Oni wprowadzili zakaz markowych ubrań. "Lans na metki" to też plaga polskich szkół

Redakcja MamaDu
Dylematy przed szafą każdego ranka przed wyjściem do szkoły to codzienność nie tylko dziewczyn, ale i chłopaków. Rewia mody, wyścig po metkę, ranking najlepszych gadżetów to konkurencje, w których nasze dzieci – chcąc nie chcąc – biorą udział. Co zrobić, by wyszły z nich zwycięsko? I jak przy tym nie zbankrutować?
Co zrobić, gdy nasze dzieci chcą zakładać do szkoły drogie ubrania? Fot. Iwona Burdzanowska / Agencja Gazeta
Dyrekcja Woodchurch High School w Birkenhead w Wielkiej Brytanii podjęła w ostatnich dniach odważną i wyjątkową decyzję. Po przerwie świątecznej uczniowie nie wrócą na zajęcia w markowych ubraniach. Powód? Szerząca się dyskryminacja i wykluczenie uboższych.

Co prawda zakazano nosić ubrania trzech konkretnych marek, jednak w sporze łatwo dostrzec uniwersalne zjawisko – w bardzo wielu szkołach, również polskich, czas lekcji to rewia mody, a spacer po korytarzu jest jak przejście po wybiegu.

Wyścig po metkę nie jest zjawiskiem nowym ani niszowym. Czy powinniśmy mu się sprzeciwiać? Czy mundurki rozwiązałyby sprawę? I skąd pogoń za marką?


Cool dziewczyny, chłopaki na czasie
Bartek jest w 3 klasie. Chodzi do szkoły podstawowej w małym mieście. Choć jego mama jest fryzjerką, a tata pracuje na zmiany w zakładzie szwalniczym, na treningi przychodzi w butach "jak Ronaldo". – Syn bardzo chciał mieć takie buty, twierdzi, że w innych na trening wstydzi się iść – mówi Agata, mama chłopca.

– Te buty są dla nich jak świętość. Chodzą w nich na dwór, czasem widzę, że Bartek wraca w nich ze szkoły. To coś jak nasze szaleństwo za Spice Girls, tylko zmaterializowane. Tak samo koszulki. Jakaś drużyna staje się na topie i nagle wszyscy ją uwielbiają, a kibicowanie dotychczasowym idolom jest passé, więc garderobę trzeba wymienić – opowiada Agata.

– W szkole mojej córki obecnie cool jest jeden plecak konkretnej marki. Kosztuje 400 zł. Jeśli jej go nie kupię, nie będzie cool, jak jej koleżanki – mówi Magda, mama trzech dziewczynek w wieku nastoletnim.

Jak się okazuje, w szkole jej córek panuje podobny trend, co w szkole Bartka – modne i pożądane są konkretne rzeczy. Nie chodzi o cenę, chodzi o to, jak wyglądają i co reprezentuje sobą marka, czyli styl i jakość. A to, że są drogie. No cóż... o tym wiedzą tylko rodzice.

– Jak dzieci wpadają na pomysł, że wartość ubrania mówi o wartości człowieka? Przeważnie wynika to z social mediów, dostępu do aplikacji społecznościowych rojących się od blogerów i influencerów ubranych w bardzo drogie marki. Pogoń za nimi i to, że w dzisiejszych czasach to nie pisarz, czy nawet piosenkarz jest dla dzieci autorytetem, a szafiarka, sprawia, że boom na marki jest jeszcze większy, niż to było nawet dekadę temu – wyjaśnia Katarzyna Kucewicz, psycholożka, psychoterapeutka z Ośrodka Psychoterapii i Coachingu Inner Garden.

Zdaniem Kucewicz, młodzieży trudno jest pojąć, że blogerki modowe otrzymują prezenty za reklamowanie produktów, że jest to pewnego rodzaju biznesowa transakcja. Pojmują świat w sposób bardziej uproszczony – to, co widzą jest dla nich punktem odniesienia.

Skoro niewiele starsza blogerka na każdym zdjęciu jest w innym ubraniu i pozuje na tle innego kraju, to dla młodej osoby często informacja, że świat tak właśnie wygląda, tylko jego osobista przestrzeń jest szara i nijaka, a ubranie nie ma logo.

Cena nie gra roli?
W szkole, w której zakazano noszenia bardzo drogich ubrań, ewidentnie chodzi o prześladowanie ze względu na stopień zamożności rodziny. Jak wynika z raportów Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej ("Dyskryminacja w szkole – obecność nieusprawiedliwiona") i Związku Nauczycielstwa Polskiego ("Czytanki o edukacji – dyskryminacja") bieda jest w polskich szkołach tak samo stygmatyzująca, jak orientacja homoseksualna. A jak wiadomo, za tą drugą można nawet dostać po twarzy.

– Wiem, że niektórzy rodzice z klasy Bartka potrafią nawet wziąć pożyczkę, żeby dzieciak i pojechał na wycieczkę, i miał te wszystkie gadżety, które pozwolą mu być w tej grupie, w której chce być. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie z tym walczyć. Jasne, że trzeba tłumaczyć, że nie pieniądze i rzeczy są w życiu najważniejsze i że jeśli trzeba się wkupywać w jakąś grupę, to raczej nie będą to nasi przyjaciele, ale skazywać dziecko na zupełne wyalienowanie to trochę okrucieństwo – komentuje Agata.

Podobnego zdania jest Magda. O pieniądzach rozmawia z córkami otwarcie i nie ukrywa, że gdyby miała więcej w portfelu, jej córki miałyby więcej w szafie. – W przypadku moich dziewczynek nie chodzi o to, kto jest biedny, a kto bogaty, lecz o to, kto jak wygląda. Ostatnio prosiła o spodnie z trzema paskami. Dla mnie to obciach, ale rozumiem, że też takie chce, skoro kumpelki takie noszą – wyjaśnia Magda.

– Te bogatsze dzieci często wiodą prym. Mają najlepsze ubrania, ale też najlepsze gadżety i jeżdżą w najdalsze zakątki świata na wakacje. Czy jednak są wychowywane w duchu równościowego poszanowania dla wszystkich? Często nie. Często rodzice mają podobną postawę – że posiadanie świadczy o wartości – i tę postawę implikują latoroślom. A reszta dzieci w takiej klasie musi się jakoś odnieść do tego, co widzi, więc często nie chcąc odstawiać również pragnie być taka jak te "najfajniejsze" osoby – wyjaśnia Katarzyna Kucewicz.

W opinii psycholożki, w przypadku młodzieży nie jest tak jak z dorosłymi, którzy chcą się czuć najlepsi, najatrakcyjniejsi. Młodzież nie chce odstawać, chce być akceptowana i lubiana i wydaje jej się, że to się osiąga poprzez posiadanie.

Ponadto u dziewczyn chodzi o styl. – Teraz tak jest, że marka znaczy więcej niż kiedyś, a ciuchy to nie tylko okrycie. Teraz metka, jaką się nosi, pokazuje nasz stosunek do mody – co nam się podoba – a styl to nasza osobowość. Z tego powodu jestem przeciwna mundurkom. Moja najmłodsza ma 11 lat i do szkoły chodzi w dwóch różnych skarpetkach i dziwacznych fryzurach. Nie wyobrażam sobie jej tego zabronić – mówi Magda.

– Żeby cieszyć się stylowym oryginalnym ubraniem niekoniecznie markowym, należy stawiać na swój indywidualizm i być osobą pewną siebie i swojej wartości. Dlatego unikatowy styl to raczej domena młodych dorosłych, a nie nastolatków. Dla nastolatków bowiem punktem odniesienia jest trend panujący w grupie rówieśniczej bardziej niż osobiste samopoczucie związane ze stylem. Niesie to za sobą pewne ryzyka w postaci pojawiającej się rywalizacji, której nad wyraz często przedmiotem jest posiadanie dóbr luksusowych, zamożność rodziców – potwierdza Katarzyna Kucewicz.

Co z tą dyskryminacją?
Idąc tym tropem, zakaz, który wprowadziła brytyjska szkoła, również można interpretować jak dyskryminację i podcinanie nastolatkom skrzydeł. Ponadto, jak zauważyli internauci, ludzie zamożni, którzy ubierają się w markowych sklepach, nie zawsze robią to dla lansu. Wielu z nich po prostu ceni jakość, a nie metkę. Dla nich rozporządzenie szkoły stwarza duży problem.

– Z moich obserwacji wynika, że winni nie są zamożni, tylko ci, którzy swoją pozycje budują za pomocą metek. Dlatego staram się pilnować, by Bartek miał tylko te rzeczy, które rzeczywiście chce mieć, a nie te, które chce mieć, bo mają inni – mówi Agata.

W klasie jej syna było już kilku chłopaków, którzy przechwalili się nowymi modelami smartfonów czy konsol. Po czym okazywało się, że kłamią, że je mają, a jeśli rzeczywiście je mieli, szybko wychodziło szydło z worka. – Takie bajery dzieciom szybko się nudzą i inne dzieci traciły zainteresowanie. Przyjaciół nie da się kupić. 9-latek po kilku takich doświadczeniach jest w stanie to zrozumieć – dodaje mama chłopca.