"By przeżyć, trzeba nam czterech uścisków dziennie. By zachować zdrowie, trzeba ośmiu uścisków dziennie. By się rozwijać, trzeba dwunastu uścisków dziennie" - mówiła Virginia Satir, amerykańska wybitna psychoterapeutka, specjalistka w terapii rodziny.
I tu pojawia się pytanie - To jak my w ogóle żyjemy? W czasach kiedy wszystko można zrobić zdalnie, a wielu przyjaciół najczęściej widuje się wirtualnie, jedno jest pewne - przytulić zdalnie się da nie. Czy więc całe społeczeństwo cierpi z powodu deficytu uścisków? Szczegółowych badań na ten temat nie znam. Istnieją jednak sytuację, społecznie eksperymenty i analizy psychologów dziecięcych, które potwierdzają ogromną wartość, wręcz magiczną moc przytulania.
Pamiętam kampanię Free Hugs. Mężczyzna stanął na ulicy trzymając w rękach kartkę właśnie z takim napisem. Potrzebował uścisku, by ktoś go przytulił, stąd powstał pomysł na eksperyment. Po jakiś czasie kilku śmiałków zdecydowało się przytulić nieznajomego a cała akcja zyskała ogromny rozgłos w internecie.
Dotyk jest potrzebny, a wręcz niezbędny do prawidłowego rozwoju dziecka. Te z nich, które są go pozbawione częściej chorują, tracą na wadze, a cały proces rozwojowy przebiega wolniej. Przytulanie wpływa na układ odpornościowy, pracę mózgu i zdolności motoryczne i co najważniejsze - buduje więź i daje poczucie bezpieczeństwa, czyli:
Dziecka przytulanie to miłości dawanie. Co najwazniejsze, ono czuje się kochane. A co za tym idzie, buduje się w nim odpowiednie postrzeganie siebie i silne poczucia własnej wartości.
Dziecka przytulanie daje duże zaufanie. Tuląc je w ramionach zapewniamy mu symboliczną ochronę, dajemy poczucie bezpieczeństwa z czego rodzi się ufność. Dziecko nie ma poczucia samotności, czuje, że może liczyć na swojego rodzica.
Dziecka przytulanie to energii dodanie. Szczere, pełne miłości i emocji tulenie każdemu daje zastrzyk pozytywnej energii. Czasami koi, a czasami jest wyrazem radości, którą to przekazuje się dziecku.
"Jestem położną i z praktyki zawodowej wiem, że dotyk jest nam potrzebny. Pracuję na oddziale z wcześniakami i dziećmi chorymi i tam uściśnięcie ręki bądź ramienia rodzica potrafi zdziałać więcej niż tysiąc słów. Odejmuje im to trochę z ogromnego ciężaru, który dźwigają. A i samym dzieciom potrzeba choć pogłaskania po policzku, gdy rodziców nie ma w pobliżu. Kangurowanie maluchów przyspiesza przecież ich powrót do zdrowia. Ośmielę się powiedzieć nawet, że te dzieci, do których rodzice przychodzą i je przytulają wychodzą wcześniej do domów.
Co tu dużo mówić - przecież na płacz dziecka najczęściej pomaga tylko przytulenie :) " - w komentarzach na pozaschematy.pl, pisze Ewa.
Dzieci są bezinteresowne, spontaniczne, instynktownie garną się do przytulania, jest to dla nich całkowicie naturalne. Z czasem jednak, każdy z nas rozdaje i otrzymuje coraz mniej uścisków. Kultura, konwenanse...
W wielu kulturach, np. niedalekiej Hiszpanii, czy Portugalii ludzie są bardziej wylewni emocjonalnie, mniej powściągliwi na dotyk. Zwykłe, przypadkowe szturchnięcia na ulicy mniej ich oburzają niż nas. Owszem, nie każdy lubi się ze wszystkimi tulić, ale nie chodzi tu o ingerowanie na siłę w czyjąś przestrzeń. Te społeczeństwa ogólnie są bardziej otwarte na okazywanie sobie publicznie uczuć, chociażby między mężczyznami - przyjaciółmi. Polscy panowie mają na tym polu znacznie trudniejszą sytuację.
Może powinniśmy postarać się uczyć nasze dzieci, że dotykanie, przytulanie jest ok? Że jest fajne i potrzebne każdemu, niezależnie od wieku i płci? Dzieci szybko rosną, a tego nic nie zastąpi...