Co zrobić, gdy twoje dziecko jest dręczone w szkole? Sposób z Korei Płd. wprawia w osłupienie

Katarzyna Chudzik
Niejeden rodzic zastanawia się nad tym, co zrobić, jeśli jego dziecko w szkole jest dręczone. Nie zawsze używa się tak mocnego słowa, czasem pojawiają się eufemizmy: "dokuczają mu", "popychają go", "śmieją się z niego".
W Polsce 48 proc. dzieci między 13. a 15. rokiem życia co najmniej raz w ciągu ostatnich kilku miesięcy doświadczyło przemocy ze strony rówieśników w szkole 123rf.com
Niektórzy uważają, że póki nie dochodzi do poważnego zagrożenia, dziecko powinno radzić sobie samo, żeby w przyszłości umiało rozwiązywać konflikty i stawiać czoła nieprzychylnym mu osobom. Życie przecież bajką nie jest, a złota klatka/szklany klosz to najgorsze, co możemy zafundować naszej pociesze.

Nie chcą iść na skargę do dyrektora, czy wychowawcy, obawiając się narażenia dziecko na kpiny rówieśników. Tym bardziej, że jedna pogadanka na lekcji wychowawczej często niewiele zmienia, a przecież każdy wie, "kto naskarżył".

Wujek do wynajęcia
Jak opisuje serwis społecznościowy z Hongkongu, Korea Południowa rozwiązała ten problem po swojemu. Wystarczy zainwestować 500 dolarów (ok. 1900 złotych), żeby pozbyć się problemu na długi czas.


Za taką kwotę można wynająć groźnie wyglądającego mężczyznę, który będzie udawał krewnego ofiary i spotka się z oprawcą poza szkołą, żeby wybić mu z głowy dalsze znęcanie się nad dzieckiem. Żeby zapewnić dziecku bezpieczeństwo i podkręcić wiarygodność, może też odprowadzić nękanego do szkoły.

Nieco droższą usługą jest ta obejmująca dostarczenie dowodów. Zadaniem "wujka" jest wówczas sfilmowanie z ukrycia oprawców w akcji i wizyta u dyrekcji szkoły. Jej celem jest pokazanie nagrania i prośba – czy szantaż – aby podjęto stosowne działania pod groźbą umieszczenia go w internecie i splamienia reputacji szkoły.

Jeśli i to nie pomoże, pozostaje opcja ostateczna, czyli odwiedzenie rodziców agresywnego ucznia w ich miejscu pracy. "Wujek" ofiary ma im grozić, a wychodząc, obwieścić krzykiem, iż "tu pracują [tu nazwiska], rodzice szkolnego sadysty!". Cztery takie wizyty to koszt prawie 2000 dolarów (ok. 7500 zł).

Oczywiście takie usługi są nielegalne, acz – jak przekonuje serwis społecznościowy – popularne. Nie dziwi nas, że rodzicdręczonego dziecka może czuć frustrację i bezradność, ale naszym zdaniem zastraszanie i groźby nigdy nie są rozwiązaniem. A wy skorzystalibyście z takiej usługi?
Źródło: Gazeta Wyborcza