serca nie są świadectwem fałszu, lecz realnej troski. Problem leży gdzie indziej – w naszym wyobrażeniu o związkach i o tym, jak wygląda samotne rodzicielstwo. Że to udręka, przepłakane wieczory i piętrzące się problemy. A związek to komfort zwalenia na drugą osobę swoich obowiązków bez konsekwencji. Niestety, takie są wnioski.

Do tego dochodzi nasz narodowy brak taktu. Ta porada nie jest jedyną, która pokazuje, jak łatwo nam przychodzi wtykanie nosa w nie swoje sprawy i podważanie czyjegoś komfortu istnienia po swojemu.

Słynne: "kiedy dziecko? Już czas!". I kolejne: "Kiedy drugie? Dziecko musi mieć rodzeństwo". Gdzie: "karmisz piersią? Powinnaś!"? Wszystko to, tak doskonale wpisane w standardy polskich kurtuazyjnych rozmówek jest przekroczeniem granic intymności, dobrego smaku, kultury osobistej. Zapominamy, że za odpowiedzią na każde z powyższych pytań może kryć się bolesna historia.

Bo co jeśli poprzedni partner fatalnie nas traktował i ładowanie się w kolejny związek brzmi jak scenariusz samobójstwa? Co, jeśli mamy płomienny romans, do którego nie chcemy się przyznawać? Co odpowiedź na radę: "znajdź sobie kogoś", kiedy już kogoś mamy, ale zawodzimy się na każdym kroku? Lub boimy się zaufać? Nie, to naprawdę nie jest temat na luźną pogawędkę.

Darujcie sobie ten festiwal troski. Ta "biedna" samotna kobieta naprawdę sobie poradzi.