Prywatne przedszkola zabierają beztroskie dzieciństwo? "Dziecko trzeba zmęczyć" – usłyszał
To ważny głos ojca 3-latka, który zapoczątkował dyskusję – o prywatnych przedszkolach? Zabierają dzieciom beztroskie życie? Mocny list.
Rozwój ponad wszystko, ponad ulotne chwile dziecięcych lat, spontaniczności, wolności i beztroski. Pewne prywatne przedszkole od najmłodszych lat oferuje ciężką pracę w imię rozwoju. – Bo dziecko trzeba zmęczyć – usłyszał tata trzylatka, który chciał wybrać przedszkole dla dziecka z jak ciekawą ofertą. Czy to oznacza, że przedszkola prywatne chcą od początku życia przygotować dzieci do korporacyjnego wyścigu szczurów.
Ojciec dziecka z placówki zrezygnował, tłumacząc, iż placówka, w której nie ma miejsca na spontaniczną zabawę to "wyciskarka umysłów, czerpiąca pomysły wprost z korporacyjnego ładu organizacyjnego".
Niełatwy wybór
Rodzi się ważne pytanie dla rodziców – jak dobrze wybrać, jak nie pozbawić dziecka rozwoju, ale też nie wrzucić w tryb pracy na miarę korporacji. Rodzicielska ostrożność i rozsądek są tutaj kluczowe. Gdy 3-latek wybiera się do przedszkola, rodzic stoi przed wyborem jednej z dwóch opcji – przedszkole prywatne lub państwowe. Do tej pory pierwszy wybór oznaczał ciekawe, kreatywne, wyszukane zajęcia, tak by zadowolić dzieci i rodziców. Ale czy to oznacza, że w państwowych przedszkolach nie ma już szans na dobrą edukację dzieci?
Wycisną dzieci jak cytrynę
Dziś na edukacji dzieci rodzice oszczędzać nie chcą. To ma zagwarantować dobre wejście we wczesną dorosłość i lepsze życie. Trudno to krytykować. Edukacja rozwija cały system. Ale to nie do końca jest tak. – W folderze ładnie ujęte profilowanie dziecka, wysłuchiwanie jego oczekiwań i planów na przyszłość – brzmi nieźle, prawda? Po nieco ponad 2 tygodniach okazało się, że przedszkole, w którym znajduje się nasze 3-letnie dziecko, to wyciskarka umysłów, czerpiąca pomysły wprost z korporacyjnego ładu organizacyjnego – pisze w liście tata. On to dostrzegł i zareagował. Nie robią tego wszyscy opiekunowie.
Mężczyzna szuka odpowiedzi, bo nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego dzieci są tak obciążani od najmłodszych lat. – Niech ktoś mi wytłumaczy jaki jest sens pełnego zagospodarowania 3-latkowi dnia od 8.30 do 16.00? W jakim celu ma on odbywać niemal codziennie rozmowy z pedagogiem, logopedą, wuefistą, itd. Dlaczego w niemal ośmiogodzinnym planie dnia na najzwyklejsze nudzenie się, które moim zdaniem najlepiej uruchamia u brzdąców kreatywność, zostawiono raptem 30 minut po poobiedniej drzemce? I jeszcze jedno – nauczyciele jak szefowie w korpo, dość bezwzględnie zachęcają do zostania po godzinach – zadaje szereg pytań.
– Bo dziecko trzeba zmęczyć – tak nam mówiono. Tak więc po godzinie 16 jeszcze zajęcia z baletu i hiszpańskiego. Trzy razy w tygodniu…fuck! Co mocno niepokojące, te korporacyjne elementy funkcjonowania przedszkola popierali niemal wszyscy rodzice. Niemal, gdyż byłem jedynym, który po 2 tygodniach zbuntował się i spróbował dać dzieciakom trochę wolności – pisze dalej oburzony. Ciężko przejść obojętnie obok tych pytań. Smutne, a jednocześnie pocieszające jest to, że w tłumie rodziców choć jeden rodzic zareagował. Odważne i odpowiedzialne. My chcemy do tej dyskusji dołączyć. Porozmawiać o granicach rozsądku w planowaniu zajęć dziecka. Bez rozmowy nie powinno to się odbywać.
Łatwo zasypać planami, zajęciami i wizją dostatniego życia. Zanim jednak to zrobimy–jako rodzice, warto zadbać o emocje i uczucia dziecka. Inaczej "wyhodujemy" chomiki biegnące bezmyślnie w kółku.
Boom na prywatną edukację
Na co jeszcze zwrócił uwagę mężczyzna? – Spoglądano na mnie od tego czasu tak, jakbym palaczom w korpo zabrał wszystkie przerwy na fajkę. I jeszcze tę obiadową, a co tam. I rzecz kolejna – wyżywienie. Od A do Z w formie cateringu dietetycznego. Rozumiem, że specjalnie szykowane dania dla dzieci, że różnorodna dieta i możliwość wybrania dla dziecka każdego dnia 1 z 3 różnych rodzajów przekąsek. Ale odniosłem wrażenie, że kompletnie nie tędy droga w przypadku malutkiego dziecka, potrzebującego świeżo przyrządzonych potraw prosto od Pani Kucharki chodzącej po przedszkolu w drewniakach, z wielką michą zupy. Finalnie zabraliśmy małego do przedszkola państwowego – wyznał w liście.
Nie była to łatwa decyzja. Zmiana przedszkola też wiąże się ze stresem, ale lepsze to niż sztywne ramy przedszkola prywatnego, które przyjmuje formę pracy w korpo. – Naraziliśmy go, jak i siebie, na stres związany z przenosinami, ale po tygodniu chciał iść się bawić z kolegami, bez konieczności wpychania go na siłę do korposali z dwiema szefowymi czekającymi na rozwój jego zawodowych umiejętności – napisał.
– Tak, powinno być chociaż trochę o kwestiach zawodowych. Wyobraźcie sobie, na jakich obrotach funkcjonuje własna działalność, gdy przekazujesz dziecko w ręce, którym szybko przestałeś ufać. Do tego poziom stresu z tym związany psuje atmosferę w domu, a za nią idzie klimat w firmie. To jedna z wad pracy na swoim – życie prywatne w bardzo mocny sposób przeplata się z zawodowym. Codziennie i bez uprzedzenia. W korpo to był dopiero chillout… – napisał na koniec.
Ważny głos i przemyślany list jest wołaniem o rozsądek w szale kariery, korporacji, pieniędzy i sukcesu, kosztem dzieciństwa. Chcemy tak?
Napisz do nas: wiktoria.drozka@mamadu.pl
Może cię zainteresować także: Szukają sposobu, by pozbyć się dziecka. Moda na "wczasy" od dzieci zyskuje na popularności