"Nigdy mnie nie przytulała, czy była złą matką?". O kobietach, które bliskość parzy bardziej niż ogień

Wiktoria Dróżka
Matka uśmiecha się do dziecka, dziecko uśmiecha się do matki. Ono coś gaworzy, ona odpowiada. Żeby między dzieckiem a matką powstała bezpieczna więź musi zachodzić taki taniec interakcyjny. Co, jeśli matka nie odpowiada na czuły gest, odwraca się od pocałunku, objęcia, milknie na słowo: "Kocham cię, mamo?". Kim są matki odrzucające?
Czy macierzyństwo jest dla każdego? 123rf.com
Jak można nie kochać swojego dziecka?
Dlaczego nie umieją kochać? Kim są matki, które mówią: "Nigdy nie lubiłam się przytulać", "Nie lubię, gdy mnie dotykasz". Jeśli spojrzy się szerzej, nigdy nie lubiły być zbyt blisko kogoś, nawet partnera, osoby, którą kochały nad życie. Gdy urodziły dzieci ich chłód emocjonalny, przelał się również na nie. Czy naprawdę kiedykolwiek kochały?

"Moja matka nigdy mnie nie przytulała", "Gdyby jej naprawdę zależało, potrafiłaby ze mną rozmawiać i okazywać mi miłość, ale ona zawsze była niedostępna, w swoim świecie" – mówią po latach dzieci tych matek, kobiet, które opuszczają swoje dzieci, pozostając przy nich fizycznie. Mieszkają z nimi, gotują obiady, odrabiają lekcje, ale te codzienne czynności są dla nich jak męka. Nie lubią, jak dzieci je dotykają czule po rękach, włosach, buzi. "Weź te ręce!" – mówią wyraźnie. Dziecko kocha się łatwo – jednak nie zawsze – jak się okazuje.


Zranione dziecko przemocowej matki lub ojca alkoholika, kobiety na dwóch biegunach maniakalno-depresyjnych. córka psychopatycznej matki, niedojrzałe emocjonalne małe dziewczynki – kim są kobiety, które nie potrafią kochać swoich dzieci? Jaką traumę z dzieciństwa w sobie noszą? Jaki są ich losy? Jak je zrozumieć, pomóc? Czy gdyby przeszły terapię, leczyły swoje skutki problemów z dzieciństwa lub skutki depresji poporodowej, byłoby inaczej?

Ja można nie kochać swojego dziecka? Może to wina cesarskiego cięcia? Co jest nie tak? – zastanawia się nieraz rodzina, wymyślając przeróżne, często absurdalne diagnozy.

Często to wołanie o pomoc. Aby narodziła się bezwarunkowa akceptacja i miłość do dziecka musi mieć ją w sobie najpierw matka. Kochać albo chociaż lubić siebie. Może matka, której jeży się włos na głowie, gdy jej dziecko zabiega o kontakt, w dzieciństwie doświadczyła dużej dawki agresji ze strony rodzica. Może dotyk źle się jej kojarzy.

Nie podchodź do mnie za blisko
Prawdziwa bliskość oznacza utratę części niezależności, w pewnym sensie utratę części siebie. Niektóre osoby starają się temu zapobiec w taki sposób, że w ogóle nie zbliżają się do drugiej osoby, nie rezygnując z zakładania rodziny. Uwikłane są w nieuświadomionym lęku, boją się intymności i zależności od drugiej osoby. Z jakichś powodów źle się im to kojarzy. Bronią się przed zranieniem chłodem emocjonalnym, odseparowaniem, odcięciem od emocji.

W tych domach niby nic złego się nie dzieje, nie ma przemocy fizycznej czy innej patologii. Z pozoru wszystko jest "OK". Ale nie są to szczęśliwe rodziny, są w nim zimne relacje, blade więzi, a emocje są stłumione. Te matki rzadko kiedy decydują się na terapię, bo musiałyby dotknąć takich rzeczy, które są za trudne, zbyt traumatyczne. Wybierają drogę "łatwiejszą", na skróty, czyli życie w bardzo niszczących, dramatycznych rodzinach. Miłość tych matek jest na dystans, w "bezpiecznej" odległości. Nigdy nie wiszą na ich szyi dzieci i wnuki, to dla nich zbyt duży ciężar. Trudno je zrozumieć, ale trudno je też obarczać. Może one kochają, ale nie są w stanie tego okazać. Nikt tego do końca nie wiem, może nawet i one same. Czasem zdanie: "Nie rozumiem tej obojętności" jest lepsze niż ocena.